▪️ Chapter 7 ▪️

2.8K 190 45
                                    


- Nie będziesz sam podejmował takich decyzji! Nie ma mowy, koniec tego! - obudził mnie wrzask Klausa dobiegający zza ściany. Kłócili się na korytarzu przed moim pokojem. Wspaniale. Zerknęłam na zegarek stojący na szafce nocnej. Pokazywał piątą nad ranem. Jęknęłam.

- Niklaus, ty również nie masz takiego prawa. Sam wymyśliłeś ten plan, wszyscy go zaaprobowaliśmy. Nie możesz się teraz wycofać. Jest za późno - chyba jeszcze nigdy nie słyszałam, żeby Elijah był tak zdenerwowany. Nie wróżyło to nic dobrego. Wstałam z łóżka i na palcach podeszłam do drzwi.

- Caroline ma prawo sama decydować. Nie jest głupia, na pewno wybierze to, co słuszne... - zaczęła Rebekah, ale Elijah jej przerwał.

- Caroline nie zdaje sobie sprawy z powagi sytuacji. Nie wie zbyt wiele o Marcelu.

- Może więc czas, żeby ktoś mnie oświecił? - Spytałam wychodząc z pokoju. Trójka rodzeństwa stała kawałek dalej. Wszyscy byli wyraźnie zaskoczeni na mój widok.

- Nie wtrącaj się - warknął Klaus. Przewróciłam oczami. Zaczęłam się zastanawiać, czy wampiry mogą chorować na chorobę dwubiegunową. Jeżeli nie, Klaus miał ogromne wahania nastroju, co również podchodziło pod chorobę psychiczną.

- Ona ma prawo wiedzieć - odwarknęła mu Rebekah, a Elijah przytaknął.

- Marcel już raz próbował pozbyć się nas z miasta. Nie udało mu się, więc zaproponował pokój. My jednak wiemy, że coś knuje. Dowiedziałem się, że nawiązał kontakt z pewną bardzo starą wiedźmą. Nie wiemy jednak po co. Musisz się dowiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi i to jak najszybciej - o większości z tych rzeczy wiedziałam, ponieważ poinformował mnie o nich Klaus, ale nie o wszystkim.

- Marcel wczoraj powiedział mi, że już niedługo pozbędzie się Klausa... może umówię się z nim na dzisiaj i dowiem się więcej? - zapronowowałam, ale Klaus spojrzał na mnie wrogo.

- Znowu będzie usiłował cię przelecieć, a ty mu na to pozwolisz? - powiedział ze złością, a ja potrząsnęłam głową.

- Zamknij się, Klaus. Nie robię tego dla siebie, pamiętaj - zerknęłam na Rebekah i Elijah - co o tym sądzicie? - Elijah pokiwał głową.

- Działaj.


Znowu znalazłam się w łóżku Marcela, tym razem z mojej inicjatywy. Nie miałam jednak zamiaru się z nim przespać, a on chyba to czuł.

- Mogę cię o coś zapytać? - spytałam przesuwając językiem po jego szyi. Chłopak jęknął przeciągle.

- O co tylko chcesz, maleńka - uśmiechnął się zadziornie i błyskawicznie znalazł się nade mną.

- Mówiłeś, że nie przepadasz za Klausem... szczerze mówiąc, ja też. W przeszłości zaszedł mi za skórę, no i miałabym ochotę się zemścić - wyrzuciłam z siebie. Musiałam włożyć mnóstwo wysiłku w to, żeby mój głos brzmiał wiarygodnie. Marcel wybuchnął śmiechem.

- Na sam początek planowałem zająć się jego dziewczyną, Camille. Dziś wieczorem wraca z wakacji - poczułam, jak żołądek zaciska mi się boleśnie. 

- Klaus ma dziewczynę? - spytałam zaskoczona. Serce mocno łomotało mi o żebra. Co to miało znaczyć? Marcel pokiwał powoli głową.

- Jest w niej bardzo zakochany. Nie widzi świata poza nią - prychnął i położył się obok mnie - Jest nawet podobna do ciebie, chociaż nawet w połowie nie dorównuje ci urodą - mruknął patrząc prosto na mój biust, ale ja myślami byłam daleko. A więc to tak. Byłam potrzebna jedynie do tego zadania. Dlaczego miałoby być inaczej? Wstałam.

- Przepraszam cię, Marcel, ale jestem strasznie zmęczona. Może zobaczymy się jutro? - spytałam, a on złapał mnie za rękę i usiadł na brzegu łóżka.

- Oczywiście. Szkoda, że nie zostaniesz dłużej, ale nadrobimy to jutro - wstał i pocałował mnie delikatnie. Odprowadził mnie do drzwi. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w domu. Stop, Caroline. Twój dom jest w Mystic Falls. To tylko mieszkanie Klausa, chociaż rezydencja byłaby lepszym określeniem. Miałam nadzieję, że dziś nie będzie na mnie czekał. Myliłam się. Siedzieli tam wszyscy. Czułam się zdradzona i oszukana przez Klausa, to fakt. Nie chciałam nawet dopuścić do siebie tej myśli, ale najwyraźniej mi na nim zależało. Szkoda, że z jego strony był to tylko interes.

- Dowiedziałaś się czegoś? - spytał natychmiast Elijah. Stałam, mimo iż koło Klausa było miejsce. Nie zaszczyciłam go jednak nawet jednym spojrzeniem. 

- Marcel ma plany wobec Camille. Chce się nią zająć na początek. Powinniście się nią zająć. Przepraszam, jestem zmęczona - powiedziałam bezbarwnym głosem i szybko poszłam na górę. Zdążyłam kątem oka uchwycić spojrzenie, które wymienili Elijah i Rebekah. Zatrzasnęłam za sobą drzwi i podeszłam prosto do okna. Otworzyłam je na oścież. Czego ja się spodziewałam? Usłyszałam trzaśnięcie drzwi wejściowych. Pewnie Klaus pobiegł ratować swoją dziewczynę. Zdziwiłam się, kiedy kilka sekund później wszedł jak gdyby nigdy nic do mojego pokoju.

- Wiesz, kiedy wchodzisz do kogoś, powinieneś zapukać - warknęłam. Nie panowałam nad swoją złością. Byłam pewna, że zaraz rzuci jakąś jadowitą uwagę, ale on nie odezwał się tylko podszedł i stanął obok mnie przodem do okna - chciałam odpocząć. Mógłbyś sobie iść? - zacisnęłam pięści. Klaus pokręcił głową. Zaczynał działać mi na nerwy.

- Co się dzieje, kochana? - spytał zatroskany. Oparł głowę o framugę okna i przyglądał mi się. Ja nadal nie chciałam na niego patrzeć.

- Chyba jasno się wyraziłam. Czemu nie jesteś ze swoją dziewczyną? - powoli zaczynałam tracić nad sobą panowanie. Klaus położył dłoń na moim ramieniu, ale szybko ją strąciłam.

- Elijah i Rebekah zajmą się Cami - powiedział cicho. Spojrzałam na niego.

- A ty? Nieładnie tak traktować swoją kobietę - Klaus stanął przede mną. Opierałam się o parapet, na którym położył dłonie po obu moich stronach.

- Cami jest tylko przyjaciółką. Czyżbyś była zazdrosna? - uśmiechnął się pod nosem. Ten drań się ze mnie naśmiewał! 

- Ja? Zazdrosna? Chyba śnisz - prychnęłam, na co on się zaśmiał.

- Jesteś zazdrosna, moja słodka Caroline. O mnie - kpił sobie dalej, a we mnie zaczęło się gotować. Oparłam dłonie na jego klatce piersiowej i usiłowałam go odepchnąć, ale ani drgnął.

- Jesteś dla mnie nikim - wysyczałam patrząc mu w twarz, ale i to nie zrobiło na nim wrażenia. Pochylił się nade mną.

- Zależy ci na mnie. Przyznaj - na twarzy miał ten irytujący uśmieszek. Był pewien swego. Co z tego, że miał rację? Za nic w świecie nie mogłam tego przyznać.

- Nie zależy mi. Wcale - w tym momencie poczułam dłoń Klausa na swojej talii. Przyciągnął mnie do siebie. 

- Jesteś pewna? - szepnął przekrzywiając lekko głowę.

- Jestem - wyrzuciłam z siebie na wydechu. Jego dotyk mnie rozpraszał. Gniew uleciał gwałtownie. Oddychałam coraz szybciej, kiedy usta Klausa zetknęły się z moimi. Złożył na nich leniwy pocałunek, delikatny i powolny. Nie byłam w stanie mu się oprzeć. Całowałam go, a on całował mnie. Znowu. Ciekawe, czy tylko mnie tak całował... O nie. Odepchnęłam go od siebie, a on spojrzał na mnie zaskoczony. Nie spodziewał się tego.

- Daj mi spokój i idź do swojej Camille - mruknęłam. Nie czułam już gniewu, tylko smutek. Byłam smutna i zawiedziona. Klaus przewrócił oczami zniecierpliwiony.

- Przestań już gadać o Cami. Teraz jestem z tobą, nie z nią - sposób, w jaki to powiedział, nie spodobał mi się. Odwróciłam się do niego plecami - Caroline, nie żartuję. Do diabła, przecież jestem tutaj - warknął. Chyba kończyła mu się cierpliwość.

- Daj mi odpocząć - powiedziałam cicho. Najwyraźniej zrozumiał, bo wyszedł z pokoju trzaskając drzwiami. Jęknęłam. Musiałam zrobić wszystko, żeby zabić rodzące się we mnie uczucie. Klaus miał Camille. Klaus miał już w sercu jedną osobę, i na pewno nie byłam to ja. 

save me |KLAROLINE| ✔️Where stories live. Discover now