9. Wyspa

67 5 0
                                    

Felix

Hannah wsparła dłonie na biodrach, uparcie tarasując przejście. Jej smukła sylwetka nie robiła na mnie szczególnego wrażenia, w przynajmniej w przypadku, gdybym chciał spojrzeć na nią jak na potencjalnego przeciwnika, bo w innym przypadku to stwierdzenie byłoby fałszem. Cholera, tak – była ładna i pełna gracji, zresztą jak każda nieśmiertelna kobieta, ale nie to w tamtej chwili było najistotniejsze. Ważne było to, że całą energię wkładała w to, żeby spokojnie stać w przejściu, opierając się plecami o framugę i udając, że nie zauważa tego, iż przez jej obecność wyjście na zewnątrz mogłoby okazać się skomplikowane, o ile założylibyśmy, że zmuszenie jej do odsunięcia się nie wchodzi w grę.

Wzniosłem oczy ku górze, udając nagłą fascynację czymś, co znajdowało się na suficie. Nie musiałem patrzeć na towarzyszącego mi Demetriego, by zorientować się, że jest w równie bojowym nastroju, co i Hannah, co samo w sobie mogłoby okazać się całkiem ciekawe, gdyby oboje jednak pokusili się o to, żeby rzucić się sobie do gardeł. Miałem ochotę przypomnieć jej, że denerwowanie Dema w ostatnim czasie nie jest najlepszym pomysłem, ale jakoś wątpiłem w to, żeby dziewczyna chciała mnie posłuchać – i to zwłaszcza po tym, jak naskoczyłem na nią podczas wyjazdu do La Push. Nadal byłem zdenerwowany i nie zamierzałem udawać, że jej zachowanie już nie działa mi na nerwy, ale to nie było aż tak istotne. Najważniejsze w całej tej sytuacji było to, że po raz kolejny byliśmy bliscy tego, żeby zacząć kłócić się ze sobą nawzajem, a to zdecydowanie nie było w obecnej sytuacji dobre ani dla nas, ani tym bardziej dla Renesmee.

– Nie ma mowy – oznajmiła z powagą dziewczyna, wspierając obie dłonie na biodrach. – Nie patrz tak na mnie, Dem. Ja już powiedziałam – ucięła i chyba naprawdę wierzyła w to, że jej sprzeciw jest wystarczający, żeby przemówić tropicielowi do rozumu.

– Och, na litość Boską! – nie wytrzymał wampir. – Ja naprawdę nie mam na to czasu. Już i tak jesteśmy spóźnieni, więc gdybyś była taka dobra i...

– Więc pozwól mi jechać – przerwała mu, uśmiechając się słodko.

Jej oczy wydawały się łagodnie jarzyć, błyszcząc tak intensywnie, że wydało mi się to nienaturalne, choć jednocześnie niezwykle pociągające. Upór Hanny zawsze w równym stopniu irytował, co i wzbudzał podziw, tym bardziej, że mało było aż do tego stopnia zdecydowanych kobiet, które przynajmniej teoretycznie wiedziały, czego tak naprawdę chcą. Ona taka była i miałem okazję przekonać się o tym nie raz, przez co tym trudniej było mi zrozumieć, dlaczego sprawy między nami do tego stopnia się komplikowały. Jak ktoś taki jak Hannah Arroch mógł stać w miejscu, skoro ta dziewczyna byłaby zdolna skoczyć nawet w ogień, gdyby tego wymagała od niej sytuacja?

Nie miałem pojęcia, zresztą zdecydowanie nie zamierzałem się nad tym zastanawiać. Jednym, czego na pewno byłem pewien, było to, że Hannah po raz kolejny zamierzała pokazać nam pełnię swojego charakteru. Niestety, problem polegał na tym, że sprawy już i tak zbyt mocno się skomplikowały, a my w istocie nie mieliśmy czasu na to, żeby dodatkowo sprzeczać się pomiędzy sobą. Sytuacja już i tak była napięta, a mnie chciało się wyć z rozpaczy na myśl o tym, że miałem spędzić kilkanaście najbliższych godzin w towarzystwie zachowującego się jak desperat Demetriego, czytającego w myślach ojca Renesmee i upartego kundla, którego co prawda sam pomogłem sprowadzić, ale naprawdę nie sądziłem, żeby był w stanie dogadać się z Demem. Już i tak miałem wrażenie, że czeka mnie prosta droga do szaleństwa, a jednak zachowanie Hanny wydawało się dowodzić, że mogło być jeszcze gorzej.

Cały wieczór rozważaliśmy to, jak najrozsądniej będzie zorganizować wyjazd na wyspę, którą zasugerowała nam Fiona. O ile nie kłamała, właśnie podsunęła nam najważniejszą wskazówkę, tym samym doprowadzając do przełomu, którego bezskutecznie wypatrywaliśmy przez te wszystkie tygodnie szperania w Internecie i załamywania rąk. Ewentualna obecność Rosy w pobliżu wszystko komplikowała, a mnie i wujkom Nessie mimo dłuższego patrolowania okolicy nie udało się natrafić na ślad wampirzycy, więc pozostawało nam jedynie uwierzyć Fi na słowo. W zasadzie żadne z nas nie miało już niczego do stracenia, a wyjazd na Hawaje wydawał się lepszy niż kolejne dni wątpliwości i czekania na cud, tym bardziej, że nie mogliśmy zaprzeczyć jednemu: powoli kończył się nam czas.

THE SHADOWS OF THE PAST [KSIĘGA III: UKOJENIE]Where stories live. Discover now