11. Obietnica

70 3 0
                                    

Demetri

W milczeniu wpatrywałem się w stojącą przed nami kobietę. W pierwszym odruchu przyszło mi na myśl, żeby zapytać ją o to, czy przypadkiem sobie nie żartowała, ale doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że to jedynie strata czasu. Była poważna i to aż nadto, co uświadomił mi zarówno wyraz jej twarzy, jak i obecność istot, które wciąż trzymały się na dystans. To sprawiało, że moje zmysły wręcz krzyczały, nakazując mi natychmiastową ucieczkę, ale próbowałem ignorować te uczucia, zmuszając się do spokojnego stania w miejscu. Jakby nie patrzeć, nie kłamałem, kiedy odpowiadałem na pytanie kobiety, a sytuacja z Renesmee była dla mnie aż nazbyt oczywista. Mogłem zrobić dla niej wszystko, byleby tylko mieć pewność, że w ten sposób uda mi się ją ocalić, a jeśli to było ceną tej kobiety...

Nawet nie spojrzałem na resztę towarzyszących mi osób. Na ułamek sekundy dosłownie zapomniałem o tym, że nie jestem sam, zdolny koncentrować się wyłącznie na tym, że już właściwie wszystko był jasne. Przez moment sam nawet nie byłem pewien czy jestem bardziej zaskoczony, czy może usatysfakcjonowany, jednak niezależnie od wszystkiego, mój stan ducha w najmniejszym nawet stopniu nie wpływał na to, co czułem – i co ostatecznie odpowiedziałem, nie czekając aż ktokolwiek inny dojdzie do głosu:

– Zgoda.

Zapadła nieprzenikniona cisza, a ja poczułem na sobie przenikliwe, wymowne spojrzenie Felixa. Nie, do cholery. Nie wiem w co się pakuje, ale nic mnie to nie obchodzi, pomyślałem poirytowany, choć w tym momencie wyłącznie Edward był w stanie mnie usłyszeć – i to jedynie pod warunkiem, że akurat nie skupiał się na przemyśleniach innych, a już zwłaszcza tych, którzy obserwowali nas z ukrycia, w każdej chwili będąc w stanie rzucić się do ataku. Swoją drogą, mimo wszystko mieliśmy dużo szczęścia, że nie trafiliśmy na Ni'ihau podczas pełni, ale mimo wszystko nie sądziłem, żeby to była szczególnie dobra wiadomość. Dzieci księżyca były niebezpieczne i o wiele silniejsze od ludzi nawet w swojej najsłabszej postaci, teraz zaś swobodnie mogliśmy założyć, że mieli nad nami przewagę liczebną. Co więcej, to była ich wyspa, a ja wolałem nie przekonywać się, jak daleko mogłyby się posunąć te istoty oraz ich strażnicy, gdyby sytuacja zaczęła tego wymagać.

Prawda była taka, że nie mieliśmy wyboru. Odmowa oznaczałaby mniej więcej tyle, że po raz kolejny traciliśmy czas, którego już i tak nie mieliśmy. Nie zamierzałem roztrząsać tego, czy Fiona mówiła prawdę, kiedy przekonywała, że Renesmee już i tak walczy długo; żadne z nas zdecydowanie nie zamierzało tego sprawdzać, istotne zresztą było to, że miałem złe przeczucia, których nawet nie próbowałem opanować. Nie potrafiłem nawet jednoznacznie określić, czego tak naprawdę dotyczyły, ale to miało dla mnie najmniejsze znaczenie. Najważniejsze było to, żeby pomóc Nessie, a nad resztą mogliśmy zastanawiać się później, o ile w ogóle.

– Zdajesz sobie sprawę z tego, że słowo zobowiązuje? – zapytała natychmiast nieznajoma, zwracając się bezpośrednio do mnie. – Jeśli zechcesz nas oszukać...

– Nawet nie kończ – przerwałem zniecierpliwionym tonem. – Tak, do diabła, zrobię to. Jeszcze nie wiem jak, ale to już mój problem. Ty jedynie daj nam to, po co przyszliśmy – ponagliłem, spoglądając na nią wyczekująco.

Być może ujmowanie sprawy w taki sposób nie było najlepszym pomysłem, ale już o to nie dbałem. Zarówno my, jak i mieszkańcy wyspy, mieliśmy wspólne cele, które z powodzeniem mogliśmy zrealizować, jeśli tylko podjąć odpowiednie działania. W tym przypadku wymuszone uprzejmości wydawały się absolutnie zbędne, a ja nie zamierzałem kajać się, skoro to i tak nie prowadziło do niczego sensownego. W zamian mogliśmy przestać tracić czas i przejść od rzeczy, tym bardziej, że kobieta musiała doskonale zdawać sobie sprawę z tego, że w gruncie rzeczy nie mogliśmy tak po prostu odrzucić jej propozycji. Nawet nie próbowałem się nad tym zastanawiać, pragnąc po prostu zrobić to, czego ode mnie oczekiwano – działać, byleby tylko na powrót nie popaść w letarg, który przed ostatnie tygodnie doprowadzał mnie do szaleństwa.

THE SHADOWS OF THE PAST [KSIĘGA III: UKOJENIE]Where stories live. Discover now