Rozdział 2: Lunch

Start from the beginning
                                    

-Itachi ja muszę iść na obchód, jeśli nie chcesz mi towarzyszyć, możesz zostać u mnie w gabinecie.- oznajmiła, jej głos był ochrypły, jednak nie zatracał jej kobiecej barwy. Pokiwałem głową, a ona wręczyła mi klucze.

-Pokój 237. Piętro drugie na końcu korytarza, po załatwieniu spraw w szpitalu możemy wyjść na lancz.- Tyle ją widziałem, już po chwili znikła za najbliższym zakrętem.

      Po obchodzie szybko skierowałam kroki w stronę gabinetu. Miałam dość, to była moja kolejna bezsenna noc. Odkąd przejęłam obowiązki Tsunade, nie miałam chwili wytchnienia. Praca zajmowała dziewięćdziesiąt procent mojego dnia, pozostałe dziesięć zajmował sen, higiena i jedzenie. Chociaż z tym ostatnim bywało różnie, często zdarzało mi się zasypiać przed papierami, wtedy to Naruto wysłany przez Hinate przynosił mi coś do jedzenia, a następnie wysyłał do domu. Złapałam za klamkę zamiarem otwarcia drzwi, jednak głos dobiegający z oddali mnie zatrzymał. To był Naruto.

-Saki-chan! Nie uwierzysz, co dziś usłyszałem od mieszkańców!- Słyszałam jego uradowany głos, biegł w moją stronę z wielkim uśmiechem.- Wracam z misji, a tu zaczepia mnie starsza pani i mówi, że do wioski wrócił spadkobierca sharingana ! Dodatkowo to TY byłaś widziana w jego towarzystwie, nie mówiłaś, że Sasuke wrócił! Jak mogłaś, chciałaś go tylko dla siebie, a to też mój przyjaciel.- Powiedział z wyrzutem i pogroził mi palcem, wyglądało to komicznie, Uzumaki nigdy nie potrafił zachować się adekwatnie.

-Naruto to nie tak.- Starałam się zatrzymać przyjaciela, odciągnąć go by nie zajrzał do gabinetu, nie teraz. Dopiero co wrócił, nie chciałam go obarczać jeszcze tym, to mogłoby być zbyt wiele. Dobrze wiem, jak zależy mu na tym Gburze, nie mogę, pozwolić by znów się zawiódł.

-Gdzie on jest? Ukryłaś go w gabinecie? Myślałaś, że go tu nie znajdę?- Zapytał, śmiejąc się pod nosem, nie miałam siły na jego zaczepki, chciałam tylko wrócić do domu. Nie mam siły na kolejne kłótnie i szarpaniny.
Nie czekając na moją reakcje, Naruto wyczuł chwilę, w której straciłam czujność, chwycił za klamkę i wszedł do biura.

-Naruto, poczekaj!- Nie zdążyłam. Zbyt wolno zareagowałam. To, czego chciałam uniknąć w tym momencie się zaczęło.

      Właśnie wróciłem z misji, nie było mnie tylko tydzień, a przy bramie takie wieści mnie dochodzą. Nie wierzę, muszę szybko się z nim spotkać.
Biegłem, spieszyłem się, musiałem znaleźć Sakure. To nie było trudne, ona wiecznie przesiadywała w szpitalu, jakby mogła, zamieszkałaby w swoim gabinecie. Wbiegłem do szpitala, potrącając przy okazji parę pielęgniarek. Słyszałem, ich oburzone krzyki nie odwracając się, przeprosiłem. Byłem już blisko.

-Saki-chan!- Zawołałem, szczerząc się do niej. Jej wzrok mówił, że chce go przede mną ukryć. Tak łatwo się nie dam. Nie dziś!
Nigdy nie zrozumiem kobiet, gdy byłem już przy niej, robiła wszystko by mnie odciągnąć od gabinetu. Nawet zaprosiła mnie na ramen! Ale ja chciałem zobaczyć się z przyjacielem, przecież możemy iść na ramen w trójkę tak jak kiedyś! Tyle czasu go nie widziałem, musimy wszystko nadrobić, mam mu tyle do opowiedzenia. Jednak Sakurcia, ona mi to uniemożliwiała, zachowuje się dziwnie. Wiem, że Sauke jest dla niej kimś ważnym, ale to nie jest powód, by zabraniała mi spotkać się z przyjacielem. Dattebayo! Tak teraz mam szanse! Wyczuwając chwile jej rozkojarzenia, złapałem za klamkę, szybko ją naciskając, wszedłem do gabinetu, i zamarłem. To nie on. Stałem w progu od jakiegoś czasu, nie mogąc uwierzyć. Byłem pewny, że mój mózg płata mi figle. Przecież on, ale to nie możliwe dattebayo! Otrząsnąłem się, dopiero gdy się przywitał. Pora działać, muszę coś z tym zrobić, bo inaczej nie jestem, NARUTO Uzumaki twardogłowy ninja numer jeden!

-TY! Co ty tutaj robisz, przecież nie żyjesz! Sasuke cię zabił! DATTEBAYO!- Wykrzyczałem wściekle, biegnąc na karookiego. -Nie pozwolę by Saki-chan zadawała się z takim mordercą! - Już miałem się na niego rzucić, jednak silny cios mnie powstrzymał.

-Naruto, Itachi wrócił do wioski, jest moim pacjentem. - Odpowiedziała, podchodząc do mnie, jej postura mówiła wszystko, nagrabiłem sobie. W takich momentach bałem się jej bardziej niż Babuni. Sakura już dawno przerosła Babunie, wszyscy tak mówili.

-Saki-chan ja nie wiem, w co we mnie wstąpiło.- Skuliłem się i zacząłem tłumaczyć, widziałem, jak przyjaciółka do mnie podchodzi, pochylając się nad moją głową. Jej pięść niebezpiecznie zbliżała się do mojej twarzy. Co zrobić? Co zrobić?

-Masz do wyboru, wyjść drzwiami jak normalny cywilizowany człowiek, lub wylecieć przez okno wraz z moim krzesłem? Co wybierasz?- I tyle mnie widziała, postanowiłem ulotnić się jeszcze przed zakończeniem jej zdania. Prawdę powiedziawszy, do dziś odczuwam upadek po ostatnim razie.

      Od sytuacji w gabinecie minęło kilka godzin, Sakura przeprosiła mnie za swojego przyjaciela oraz pokazała mi mój tymczasowy pokój. Na razie muszę zostać w szpitalu, jednak za dwa dni mam zostać przydzielony do domu jednego z Anbu. Jakiś czas temu wybrałem się wraz z różowowłosą na naprawdę późny lunch. Będąc w knajpce, miałem czas, żeby ukradkiem przyjrzeć się wystraszonym spojrzenią oraz wsłuchać się w szepty przebywających tu mieszkańców. NIE dziwiłem się, spotkać osobę, która jeszcze przed paroma godzinami uważana była za zdrajcę to nie codzienność, na dodatek, jak gdyby nigdy nic siedzę w Ichiraku i spożywam posiłek z jedną z bardziej wpływowych osób w wiosce. Dziwiłem się jaką swobodą zostałem obdarzony. Mogłem poruszać się po każdym zakamarku wioski bez nadzoru, a jedynym ograniczeniem były moje przechadzki poza mury Konohy. Nigdy bym nie przypuszczał, że starszyzna, a zarazem Hokage przyjmą z takim spokojem moją propozycję. Przecież miałem spędzić tu resztę życia. Przyszedłem tu i jak gdyby nigdy nic poprosiłem o mój azyl. Teraz mogłem powiedzieć, że wioska zmienia się na lepsze. Nie zamyka się na nowe rozwiązania. Usłyszałem, jak różowowłosa wymawia moje imię. Mimowolnie przeszedł mnie dziwny dreszcz. Dziwiło mnie, że tak drobna kobieta może być tak oschła względem innych, w końcu była lekarzem, na co dzień ratowała wiele istnień. Taka osoba nie może być zła, może to jedynie gra?

-Itachi! Wiesz, że nie lubię powtarzać się dwa razy.- Usłyszałem ponownie jej już podirytowany głos.

-Przepraszam, zamyśliłem się. Mówiłaś coś?

-Tak. Pytałam o to, dlaczego postanowiłeś wrócić?

-To proste, zaczęło mnie męczyć ciągłe życie w ukryciu. Chciałem też wrócić do wioski, by zacząć życie od nowa. Założyć rodzinę. Wieść spokojnie życie, mieć pewną przyszłość, chciałbym wracać do domu z myślą, że czeka na mnie w nim kobieta mojego życia, a gdzieś obok niej dokazuje mały urwis. Nie okłamujmy się, z dnia na dzień jestem coraz straszy, a che pozostawić po sobie potomka.

-Rozumiem.- Odparła, gdy tylko skończyłem swoją wypowiedź. Jej wzrok błądził po prawie pustej misce, a jej dłonie zgrabnie trzymały pałeczki, którymi bawiła sie w zupie. -Nie jestem głodna, przepraszam Itachi muszę juz iść mam jeszcze pare rzeczy do załatwienia.- Dodała szybko wstając i wychodząc z budki. Tego dnia więcej jej nie zobaczyłem. Niedługo po wyjściu doktor Haruno postanowiłem wrócić do szpitala. Na dziś koniec spoufalania z mieszkańcami. Zaśmiałem się pod nosem, bawiła mnie ta sytuacja. Będąc w szpitalu odebrałem klucz do mojego pokoju i uprzednie wykonując wszystkie wieczorne czynności, położyłem się na szpitalnym łóżku. Ja Itachi Uchiha pełnoprawny obywatel Konoha, przyrzekam dozgonną wierność mojej wiosce. Z tą myślą oddałem sie w objęcia morfeusza.

      Gdy wróciłam do domu, nie bardzo wiedziałam, co ze sobą zrobić. Usiadłam na sofie i zatopiłam się we własnych myślach. Byłam na siebie zła. Uciekłam dziś jak ostatni tchórz, jednak ja, ja nie mogłam tam dłużej zostać za bardzo przypominał mi brata. Jego czarne oczy, wyraz twarzy, postura to wszystko przypominało mi jego brata. Teraz gdy wszystko zaczęło sie układać, zaczęłam osiągać sukcesy w pracy, prawie zapomniałam o bólu jaki mi przysporzył, jeden z nich wrócił. Dlaczego to mnie spotyka? Dlaczego w moim życiu na nowo zagościł jeden z Uchiha?

_____
Koniec. I co myślicie o tym rozdziale? Mam nadzieję że was nie zanudziłam :)
2050 słów, jedziemy do przodu!
Oh i jeszcze jedno rozdziały będę dodawała do dwóch tygodni, nie co dwa. Łatwiej jest mi skupić się na nowym rozdziale, gdy poprzedni jest już opublikowany.

|Sasusaku| Każdy Kwiat Rozkwita.Where stories live. Discover now