Gryfońska głupota

9.3K 535 156
                                    

Próbowałem zasnąć, lecz moje myśli wciąż powracały do zdarzenia z lochu. Chyba po raz setny spojrzałem na zegarek, było już grubo po północy, a ja nie zmrużyłem oka rozmyślając o tym przeklętym Potterze. Nie wiem co się ze mną działo, przecież zawsze go nienawidziłem, byliśmy wrogami od pierwszej klasy, odkąd odtrącił moją dłoń wtedy w ekspresie do Hogwartu. To był jeden z tych nielicznych razów gdy uchyliłem rąbek mojej maski, bo chciałem na przekór wszystkiemu zdobyć jego sympatię. Potem pielęgnowałem nienawiść do niego tak jak do całego tego świata tworząc z tego kolejną linie obrony, kolejny mur wokół mojego serca.

    Już wiedziałem, że nie zasnę dopóki czegoś nie zrobię. Przeklinałem samego siebie i swoją głupotę. Sam nie potrafiłem uwierzyć w to co robię, w to, że zachowuję się jak jakiś głupi waleczny Gryfon. Wstałem z łóżka i ubrałem się na czarno w zwykłe dżinsy i koszulę, na to narzuciłem tylko pelerynę, różdżkę wsadziłem do kieszeni, a do ręki wziąłem duży czarny koc sądząc, że może się przydać. Przekręciłem jeden z świeczników w moim pokoju, a wąski kawałek ściany odskoczył ukazując wejście do mojego tajnego królestwa. Wpierw zakradłem się do sypialni ojca, ku mojej uldze spał głęboko najprawdopodobniej zadowolony i zmęczony po orgii z Potterem. Do matki nie było sensu zaglądać, wiedziałem, że nie zejdzie do lochów, ona w przeciwieństwie do mnie słuchała ojca.

    Z labiryntu tajnych przejść wyszedłem dopiero w lochach, nie miałem pojęcia, w której celi jest Potter dlatego musiałem zaglądać do każdej po kolei. Na szczęście znalazłem go dość szybko, najwyraźniej gorylom ojca nie chciało się go daleko taszczyć, był w lochu tuż obok sali tortur. Już przez kraty mogłem dojrzeć jego sylwetkę przykutą do ścian kajdanami, co mnie trochę zdziwiło, czyżby bali się, że ucieknie? W tym stanie to było wykluczone, może jednak chcieli się z nim jeszcze zabawić lub zadać dodatkowy ból, gdyż chłopak wisiał na samych rękach stopami nie dotykając podłoża. Głowę miał bezwładnie opuszczoną na piersi, spał? Raczej nie, gdyż gdy tylko otwierane drzwi zaskrzypiały poderwał głowę, a we mnie wbiła się para przerażonych oczu.

    – Malfoy – wychrypiał, a w jego głosie słychać było jedynie paniczny lęk.

    Już nie przypominał tego Pottera, z którym stykałem się na szkolnych korytarzach, nie miał tej odwagi w oczach i chęci życia. Wiedziałem, że nie zacznie pyskować, nie podniesie dumnie głowy plując mi w twarz i nie chcąc przyjąć pomocy od Ślizgona. Był całkowicie złamany, był już tylko wrakiem człowieka i to mój ojciec doprowadził go do takiego stanu. Zadrżałem gdy przypomniałem sobie, że cały magiczny świat liczy, że on ich ocali i zabije Czarnego Pana. Współczułem mu, dotychczas zapewne trudno mu było dźwigać to brzemię, a teraz to go przygniecie do reszty.

    Nic nie mówiąc podszedłem do niego śledzony wciąż przez te przerażone oczy, wyciągnąłem różdżkę i wycelowałem w jego stronę.

    – Nie, błagam nie – zakwilił.

    Byłem zaskoczony nie wiem czym bardziej tym, że błagał, czy, że bał się mnie. W sumie się nie dziwię, zapewne nie raz już oberwał torturującym zaklęciem.

    – Alohomora – szepnąłem.

    Kajdany opadły, a Potter runął na ziemię, znaczy runąłby gdybym go nie złapał. Zadrżał gdy go dotknąłem. Rozumiałem ten odruch aż nazbyt dobrze, wciąż czułem się źle będąc tak blisko kogoś, a on został zgwałcony zaledwie kilka godzin temu, nie miał tak jak ja lat by się z tym oswoić.

    – Spokojnie Potter, nie zrobię ci krzywdy – szepnąłem uspokajająco zadziwiając samego siebie tymi słowami. – Chcesz się stąd wydostać? – zapytałem choć znałem odpowiedź.

    – Chcesz mi pomóc? – oczy Pottera rozszerzyły się w szoku.

    Uśmiechnąłem się do niego zupełnie nieświadomie i rozłożyłem koc. Potter wciąż był oparty o mnie najwyraźniej nie miał nawet tyle siły by ustać samodzielnie. W półmroku lochu mogłem przyjrzeć się jego pokaleczonemu ciału. Moją uwagę zwróciły plecy, a właściwie krwawa miazga jaka z nich została, można było tam odnaleźć ślady po najróżniejszych zakończeniach biczy z kolekcji moje ojca, sam parę razy nimi obrywałem i wiedziałem jak paskudnie goją się takie rany. Na udach Pottera mogłem dostrzec jeszcze ślady gwałtu – krew i zaschnięte nasienie, tu raczej nie miał się jak umyć. Otuliłem go ostrożnie kocem wiedząc, że to nic nie da, bo materiał i tak przylepi się do jego ran.

    Potter najwyraźniej odzyskał trochę sił gdyż stanął na własnych nogach lekko opierając się o ścianę.

    – Dlaczego? – zapytał patrząc prosto na mnie.

    – Bo wiem co ci mój ojciec zrobił i wiem jak to boli – odparłem.

    Sam nie wiem czemu mu to powiedziałem, aż tak nisko upadłem, by zwierzać się Potterowi?! Po moich słowach w jego oczach dało się dostrzec zaskoczenie już otwierał usta by coś powiedzieć, gdy nagle zwinął się w pół z krzykiem.

    – Potter, cholera, co ci jest? – odwróciłem go w swoją stronę próbując zorientować się co się stało.

    – Boli – jęknął po czym jego oczy zaszły mgłą i zemdlał.

Draco Malfoy Diary || DrarryWhere stories live. Discover now