16. Ostrzeżenie

61 4 0
                                    

Felix

Prośba Hannah nie dawała mi spokoju, chociaż byłem przekonany, że nic nie będzie w stanie tak po prostu zmusić mnie do zmiany decyzji. Nie mogłem pozwolić sobie na pozostanie w Seattle, tym bardziej, że wszyscy zdawaliśmy sobie sprawę z tego, iż byłem o wiele bardziej potrzebny w innym miejscu. Kwestia Kajusza stanowiła najważniejszy problem – prędzej czy później musiał zginąć i to niezależnie od obietnicy, którą Demetri złożył tamtej wyparce. To było o wiele bardziej złożone, chociaż sprowadzało się do prostego, aż nazbyt oczywistego wyjaśnienia: do zemsty.

Jeśli miałem być ze sobą szczery, musiałem przyznać, że sam znajdowałem dość powodów do tego, by całym sobą pragnąć śmierci wampira. Impuls był silny i dość oczywisty, nie tylko przez wzgląd na dobro Renesmee, ale przede wszystkim właśnie na to, co spotkało Hannę. Zdawałem sobie sprawę z tego, że do tej pory obwiniała się na to, co miało miejsce. W porządku, nie tak dawno temu sam byłem na nią wściekły – zarówno za całe miesiące kłamstw, jak i za to, co zrobiła – jednak na dłuższą metę takie postępowanie nie miało sensu. Winowajca był jeden, a ja miałem wrażenie, że tak długo, jak był gdzieś tam, zdolny do tego, by w każdej chwili uprzykrzyć nam życie, żadne z nas nie miało doznać pełni spokoju.

Jakaś cząstka mnie chciała porozmawiać o tym z Hanną, ale nie potrafiłem się na to zdobyć. Na litość Boską, niby co miałem jej powiedzieć? „Wyjeżdżam, bo chcę cię chronić – i w pewnym sensie liczę na to, że dzięki temu w końcu zrozumiem, co tak naprawdę do ciebie czuję"? To nie brzmiało szczególnie dobrze i zdawałem sobie z tego sprawę. Co więcej, problem z naszymi relacjami polegał właśnie na tym, że nie potrafiliśmy zdobyć się na szczerą rozmowę, w zamian zdając się na gesty i niedomówienia. Czułem, że w jej przypadku istniało coś więcej – przeszłość, która dla mnie pozostawała czystą abstrakcją, a do której Hannah nie chciała mnie dopuścić. W efekcie oboje trwaliśmy w miejscu, naprzemiennie do zbliżając się do siebie, to znowu zwiększając dzielący nas dystans. To nie było zdrowe, a tym bardziej dojrzałe, a już na pewno nie pomagało żadnemu z nas, ale kto by się tym przejmował w obecnej sytuacji?

Mój wyjazd był zaledwie kwestią czasu, a przynajmniej usiłowałem przekonać samego siebie, że tak właśnie jest. W pierwszej kolejności zamierzałem upewnić się, że z Nessie jest wszystko w porządku, aż nazbyt świadom tego, że Demetri najpewniej zabiłby mnie, gdyby nagle stan dziewczyny się pogorszył, ale wszystko wskazywało na to, że przynajmniej ten jeden raz nie czekają nasz żadne niespodzianki. Czymkolwiek był lek, który przywiozłem z Ni'ihau, najwyraźniej działał prawidłowo, a przynajmniej organizm Renesmee wydawał się go tolerować, czerpiąc ze środka to, co najlepsze.

Hannah większość czasu spędzała w pokoju przyjaciółki, czuwając przy niej naprzemiennie z Bellą. Nessie spała, ale tym razem to był inny rodzaj stanu nieświadomości – najzupełniej normalny, a przynajmniej do tego próbował przekonać nas Carlisle. No cóż, był zmartwiony, co zresztą wcale mnie nie zdziwiło, bo od chwili ukąszenia przez Kajusza dziewczyna nie sypiała prawie wcale. W gruncie rzeczy w najbliższym czasie chyba wszyscy mieliśmy być przewrażliwieni, żyjąc wspomnieniami minionych tygodni. To jedynie utwierdzało mnie w przekonaniu, że musieliśmy zrobić cokolwiek, żeby zakończyć sprawy z przeszłości, nawet jeśli pozbycie się najbardziej uciążliwego z braci Volturi nie rozwiązywało wszystkich problemów.

Była jeszcze Rosa, po której mogliśmy spodziewać się dosłownie wszystkiego. Jedna rzecz wydawała się aż nazbyt oczywista: wampirzyca kręciła się gdzieś w okolicy, być może na wyciągnięcie ręki, o ile wierzyć temu, co powiedziała nam Fiona. Cokolwiek sądzili o wampirzycy Cullenowie, po tym, jak udzieliła nam informacji na temat Ni'ihau i lekarstwa, ostatecznie udzielili Fi swego rodzaju azylu. Sama zainteresowana przez większość czasu snuła się po domu niczym duch albo przesiadywała w pokoju gościnnym, milcząca i chyba skoncentrowana na tym, żeby udawać, że nie istnieje. Dobrze wiedziałem, co to znaczyło być traktowanym jak intruz – w końcu wraz z Hanną i Demetrim doświadczaliśmy tego przez całe tygodnie, kiedy chcąc nie chcąc musieliśmy współpracować z rodziną Nessie – więc potrafiłem wyobrazić sobie, co takiego musiała czuć w naszym towarzystwie. Jakkolwiek by nie było, dzięki jej obecności ja i Hannah mogliśmy czuć się dużo swobodniej, chociaż trudno było mi stwierdzić czy to dobrze, czy źle.

THE SHADOWS OF THE PAST [KSIĘGA III: UKOJENIE]Where stories live. Discover now