▪️ Chapter 25 ▪️

1.5K 114 72
                                    


Tik. Tak. Tik. Tak. 

Czas płynął nieubłagalnie do przodu. 

Dziś mijały dwa lata.

Dwa lata, odkąd rozstaliśmy się z Klausem.

Dwa długie, długie lata.

Czy te dwa lata były dla mnie szczęśliwe? Tak. Zdecydowanie tak. 

Spędzałam dużo czasu z przyjaciółmi. Odwiedziliśmy nowe miejsca, a ja skończyłam college. Teraz byłam już wykwalifikowaną dziennikarką, tak jak zawsze marzyłam. Wiedziałam, że mama byłaby ze mnie dumna. 

Bonnie w końcu odnalazła miłość. Nie do końca pasował mi fakt, że jej wybrankiem został Enzo, ale no cóż, była szczęśliwa. W głębi duszy bardzo go lubiłam, ale uwielbiałam się z nim droczyć. 

Elena także ukończyła college i odbywała staż w naszym szpitalu. Damon dostał się do rady miasta i manipulował ludźmi tak bardzo, że przekraczało to granice przyzwoitości, na szczęście nie krzywdził tym innych. Chciał po prostu dobrze się bawić. No i oczywiście uszczęśliwiać Elenę. Zastanawiała się, jak to możliwe, że z setek kandydatów akurat jej udało się dostać na staż. Myślała, że przez wzgląd na swoich zmarłych rodziców i ich zasługi dla miasta. Ciekawe, czy kiedyś pozna prawdę.

Stefan wyjechał w półroczną podróż po świecie, gdzie poznał wampirzycę Holly. Tworzyli naprawdę zgraną parę, a każdy z nas przyjął Holly do swojej paczki.

Tyler od kilku miesięcy starał się na nowo zdobyć moje względy. Żałował naszego rozstania i chciał, żebyśmy do siebie wrócili. Postanowiłam dać mu szansę, ale nasz "związek" potrwał tylko kilka dni. Nie umiałam z nim być. Nie kochałam go i nie byłam pewna, czy jestem zdolna kochać kogokolwiek poza Klausem.

On natomiast nie odezwał się ani jednym słowem. Nie wiedziałam gdzie jest i co robi. Kilka razy byłam bliska zadzwonienia do niego, szczególnie podczas samotnych nocy, w które tęskniłam najmocniej. Kiedy jednak już miałam wybierać jego numer, coś mnie powstrzymywało. To ja odrzuciłam jego, byłoby więc nie w porządku dzwonienie w środku nocy i mówienie mu, jak bardzo tęsknię i jak mi go brakuje. Nie byłam aż taką egoistką. 

Dzisiejszy dzień niczym nie różnił się od poprzednich zimowych dni. Był luty, śnieg powoli topniał. Pogoda była naprawdę nieprzyjemna, więc siedziałam w salonie owinięta ciepłym kocem i oglądałam jakąś komedię romantyczną. Nie pamiętałam nawet tytułu, film nie powalał na kolana. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Zanim zdążyłam choćby coś odpowiedzieć, drzwi otworzyły się na oścież. Do środka wparowały jak burza Elena i Bonnie, przy okazji mocząc i brudząc całą podłogę. Jęknęłam.

- Musicie niszczyć mój porządek? - Burknęłam z niezadowoloną miną. Bonnie wzruszyła tylko ramionami, obie rozebrały się  i zajęły miejsca po obu moich stronach. Z ich min wywnioskowałam, że stało się coś niedobrego. Ich twarze miały zbyt poważny wyraz. Żegnaj, spokoju. Miło było cię poznać! 

- Tak, musimy. Mamy cię dość. Caroline, to cię niszczy od środka. Kochamy cię, ale tak dłużej nie może być - wyrzuciła z siebie jednym tchem Bonnie. Zmarszczyłam brwi.

- Jesteś chora? Czy znowu jakaś wiedźma pojawiła się w mieście, i tym razem postanowiła przekląć ciebie? 

- Nie wygłupiaj się, Care. Pakujesz się i wracasz do Nowego Orleanu. - Kiedy Elena wypowiedziała te słowa, zatkało mnie. To naprawdę było aż tak widoczne? Myślałam, że nikt nie zauważał tego, jak bardzo brakuje mi Klausa. Świetnie się maskowałam. Zresztą, byłam tak bardzo szczęśliwa! Świetnie się bawiłam, bardzo mi tego brakowało. Gdzieś jednak z tyłu głowy wciąż i wciąż pojawiał się jego obraz. Wspominałam nasze wspólne chwile w jego domu, który przez pewien poniekąd cudowny okres czasu dzieliłam z nim. To były piękne wspomnienia. Brakowało mi nie tylko jego. Tęskniłam za jego rodzeństwem, za Hope. Nawet za Marcelem! Przez pewien czas to oni byli moją rodziną i nie mogłam im tego zapomnieć.

Rebekah również nie kontaktowała się ze mną, mimo że dzwoniłam i pisałam wielokrotnie. Zabolało mnie to, ale uszanowałam jej decyzję. Skoro tak chciała, nie mogłam się narzucać. Trudno. 

Otrząsnęłam się, widząc Bonnie pstrykającą niecierpliwie palcami tuż przed moim nosem.

- Ziemia do Caroline! Walizka w dłoń, kochana. Jedziesz do Klausa, bo inaczej ta miłość zniszczy cię od środka - po tych słowach obie z Eleną wstały i poszły prosto do mojego pokoju. Byłam zbyt skołowana, żeby cokolwiek zrobić.

- Jak możecie podejmować takie decyzje za mnie? - Zapytałam po chwili, zakładając ręce na piersiach. Bonnie spojrzała na mnie z politowaniem.

- Bo jesteś zbyt dumna, żeby podjąć decyzję sama. Zawsze możesz do nas wrócić - i wróciła do pakowania. Potrząsnęłam głową. Kąciki moich ust uniosły się ku górze. To się dzieje naprawdę. Wracam do Nowego Orleanu. Jadę do Klausa! 

Tak oto dziesięć minut później po ckliwym pożegnaniu siedziałam już w samochodzie i jechałam ku swojemu przeznaczeniu.

Jakie było moje zdziwienie, kiedy kilka godzin później zamiast mojego przeznaczenia drzwi otworzyła mi jakaś półnaga brunetka! 

- Jest Klaus? - Spytałam niepewnie, a ta przekrzywiła tylko głowę i uśmiechała się głupkowato. Przewróciłam oczami i przepchnęłam się obok niej.

- Hej! - Zawołała oburzona panienka. Zignorowałam ją. 

Niegdyś wspaniały i majestatyczny dworek Mikaelsonów wyglądał fatalnie. Był zapuszczony, brudny, wszędzie walały się śmieci. Co tu się stało? Weszłam na górę. Tam wyglądało dokładnie tak samo. Zapukałam do pokoju Rebekah. Kiedy nikt nie odpowiedział, uchyliłam drzwi. Był pusty. Dosłownie. Stała tam tylko jedna szafa, nawet łóżko zniknęło. Wyglądało na to, że się wyprowadziła.

Identycznie wyglądały pokoje Elijah i Kola. Jedynie pokój Hope był czysty i zadbany, ale wyglądał na rzadko używany. 

- Nicky! Wracaj do łóżka, kotku, ile można czekać! - Serce niemal wyskoczyło mi z piersi. Więc ta dziewczyna na dole to pewnie Nicky, a wzywał ją wyraźnie Klaus. Poczułam, jak złość uderza mi do głowy. To ja tęskniłam, jechałam przez wiele godzin, a on zabawiał się z jakąś pieprzoną Nicky?! O nie, tak nie będzie. Podeszłam do drzwi jego sypialni i otworzyłam je z takim rozmachem, że aż uderzyły o ścianę. 

- Nicky, co sobie wy... - butelka whisky, z której pociągał właśnie Klaus, upadła na podłogę i potrzaskała się w drobny mak. On leżał na łóżku w całej okazałości, ubrany był tylko w bokserki. Normalnie ten widok zaparłby mi dech w piersiach, ale teraz tylko zwiększył i tak sporą złość na niego.  - Caroline - wyszeptał. To słowo padło z jego ust jak błogosławieństwo. Serce waliło mi o żebra z taką siłą, jakby chciało wyrwać z piersi i pomknąć prosto do niego. Zamiast tego założyłam ręce na piersiach i zmrużyłam oczy. 

- Tęskniłeś? - Spytałam z taką ironią i taką ilością jadu w głosie, że Klaus aż usiadł.

- Nicky, wynoś się i nigdy tu nie wracaj! - Zawołał gdzieś w przestrzeń za mną. Zapowiadał się długi wieczór! 

save me |KLAROLINE| ✔️Tempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang