▪️ Chapter 3 ▪️

3.1K 202 21
                                    


Nie mogłam uwierzyć w to, co właśnie robiłam. Rebekah stała za mną i dopinała moją suknię w kolorze głębokiej czerni. Włosy miałam upięte wysoko, a pojedyńcze kosmyki opadały mi na twarz. Podobno wyglądałam pięknie, ale Rebekah tak wczuła się w swoją rolę, że nie pozwoliła mi się obejrzeć, dopóki nie skończy swojego dzieła. Wspaniale.

- Gotowe! Teraz jest pięknie, nawet jak na ciebie - powiedziała tak zadowolona z siebie, że prawie nie zauważyłam tej uszczypliwości. Wstałam i podeszłam powoli do wielkiego lustra, które stało w kącie jej pokoju. Była tak próżną osobą, że wcale mnie to nie zdziwiło.

Kiedy ujrzałam swoje odbicie, rozdziawiłam usta ze zdziwienia. Suknia była bardzo rozłożysta u dołu, a jednocześnie niesamowicie obcisła u góry, przez co podkreślała moje kształty. Nie miała ramion i mocno podnosiła piersi. Na dole za to była podtrzymana ogromną ilością tiulu, a na to nałożona była delikatna koronka. 

Oczy miałam mocno podreślone czarnymi cieniami, a usta pociągnięte matową beżową szminką. Wyglądałam wspaniale i sama nie mogłam temu zaprzeczyć. Gdybym wiedziała, że moja misja wiąże się z takim wyglądem, nie zastanawiałabym się aż tak długo!

Zeszłam powoli po schodach na dół. Na nogach miałam czarne szpilki. Ta wszechobecna czerń w porównaniu z moją bladą cerą i jasnymi włosami wyglądała wręcz upiornie. No cóż, na pewno pasowało to do okoliczności. 

Zauważyłam, że oczy Klausa kiedy mnie zauważył rozszerzyły się. Przez jego twarz przemknął cień zachwytu. Mile mnie to połechtało. Musiałam przyznać sama przed sobą, że to na tym zależało mi najbardziej. Chciałam zrobić na nim wrażenie i najwyraźniej mi się to udało. On sam miał na sobie ciemne spodnie od garnituru i taką samą marynarkę, a biała koszula była rozpięta pod szyją. Zwykle niesforne loczki teraz były zaczesane do tyłu, co nadawało mu powagi. Wyglądał świetnie, nie mogłam zaprzeczyć.

- Łał, Caroline - mruknął cicho, ledwie dosłyszalnie. Posłałam mu niewinny uśmieszek i okręciłam się wokół własnej osi.

- Może być? Rebekah uparła się na tą czarną sukienkę, podobno Marcel lubi takie klimaty - przewróciłam oczami, a Klaus zacisnął usta.

- Będę miał cię na oku. Będziesz bezpieczna, więc nie martw się. Cokolwiek by się nie działo, będę w pobliżu - nagle kilkoma długimi krokami przebył dzielącą nas odległość i zaskakująco łagodnie dotknął mojego policzka dłonią - przy mnie jesteś bezpieczna - szepnął, patrząc mi prosto w oczy. Powoli pokiwałam głową, czując, jak moje serce łomocze mocno między żebrami... Nagle drzwi otworzyły się z hukiem i wpadła Rebekah, a my oboje zwróciliśmy na nią swoje spojrzenia. Klaus natychmiast się odsunął.

Blond wampirzyca wyglądała olśniewająco. Miała tak niewiele czasu na przygotowanie się, że byłam w szoku, jak mogła wyglądać aż tak pięknie. Długie włosy spływały łagodnymi falami na jej plecy, a obcisła czerwona sukienka podkreślała jej atuty. Posłałam jej uśmiech, na co odwdzięczyła się tym samym. Jak na razie okazała mi najwięcej sympatii ze wszystkich domowników, nie licząc swoich złośliwych uwag, jednak wcześniej Elijah ostrzegł mnie, że to po prostu część jej osobowości. Pozostawało więc się przyzwyczaić.

- Klaus, daj Caroline trochę krwi. Na przyjęciu nie może być sposobności, a nie może nam odlecieć w środku zabawy - przypomniała przezornie. Klaus podwinął rękaw marynarki i podsunął mi swój nadgarstek. Objęłam go obiema dłońmi i wbiłam w niego zęby. Usłyszałam, jak Klaus wciąga szybko powietrze i coś mi mówiło, że nie ma to nic wspólnego z lekkim ukłuciem bólu, które mu zadałam. Sama przymknęłam oczy. Picie jego krwi było o wiele przyjemniejsze, niż mogło się wydawać. O wiele za krótką chwilę później Klaus zabrał rękę, a ja podniosłam głowę.

- No to zabawę czas zacząć! - zawołała radośnie Rebekah i zaklaskała w dłonie. Klaus nadstawił jedno ramię jej, a drugie mnie. Kiedy wsunęłam pod nie swoją dłoń, Klaus zaśmiał się złowrogo.


Wirowałam na parkiecie w rytm piosenki, której nie znałam, trzymając dłoń na ramieniu Klausa. Wypiłam odrobinę szampana, ale niewiele. Musiałam zachować w pełni trzeźwy umysł. Wszyscy tutaj zwracali na mnie uwagę. Wyraźnie się wyróżniałam i miałam tego świadomość, a nawet mi się to podobało. Każdy mężczyzna obecny na ogromnej sali zmierzył mnie wzrokiem chociaż raz, co było nawet całkiem miłe. Nagle poczułam obce dłonie na swojej talii, a mój partner zacisnął zęby. No tak. 

- Odbijany! - zawołał wysoki, czarnoskóry chłopak, który z uśmiechem przejął mnie z ramion Klausa. Miał uroczy uśmiech, a jego oczy były takie wesołe! To naprawdę była osoba, która tak bardzo krzyżowała plany Mikaelsonom? Ten chłopak wyglądał na sympatycznego.

- Jestem Marcel, bardzo mi miło. Nie widzieliśmy się wcześniej, prawda? - spytał i skinął mi szarmancko głową, na co się uśmiechnęłam.

- Nie, jestem znajomą Klausa. Mam na imię Caroline. Wpadłam w odwiedziny, a Klaus poprosił mnie, żebym tu z nim przyszła. Stwierdził, że może mi się spodobać - zaśmiałam się nieco zbyt nerwowo. 

- Każdy przyjaciel Klausa to mój przyjaciel - oświadczył, po czym odsunął się, ponieważ właśnie skończyła się piosenka, ale nie puścił mojej dłoni. Uniósł ją do ust i złożył na niej pocałunek, co mi się nawet spodobało. Może jednak nie będzie aż tak źle, jak mi się wydawało?

Spędziłam z Marcelem resztę wieczoru. Wyjątkowo swobodnie nam się rozmawiało, czułam się przy nim lekko. Piłam zbyt wiele alkoholu, ale nie zwracałam na to zbytniej uwagi. Wszystko przebiegało świetnie, prawie zapomniałam o obecności Mikaelsonów. Siedzieliśmy właśnie z Marcelem w ogrodzie i śmiejąc się piliśmy drinka, kiedy on opowiadał mi o tym, jak kiedyś był zakochany w Rebekah, kiedy usłyszeliśmy huk i wrzask ze środka. Wymieniliśmy szybkie spojrzenia.

- Przepraszam, skarbie, ale obowiązki wzywają. Do zobaczenia później, nigdzie mi nie uciekaj - puścił mi oczko i pocałował mnie w policzek, po czym zniknął. Rozejrzałam się szybko. To pewnie Klaus. Pobiegłam na salę za Marcelem i okazało się, że miałam rację. Stał na środku sali, a jego zęby wbite były w szyję mężczyzny, który powoli osuwał się na ziemię. Jęknęłam. Nagle pojawił się Elijah, który złapał go w pół i przez otwarte drzwi balkonowe jednym silnym ruchem wyrzucił. Pobiegłam w tamtym kierunku. Klaus stał już na wprost Elijah i był wyraźnie wściekły. Nie wiem, co sobie pomyślałam, ale wpadłam pomiędzy nich i oparłam dłonie na piersi Klausa.

- Co ty wyprawiasz? Wszystko zepsujesz! Chodźmy stąd, zanim Marcel nas wszystkich zdemaskuje. Tego właśnie chcesz? - syknęłam ze złością. Elijah próbował mnie odsunąć, najprawdopodobniej martwił się, że zaraz zginę z rąk jego brata, a dwie ofiary mogłyby narobić zbyt wielkich szkód. Klaus jednak o dziwo spojrzał na mnie jakby... zaskoczony? Pokiwał powoli głową.

- Tylko dlatego, żeby nie psuć planu - warknął i obrócił się na pięcie, po czym zniknął. Spojrzałam ze strachem na Elijah.

- Wracajmy do domu, Caroline - powiedział, wciąż patrząc w miejsce, w którym jeszcze przed chwilą stał jego brat.

A już zaczynało mi się podobać! 



                                                                                               ~ * ~

Kochani! Dziękuję wam za wszelkie miłe słowa, naprawdę wiele dla mnie znaczą. 
Z okazji Wielkanocy życzę Wam wszystkim wesołych, radosnych i pełnych miłości świąt spędzonych w rodzinnym gronie oraz smacznego jajka i mokrego dyngusa! <3 

save me |KLAROLINE| ✔️Where stories live. Discover now