-Czemu?- przeniosła wzrok ponownie na mnie.- Bo naśle na mnie ojca? Czy może zabije jak Dafne?- krew w moich żyłach się zagotowała i w mgnieniu oka znalazłam się przy dziewczynie, przykładając różdżkę do jej żuchwy. 

-Odszczekaj to suko.- warknęłam.

-Od zawsze wiedziałam, że masz coś z węża. Popisz się swoim prawdziwym językiem. No?- prowokowała mnie.

-A ja zawsze wiedziałam, że masz coś z suki, nie tylko ten ryj mnie upewnia w tym twierdzeniu.- w jej oczach zagotowała się złość. 

-No no no, zadziorna. Po tatusiu?- zakpiła, nie odpowiedziałam- Widzę, że agresywna też. Grozisz komuś kto nic nie zrobił. Pewnie zabiłabyś też z łatwością, tak jak tatulek, hm? A przepraszam! Ty już to zrobiłaś... Powiedz wszystkim jak Dafne ciebie błagała. Jak przepraszała, jak błagała o litość.- uśmiechnęła się cwanie. Wokół rozniosły się szepty. Widziałam jak ludzie powoli odsuwali się od nas. Zrobiłam krok w tył i rozejrzałam się dookoła. Każdy patrzył na mnie ze strachem jedynie moi przyjaciele z żalem. 

-T-to nie t-tak. J-ja... O-ona- zaczęłam się jąkać. Czułam wielką gulę w gardle, która nie pozwalała mi nic powiedzieć. Wszyscy mają mnie za morderce- Ja.. Musiałam t-to zrobić. O-On mi kazał. Nie... Nie miałam wyjścia.- mówiłam do wszystkich. Większość już patrzyła z politowaniem i żalem, ale wiele osób dalej patrzyło ze wstrętem. Czuli się zagrożeni.- Przecież ja nic bym wam nie zrobiła...- jęknęłam.

-Przed chwilą groziłaś Pansy!- zawołała jej blond przyjaciółka. 

-Sprowokowała mnie! Przecież widzieliście.

-I co? Teraz jak ktoś ci się narazi to będziesz grozić różdżką?- zapytała Parkinson krążąc wokół mnie. 

-NIE!- krzyknęłam- Nie chce być postrzegana za kogoś kim nie jestem, a ty- wskazałam na nią placem- Mówisz coś o czym nie masz pojęcia. Każdy wie, że wśród nas, ponad połowa tu obecnych to dzieci sługusów Voldemorta, ale ich się nie boicie. A czemu? Bo to ich rodzice im służą. Dlaczego więc ja mam obrywać za to, że mój ojciec jest jaki jest?- wokół ludzie zaczęli szeptać, ale nie patrzyli się już ze wstrętem tylko z wyrozumiałością. Co mnie uradowało.- A ty mopsie? Pochwal się jak twoi rodzice chcieli do łączyć do szeregów Czarnego Pana.- Pansy stanęła w miejscu i zbladła- No powiedz jak przyszli błagając aby ich przyjął, a ten ich wyśmiał i powiedział, że nie ma opcji. No proszę. Powiedz.- Każdy bez wyjątku spojrzał się na nią.

-Nie wiem o czym ty mówisz.- powiedziała zakłopotana. Uśmiechnęłam się zadziornie. 

-Czyżby?- podeszłam do niej blisko i tylko patrzyłam się na nią. Prosto w jej piwne oczy. Chciałam aby poczuła presję. Złamać ją. Z moich oczu biła obojętność, a z jej zdenerwowanie i strach.

-No dobrze!- krzyknęła odwracając głowę byle na mnie nie patrzeć.- Przyszli... To prawda...- załkała i pobiegła do, jak się domyślam, swojego dormitorium, a za nią pobiegła jej laleczka. Wszyscy wokół zaczęli klaskać. Było to dla mnie szokiem, ale nie przeszkadzało mi to. Coś mi się wydaje, że nikomu nie będzie to przeszkadzać, wręcz przeciwnie. Będę ich dumą. Dumnym krokiem podeszłam do przyjaciół i usiadłam obok Draco. Ten natychmiast obiją mnie ramieniem i pocałował w skroń.

 -Dzielna dziewczynka.- uśmiechnęłam się pod nosem i zatopiłam się w rozmowie z przyjaciółmi. Wszyscy obecni w pokoju zaczęli zachowywać się normalnie, jak gdyby nic się tu nie wydarzyło. Po krótkiej rozmowie Blaise przyniósł Ognistą Whisky i polał naszej czwórce w szklanki, które również przyniósł. 

-Za naszą Czarną Księżniczkę!- wzniósł toast Zabini. Wszyscy podnieśli rękę z szklanką. Zaśmiałam się i także podniosłam rękę z trunkiem, po czym każdy wypił do dna. Następna kolejka była większa, ale tym razem nie wznosiliśmy toastu, więc powoli delektowaliśmy się napojem. 

I will not leave you~ Draco MalfoyWhere stories live. Discover now