▪️ Chapter 6 ▪️

2.8K 200 26
                                    


Klaus oficjalnie został największym dupkiem, jakiego znałam. 

Po wczorajszym pocałunku zniknął. Po prostu wyparował. Kiedy rano wstałam, nie było go już w domu. Nikt nie wiedział, gdzie mógł się podziać. Powinnam się domyślić, że będzie mnie unikał, i mimo tego, iż mnie to zabolało, nie miałam zamiaru rozpaczać. To był tylko jednorazowy wybryk, głupi błąd, który już nigdy więcej się nie powtórzy.

Problem zaczął pojawiać się po południu. Czułam się coraz gorzej. Już prawie przez dobę nie spożywałam krwi Klausa, a bez niej czułam się naprawdę źle. Byłam osłabiona, zmęczona. Pod wieczór leżałam już na kanapie w salonie krztusząc się własną krwią. Umierałam i byłam tego świadoma. Elijah i Rebekah siedzieli na fotelach przy mnie, wyraźnie poddenerwowani, a Freya mamrotała coś pod nosem. Chyba usiłowała choć trochę uśmierzyć mój ból, bo co jakiś czas przepływały przeze mnie fale ciepła, a wtedy ból był mniejszy. 

Już myślałam, że naprawdę zaraz umrę. Powoli traciłam świadomość, kiedy drzwi się otworzyły. Do salonu wpadł Klaus i szybko podszedł do mnie. Uniósł moją głowę i podstawił mi swój nadgarstek. Łapczywie zaczęłam połykać jego krew, która działała na mnie jak balsam. Po długiej chwili Klaus zabrał rękę i usiadł za mną, a moją głowę położył sobie na kolanach.

- Odpocznij, Caroline. Musisz odpocząć - wyszeptał mi do ucha.

- Co ty sobie wyobrażasz? Ona prawie umarła! - zawołała Rebekah zrywając się ze swojego miejsca. Przymknęłam oczy. Nie miałam siły tego słuchać, byłam straszne słaba. 

- Byłem zajęty. Zresztą od kiedy zależy ci na jej życiu? - Klaus prychnął. Głaskał mnie delikatnie po głowie, co usypiało mnie coraz bardziej.

- Kazałeś nam się nią zająć. Gdyby teraz umarła, nie darowałbyś nam - warknęła Freya. Miałam zamknięte oczy, ale czułam, że jest wściekła. Ciekawe dlaczego. Przecież mnie nie lubiła.

- Dajcie odpocząć Caroline. Chcąc nie chcąc, mieszka teraz z nami, a w tym stanie może nam przysporzyć jedynie kłopotów. Ona będzie nam potrzebna. Dajcie jej spokój.
Poczułam jak Klaus delikatnie mnie podnosi, a później zasnęłam. 



Kiedy się obudziłam, leżałam w swoim łóżku, a obok nieruchomo leżał Klaus i wpatrywał się w sufit. Bałam się odezwać, ale chyba poczuł, że się obudziłam, bo powoli obrócił głowę w moją stronę.

- Lepiej się czujesz? - spytał głosem pełnym troski. Rozczuliło mnie to. Zaschło mi w gardle, więc jedynie pokiwałam głową.

- Nie chciałem, żeby coś ci się stało. Musiałem coś załatwić. Nie myśl, że zrobiłem to specjalnie - powiedział patrząc mi prosto w oczy. Wiedziałam, że to Klaus, wiedziałam, że zawsze kłamał i kręcił, aby dostać to, czego chciał, ale uwierzyłam mu. Ponownie pokiwałam głową, a on się uśmiechnął, jednak sekundę później uśmiech zniknął. - Marcel do ciebie napisał. Zaprosił cię do siebie dziś wieczorem... Elijah kazał się zgodzić. Z reguły sam ustalam zasady, ale... Ale musiałem. Taka była konieczność - wyglądał, jakby walczył sam ze sobą. Zrobiło mi się go naprawdę żal. Znów wyglądał jak mały, bezradny chłopiec. - Rebekah cię podrzuci. Będę cały czas w pobliżu, więc usłyszę cię, jakby coś się działo - pogłaskał mnie lekko po policzku. Nie miałam pojęcia, co mam o tym wszystkim myśleć. Był taki czuły i kochany jak nigdy. 

- Będę pamiętać - odpowiedziałam niepewnie. Klaus wstał, a ja zaraz po nim.

- Przebierz się. Rebekah będzie czekać na dole - mruknął i wyszedł. Przewróciłam oczami. Ach ten Klaus!



Siedziałam w salonie Marcela. Wypiliśmy już kilka drinków, kiedy poprosił mnie do tańca. Zgodziłam się ochoczo. Dobrze czułam się w jego towarzystwie. Kiedy nachylił się, żeby mnie pocałować, nie odmówiłam, nie odsunęłam się. Kiedy wsunął ręce pod moją bluzkę, nie protestowałam. Ani się obejrzałam, a wylądowaliśmy w sypialni. Leżałam w samej bieliźnie, kiedy przed oczami pojawiła mi się twarz Klausa. Tak mnie to zamurowało, że zepchnęłam z siebie Marcela. Zaskoczony spojrzał na mnie.

- Ja... Przepraszam. Nie powinniśmy tak szybko, ledwie się znamy... Może najpierw porozmawiajmy? - zapytałam. Policzki mi płonęły. Cały nastrój prysnął w sekundę.

- A co chciałabyś wiedzieć? - Marcel położył się na boku i przesuwał palcem po moim nagim ramieniu. Wodził wzrokiem po moim ciele, ale najwyraźniej uszanował moje zdanie.

- Jesteś królem tego miasta? Słyszałam, że rządzi tu Klaus, ale wydaje mi się, że jesteś silniejszy - postanowiłam troszkę mu poschlebiać, żeby otworzył się przede mną. Podziałało.

- Klaus uważa się za najważniejszego, ale już niedługo się go pozbędę - powiedział tak pewny siebie, że aż przeszedł mnie dreszcz.

- Masz już jakiś plan? - spytałam słodko, uśmiechając się jak idiotka. Marcel się zaśmiał.

- Skarbie, lepiej nie zaprzątaj sobie tej swojej ślicznej główki takimi sprawami. Najważniejsze, że Klaus myśli, iż jestem po jego stronie. Niech dalej Mikalesonowie myślą, że gramy w tej samej drużynie - puścił mi oczko i ponownie się nade mną nachylił, ale w tym momencie rozległo się walenie do drzwi.

- Marcel! Marcel, szybko, jesteś mi potrzebny! - usłyszałam głos Rebekah. Zerwałam się z łóżka.

- Lepiej już pójdę - mruknęłam i ubrałam się w mgnieniu oka. Marcel pocałował mnie krótko na pożegnanie i zbiegł na dół, a ja wyskoczyłam przez okno. Stanęłam prosto przed Klausem.

- Wracamy - warknął. Złapał mnie za ramię i dosłownie wrzucił do samochodu. Przeraziłam się. Chyba jeszcze nigdy nie widziałam go tak wściekłego. Domyśliłam się, że usłyszał słowa Marcela, więc siedziałam cicho. Zaparkował pod domem i chwycił moją dłoń. Ściskał mnie zdecydowanie za mocno. Zaprowadził mnie prosto do swojej sypialni, gdzie zamknął drzwi i pchnął mnie na nie, przyciskając do nich swoim ciałem.

- Miałaś nie dopuścić do tego, żeby Marcel cię tknął - powiedział głosem przepełnionym wściekłością. Naprawdę się go bałam.

- Musiałam. Dzięki temu w końcu się przede mną otworzył - jęknęłam - Sam tego chciałeś! - po tych słowach Klaus wybuchnął śmiechem. Śmiał się tak głośno, że miałam ochotę się odsunąć. W jego śmiechu nie było nawet cienia radości.

- Nikt nie ma prawa cię dotykać. Nikt - warknął i położył dłonie na moich biodrach. Widocznie zakaz nie obejmował jego samego. Nie przeszkadzało mi to, ale nienawidziłam, kiedy ktoś usiłował mną rządzić.

- Potrafię o siebie zadbać, tak jak i potrafię decydować sama o sobie - powiedziałam patrząc w te jego piękne, szare oczy. Nigdy nie widziałam oczu, które chowały w sobie tyle bólu. Teraz ból wypłynął na powierzchnię, a ja pożałowałam swoich słów. Nie wiedziałam dlaczego, ale pragnęłam zlikwidować go raz na zawsze. Delikatnie położyłam dłonie na jego policzkach.

- Czy ty dalej mnie kochasz? - spytałam łagodnie. Musiałam to wiedzieć. 

- Słodka, kochana Caroline... - mruknął Klaus, po czym powoli zbliżył swoje usta do moich - Caroline... - wyszeptał zanim zatopiliśmy się w pocałunku. Ten różnił się diametralnie od tego z poprzedniego wieczoru. Klaus całował mnie delikatnie, ostrożnie, prawie z namaszczeniem. Był to pocałunek pełen czułości, nie pożądania. Nie znałam tej strony. Czułam, że w końcu zaczyna się przede mną otwierać.

Powoli odsunął się ode mnie. Przez ułamek sekundy zdołałam uchwycić grymas bólu, który wykrzywiał jego twarz. Klaus cierpiał. Cierpiał, a ja zamierzałam to cierpienie usunąć. 

save me |KLAROLINE| ✔️Tempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang