▪️ Chapter 5 ▪️

2.9K 203 33
                                    


Następne kilka dni upłynęło mi w spokoju. Z Klausem widywałam się tylko wieczorami, kiedy dawał mi swoją krew. Nie rozmawialiśmy wtedy. Z resztą rodziny także widziałam się tylko przelotnie, byłam więc dość samotna. Właśnie dlatego tak bardzo ucieszył mnie sms od Marcela, który zapraszał mnie na kolację. Nie wiedziałam skąd wytrzasnął mój numer telefonu, ale pochlebiało mi to, że włożył jakiś wysiłek, aby go zdobyć. Włożyłam zwiewną białą sukienkę, podkręciłam włosy i zapukałam do pokoju Elijah. Uważałam, że on najbardziej profesjonalnie podejdzie do mojej "misji" i może nawet udzieli mi kilku rad. Klaus był zbyt wybuchowy, a Rebekah i Marcela kiedyś coś łączyło. Freya całkiem nie wchodziła w grę, tak jak i Kol, który pojawił się dwa dni wcześniej. Słysząc przyzwolenie weszłam do środka i od razu usiadłam na przeciwko Elijah, który przeglądał jakieś dokumenty przy stole. Wampir jak zwykle ubrany był nienagannie, z tym, że koszulę miał rozpiętą pod szyją, a jej rękawy podwinięte. 

- W czym mogę ci pomóc, Caroline? - spytał, nie odrywając wzroku od swoich papierów.

- Marcel zaprosił mnie na kolację. Za godzinę mam być w restauracji, chciałabym jednak najpierw zapytać, czy masz jakieś pomysły jak mam to rozegrać - Elijah w końcu podniósł na mnie wzrok, a między jego brwiami pojawiła się cieniutka zmarszczka.

- Bądź urocza i flirtuj z nim, ale nie udawaj głupiej. Marcel lubi inteligentne dziewczyny, a nie wątpię, że właśnie taką jesteś. Nie bądź zbyt niedostępna, ale i nie ulegnij mu zbyt szybko. Znajdź złoty środek. Niech trochę o ciebie zawalczy - uśmiechnął się lekko. Cały Elijah. Po co dać komuś jasne i proste wskazówki, skoro można wszystko całkowicie zaplątać? Uśmiechnęłam się jednak i wstałam.

- W takim razie trzymaj za mnie kciuki - zaśmiałam się nerwowo i wyszłam. Na nogach miałam sandałki na niskim koturnie. Nie znałam zbyt dobrze ulic Nowego Orleanu, ale nie pozwoliłam, żeby Marcel po mnie przyjechał. Nie mógł dowiedzieć się gdzie mieszkam. Oprócz tego chciałam zobaczyć więcej miasta. Było piękne i miało niepowtarzalny klimat, którym nie mogłam się nacieszyć. Mijałam zatłoczone uliczki, ludzi śpiewających w mniejszych lub większych grupach. To miejsce tętniło życiem. Od razu je pokochałam. 

Zatrzymałam się przed skromną restauracją. Była prosta i delikatna. Przekroczyłam próg i stwierdziłam, że Marcel ma świetny gust. Ściany restauracji były beżowe, a stoliki wąskie i symetryczne. Przy jednym ze stolików siedział ciemnoskóry chłopak, który na mój widok natychmiast wstał. Kiedy podeszłam ujął moją dłoń i musnął ją wargami. Byłam przekonana, że Elijah jest ostatnim żyjącym dżentelmenem, a jednak się myliłam! Marcel odsunął mi krzesło i podał kartę.

- Wyglądasz olśniewająco. Od razu wiedziałem, że to ty weszłaś do restauracji. Wnętrze natychmiast nabrało kolorów - nie mogłam nie uśmiechnąć się na taki komplement. Chłopak świetnie wiedział co robi.



Ani się obejrzałam, a był już wieczór. Postanowiliśmy przejść się z Marcelem wzdłuż ulic Nowego Orleanu. Pokazywał mi co ciekawsze miejsca i opowiadał historię miasta. Był świetnym towarzyszem. Kiedy szliśmy, wyciągnął do mnie ramię, a ja je ujęłam. Coraz bardziej żałowałam, że miałam być jedynie wtyczką. Marcel zaczynał naprawdę mi się podobać. Zaproponował, że odprowadzi mnie pod hotel, w którym rzekomo się zatrzymałam. Nie mogłam odmówić. Pod samym hotelem nachylił się w moją stronę.

- Mam nadzieję, że kiedyś to powtórzymy, słodka Caroline - wyszeptał i przelotnie pocałował mnie w usta. Zaskoczyło mnie to, ale nie odsunęłam się, jedynie posłałam mu niepewny uśmiech. Pożegnaliśmy się, weszłam do hotelu i odczekałam, aż chłopak zniknie. Wtedy puściłam się biegiem do domu. Bezpiecznie poczułam się dopiero wtedy, kiedy cicho przekroczyłam bramę. Było już po północy. Nie zdawałam sobie sprawy, że jest tak późno, zachowywałam się więc cicho, sądząc, że wszyscy śpią. Aż krzyknęłam, kieyd otworzyłam drzwi do swojego pokoju, a na łóżku zastałam Klausa z nogami wyciągniętymi przed siebie. 

- Gdzie się podziewałaś? - zapytał uprzejmie, ale usłyszałam groźbę czającą się w jego głosie. Pięknie. Chyba odbezpieczyłam granat. Albo bombę atomową. Nuklearną.

- Byłam na kolacji z Marcelem. Idzie mi już coraz lepiej, jestem pewna, że następnym razem zaprosi mnie do siebie. Dziś mnie pocałował - wyrzuciłam z siebie szybko. Chciałam, żeby o tym wiedział, ale nie wiedziałam dlaczego. Czułam, że się wścieknie i oczywiście miałam rację. W ułamku sekundy był przy mnie.

- Pocałował? - syknął przez zaciśnięte zęby z niebezpiecznym błyskiem w oku. Cholera, był pociągający w takim stanie. Nie, stop. Caroline, co ty wyprawiasz? To Klaus! 

- Tylko tak... przelotnie. W sumie ledwo dotknął moich ust... - wyjąkałam. Nieświadomie cofałam się, aż trafiłam plecami na drzwi. Klaus przesuwał się wraz ze mną. 

- Chyba coś ci powiedziałem na ten temat - powiedział tak cicho, że gdyby nie mój wampirzy słuch, z pewnością bym go nie usłyszała. Zamiast się jednak wystraszyć, poczułam, jak wzbiera we mnie gniew. Założyłam ręce na piersiach.

- Nie, kazałeś mi go uwieść. Kazałeś mi przespać się z nim jeśli tylko zajdzie taka potrzeba, wszystko dla twoich pieprzonych interesów! Kazałeś mi wyciągać z niego informacje, więc łaskawie zdecyduj się, czego chcesz, ty egoistyczny dupku! - zawołałam. Nie miałam pojęcia, skąd pojawiły się we mnie aż takie pokłady odwagi. Nikt normalny nie wykrzyczałby tego najstarszej hybrydzie na świecie prosto w twarz, ale chyba nie należałam do normalnych osób. Co nie zmieniało faktu, że widocznie zaskoczyłam go tym wybuchem. Nie spodziewał się mojego protestu. Pochylił się do przodu i położył dłonie na moich ramionach. Zacisnął na nich palce jak imadła. Zamiast krzywić się z bólu, hardo zadarłam głowę i spojrzałam mu w oczy. Co może mi zrobić? Najwyżej mnie zabije. 

- Nigdy więcej nie odzywaj się do mnie w ten sposób - warknął. Przewróciłam oczami.

- Spróbuj być straszniejszy. Te sztuczki przestały na mnie działać lata temu, więc... - nie dał mi dokończyć, tylko przycisnął swoje wargi do moich. Jego pocałunek w niczym nie przypominał tego, który Marcel złożył na moich ustach niecałą godzinę temu. Brutalnie wcisnął język pomiędzy moje wargi i całował tak żarliwie, jakby zaraz miał skończyć się świat. Jedną rękę przesunął na moje plecy i przyciągnął mnie do siebie tak mocno, jakbym miała się rozlecieć na kawałki. Drugą wplótł w moje włosy i zacisnął lekko, żebym się nie wyrwała. Nie miałam jednak zamiaru. Serce waliło mi jak oszalałe. Całowałam go niemal tak łapczywie, jak on całował mnie. Potrzebowałam go. Potrzebowałam go bardziej, niż sama zdawałam sobie z tego sprawę. Kiedy się odsunął, sprawiło mi to wręcz fizyczny ból. Delikatnie położył mi dłoń na szyi. Wyglądał teraz wręcz jak chłopiec, nie jak ten wściekły mężczyzna sprzed kilku minut.

- Odpocznij, Caroline. Pewnie jesteś zmęczona - powiedział zaskakująco łagodnie i pocałował mnie w czoło. Odwrócił się powoli i opuścił mój pokój. Z jękiem rzuciłam się na łóżko. Klaus to zdecydowanie największy wariat jakiego znam.



                                                                      ~ * ~

Dziękuję za te wszystkie miłe słowa pod poprzednim rozdziałem! <3

save me |KLAROLINE| ✔️Where stories live. Discover now