▪️ Chapter 15 ▪️

2.1K 165 46
                                    


- Nie, Caroline. Nie zostawię cię. Nie. - Reakcja Klausa na moją wiadomość była nieco przewidywalna. Stał za kanapą i zaciskał dłonie na jej oparciu, kiedy ja stałam przy oknie i wyglądałam przez nie. Nie chciałam na niego patrzeć. I bez tego trudno było mi poinformować go o podjętej przeze mnie decyzji. 

- W takim razie ja zostawię ciebie. Okłamałeś mnie, Klaus, nie pierwszy już raz. Teraz jednak przegiąłeś. To nie jest jakaś drobnostka! - Mimo że krzyczałam, nadal wpatrywałam się w jakiś punkt nad jego głową. Wiedziałam co zobaczę, jeśli spojrzę mu w twarz. Smutek, cierpienie, bezsilność. Nie zniosłabym tego. Poza tym Klaus doskonale wie, że nie jestem w stanie go odrzucić, kiedy stoi przede mną cierpiący i zraniony. Tym razem nie dam mu wykorzystać tej przewagi.

- Bałem się powiedzieć ci o Hope! Jakbyś zareagowała na początku? Znam cię od lat, Caroline, wiem, że twoje konserwatywne podejście nie pozwoliłoby na żaden związek ze mną, nawet jeśli Hayley też jest z Elijah! Interesowałoby cię tylko rzekome dobro Hope - poniekąd miał rację. Kierowałabym się głównie dobrem tej małej istotki, która nie była niczemu winna. Pokręciłam jednak głową.

- To i tak nieistotne. Nie będziemy razem i pogódź się z tym - warknęłam. W mgnieniu oka Klaus był tuż obok. Ujął moją twarz w dłonie i już miał mnie pocałować, kiedy szarpnęłam głową i odepchnęłam go. Normalnie nawet by nie drgnął, ale chyba się tego nie spodziewał, bo odsunął się do tyłu. Dopiero teraz spojrzałam mu w oczy. Był w nich szok, ból... teraz zalśniły łzami. Wiedziałam, jak ciężko znosi odrzucenie. To od zawsze był jego największy strach, a teraz wyraźnie go od siebie odepchnęłam. 

- Wyjdź, proszę - mój oddech przyspieszył. Byłam o krok od wybuchnięcia płaczem. Nie mogłam znieść jego bólu. Sekundy dzieliły mnie od załamania. Wtedy Klaus padł przede mną na kolana. Klęczał z głową spuszczoną w dół.

- Ja wiem, należy mi się kara. Rozumiem, że postąpiłem źle. Kocham jednak i ciebie i Hope. Nie potrafiłem wcześniej wyznać ci prawdy i to jest moje przewinienie, za które jestem teraz karany. Błagam cię jednak, moja ukochana Caroline, zakończ to cierpienie. Jesteś mi potrzebna jak powietrze. Bez ciebie moje serce się dławi. Ja... ty i Hope jesteście sensem mojego istnienia. Błagam... - umilkł. Widziałam łzy kapiące na jego podołek. Moje policzki również lśniły od łez. Po dwóch miesiącach unikania go i radzenia sobie z wewnętrznym bólem, klęczał przede mną, gotowy przyjąć każdą karę, bylebym go nie odrzucała. Powoli osunęłam się na kolana, klęczeliśmy teraz na przeciwko siebie. W milczeniu patrzeliśmy sobie w oczy. Nie byłam w stanie wydobyć z siebie słów, chciałam mu jednak tym spojrzeniem przekazać cały mój ból z tych dwóch miesięcy, wszystkie moje zarzuty i pretensje względem niego. On też patrzył na mnie i spojrzeniem przepraszał za to wszystko.

- Nie zostawię cię, Caroline. Choćbyś przez lata mnie odtrącała. Jestem cierpliwy, nie odpuszczę... jakkolwiek długo to potrwa - wiedziałam, że nie żartuje. Wiedziałam też, że go kocham. Popełnił błąd, ale może jednak jestem w stanie mu to wybaczyć? Może warto spróbować?

- Dlaczego choć przez moment nie może być łatwo? - Wyszeptałam bardziej do siebie, niż do niego. Klaus uśmiechnął się przez łzy tym uśmiechem, który tak bardzo kochałam. 

- Zrobię wszystko, żeby już zawsze było łatwo. Nieważne ile osób trzeba będzie zabić, ile miejsc zrównać z ziemią. Teraz już wszystko będzie dobrze - powiedział żarliwie, nieznacznie przechylając się w moją stronę. Pokręciłam głową i wpadłam w jego objęcia. Nie minęła chwila, kiedy nadzy padliśmy na podłogę. Kilka minut później leżeliśmy splątani tak ciasno, że ciężko było odróżnić, które ciało jest czyje. Byliśmy jednością. Wtuleni w siebie napawaliśmy się własną bliskością, kiedy Klaus odchrząknął.

- Jest jeszcze jedna rzecz, o której powinnaś wiedzieć - powiedział z wahaniem. Uniosłam głowę i zauważyłam, że wpatruje się w sufit, wyraźnie spięty.

- Co takiego? - Domyślałam się, że to nic dobrego. Klaus znowu był zakłopotany i przestraszony.

- Przez pewien czas cię okłamywałem w jeszcze jednej sprawie. Zmusiłem Freyę, żeby nie pracowała nad twoją klątwą. Kiedy odeszłaś, zrozumiałem, że robiłem źle i kazałem się jej za to zabrać, jest już na tropie - zapewnił mnie od razu. Szybko się wyprostowałam i usiłowałam przetrawić to, co właśnie do mnie powiedział. Potrząsnęłam głową z niedowierzaniem.

- To żart?

Klaus siadł natychmiast obok i mocno zacisnął palce na moich ramionach.

- Wiem, zrobiłem źle, ale tak bardzo bałem się, że mnie zostawisz, kiedy Freya cię wyleczy! Bałem się, że tylko strach przed śmiercią trzyma cię ze mną, przecież gdybyś miała mnie pokochać, zrobiłabyś to już dawno! Ja byłem głupi, ale to lęk przed utratą ciebie odebrał mi zmysły. Wybacz mi, kochana - wiedziałam, że powinnam być zła. Powinnam się wściekać, rzucać rzeczami. Przecież już dawno byłabym wolna, gdyby nie irracjonalny strach Klausa. Jednak czy mogłam się złościć o to, że jego lęk przysłonił mu zdrowy rozsądek? Całe długie życie był zdradzany, opuszczany, okłamywany. Sama wielokrotnie spiskowałam, aby go zabić. Czy miałam prawo go oceniać? Owszem, oszukał mnie, ale jak sama postąpiłabym w tej sytuacji? 

- Odezwij się, proszę - Klaus wpatrywał się we mnie żarliwie. Westchnęłam cicho. 

- To tak dużo jak na jeden wieczór... Proszę, zostaw mnie samą - wstałam i sięgnęłam po swoje ubranie. Byłam przytłoczona ilością emocji, słów, wyznań. Byłam po prostu zmęczona. 

- Dziś są twoje urodziny. Nie chciałem zepsuć ci tego dnia. Jeszcze to naprawię. Noc jeszcze młoda, wyjdziemy na miasto. Zabiorę cię do najlepszej restauracji, a później wrócimy do domu razem - na wspomnienie o domu spojrzałam na niego ostro.

- Mój dom jest w Mystic Falls. Teraz mieszkam tutaj. Koniec, kropka - tego nie zamierzałam zmienić tak łatwo. Nie byłam jeszcze gotowa. Klaus zacisnął usta. Widziałam, że chce coś powiedzieć, ale się powstrzymał.

- Zatem obejrzyjmy jakiś film. Pozwól mi ze sobą zostać, tak bardzo tęskniłem - wstał i delikatnie odgarnął włosy z mojej twarzy. Wiedziałam, że nie odpuści. Postanowiłam pozwolić mu zostać dla świętego spokoju.

Kiedy jednak leżeliśmy kilka godzin później w moim łóżku, a Klaus oddychał miarowo pogrążony w śnie, stwierdziłam, że postąpiłam słusznie. Całe życie odmawiałam sobie tego, co było dla mnie ważne, bo wciąż miałam na uwadze to, co słuszne. Nie mogłam dłużej separować go od siebie. Potrzebowałam go, tak jak on potrzebował mnie. Wygląda na to, że jesteśmy skazani na siebie już do końca.  

save me |KLAROLINE| ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz