24.

664 31 10
                                    

Nikt nie znał mojego wieku...
😔
Czuje się naprawdę staro...

Ym... Nie miałam pomyślów na dalsze rozdziały... Więc macie to:

Dzień był zwykły. Rono wstaliśmy, Max uparł się, że zrobi śniadnie, a potem kazał mi odpoczywać, pomimo, że przespałam całą noc. Naszczęście dzieci umilały mi czas bawiąc się przy mnie, co się z tym równa: poznałam poruszające serce historie o staruszce, będącej następnym wcieleniem supermana.
Było naprawdę wesoło. W pewnej chwili zaprosiły mnie do zabawy, i tak z wampira, matki trzech dzieci i żony, przekształciłam się w szefa grupy superbohaterów, których zadaniem było ocalić małą Sarę, przed złym Jokerem. Nie musiałam się za dużo ruszać, bo siedziałam cały czas w bazie i dzięki temu zdołałam uspokoić Maxa, że krzywda mi się nie stanie.
Akurat drużyna (Alex i Viktor) wrócili do naszej kryjówki oznajmiając, że zwerbowali niwą superbohaterkę, umiejącą posługiwać się białą magią.
-Dobrze, moja drużyno. Jestem z was dumna.- powiedziałam biorąc się pod boki -Popełnialiście błędy, ale uda nam się je naprawić, ponieważ trening czyni mistrza. A co do nowej człońkini naszego składu: witaj w naszej drużynie. Mam nadzieję, że nasza współpraca będzie równie owocna, jak...-
Przerwał mi ból brzucha. Stęknęłam cicho i schyliłam się.
-Mamo? Co się dzieje?- zapytał Alex
-Nic skarbie. Mamusie troszeczkę brzuch boli.-
-Coś się stało naszemu braciszkowi?- zapytał
-Nie.-
-To będzie siostrzyczka.- krzyknęła sfrustrowana Sara
-Viktorku? Zawołasz tatusia?-
-Tak.-
Viktor wybiegł z pokoju, gdy Alex i Sara kłócili się, jakiej płci będzie dziecko.
Usiadłam ciężko na ziemi, gdy poczułam kolejny ból. Do pokoju wpadł Max.
-Co się tutaj dzieje?- zapytał patrząc na dzieci
Alex i Sara od razu zamilkli.
Max spojrzał na mnie i podszedł, by koło mnie klęknąć.
-Co się dzieje?- zapytał z lekkim niepokojem
-Max, jedziemy do szpitala. Wody mi odchodzą.-
Max jakby znieruchomiał, po czym zerwał się na równe nogi.
-Dzieciaki! Szybko do samochodu!-
-Czemu?- zapytała Sara
-Mama rodzi. Szybciutko.- powiedziałam
Max wziął mnie na ręce i zaczął wynosić z domu, gdy dzieciaki wybiegły pierwsze.
Starałam się głęboko oddychać, ale to na nie zawiele się zdało, bo skurcze nie ustępywały.
Jednak... Czułam się jakoś pewniej, niż za poprzednimi razami. Max wsadził mnie do samochodu, po czym siadł za kółko. Chciał mnie zapiąć, ale zaprzeczyłam... Znaczy... Tak trochę na niego krzyknęłam... Ale to nie było nic poważnego... No coś w stylu:
-Ruszaj te cholerne auto! Dziecko nie będzie czekało, aż łaskawie coś zrobisz!-
No... Coś w tym stylu.
Najpierw był zdziwiony a potem w końcu coś zrobił. Jechaliśmy w miarę zdrowego rozsądku... Ta... Tylko... Max chyba teraz nie kierował się zdrowym rozsądkiem. Krzyknęłam, gdy ból znów owładną moim ciałem.
Naszczęście podróż nie trwała zbyt długo, i już po chwili parkowaliśmy pod domem watahy.
-Dzieciaki. Idźcie od razu do wójka Kaspiana i mu o wszystkim powiedzcie.- zarządziłam
Max wypadł z samochodu i dopadł do moich drzwi. Wziął mnie na ręce i szybkim krokiem podążył do podziemnego piętra szpitalnego.
Kopniakiem wyważył drzwi do gabinetu lekarza. Dr Fox zerwał się z fotela i gdy usłyszał moje cierpiętne krzyki. Kazał zaprowadzić mnie na porodówkę.
Szybciej nie móg biec. Wpadliśmy do sali, położyli mnie na łóżku i podali znieczulenie. Mimo to nadal czułam ból, lecz trochę zelżał.
Lekarze się przygotowywali, bo dziecko mogło wyjść w każdej chwili. Pielęgniarki mnie uspokajały. Nie dawały rady. Namawiały Maxa.
-Ja na prawdę nie jestem pewien, czy to coś da... Jestem w tym niezbyt dobry... Panie sobie świetnie...-
-Oj, zamknij się wreszcie!- wrzasnęłam -Już dawno ci wybaczyłam, debilu! Nie moja wina, że twój mózg tak wolno łapie oczywiste fakty!- poczułam kolejny skurcz -Aaaaaaaa!! Choleraaaaaaaaaa!!-
Spokojnie Cenobio. Spokojnie, dasz, AAAAAAAAAAA, radę.
Nawet nie wiem kiedy pojawił się nade mną.
-Och, Skarbie.-
Szepnął i złączył nasze usta w długim i namiętnym pocałunku. Przerwał go mój cierpiętny krzyk.
-Skarbie, uspokój sie. Wszystko będzie dobrze.-
-Łatwo ci powiedzieć.- powiedziałam z zaciśniętymi zębami -Chcesz się zamienić?-

*cztery godziny później*

M

axa wyprosili. Pod wpływem emocji rozwalił drzwi, aparature, wybił okno, potłukł płytki i zniszczył całkwicie poczekalnie. Nie dość, że dokonał wielkich zniszczeń, to jeszcze nie poprawił mojego stanu. Jeszcze bardziej mnie zdenerwował.
Wyprowadzili go i zamknęli gdzieś w pokoju, zapewniając, że na poród przyjdzie.
I zaczęłam już rodzić, tak na serio, a go jeszcze nie ma.
-Niech Luna prze.- poprosił lekarz
Nie miałam wyjścia. Nie mogłam zacisnąć nóg i powiedzieć: ,,Pierdole, nie rodze." tym bardziej, że nie przeklinam.
Zacisnęłam ręce na pościeli i zaczęłam przeć. Krzyczałam w niebogłosy, gdy... Ten wielkolud ze mnie wyłaził. Kiedy tak parłam, wydawało mi się, że to dziecko było większe od Maxa.
Raz po raz ogarniała mnie fala bólu, gdy, pragnąc umrzeć, rodziłam.
Coraz bardziej ogarniało mnie niezrozumiałe przerażenie.
Nie wiem ile tak tu się męczyłam. Max przyszedł dopiero pod koniec i gdy pielęgniarki obmywały dziecko, Max zrobił awanturę, czemu wcześniej go nie wpuścili. Lekarz wytłumaczył, że to aby nie stresować mnie bardziej.
Cóż... Nie za bardzo wyszedł im ten plan.
Max podszedł do mnie i wycałował całą moją twarz co chwile pytając się, czy coś się stało.
Było mi tak dobrze... Mimo iż czułam potworny ból całej dolnej części ciała.
Po chwili do moich rąk trafiło małe stworzonko. Małe, słodkiez piękne, rozwrzeszczane stworzonko. To był syn.
Max uniósł głowę i zaczął wyć, ogłaszając dobrą nowinę pozostałej części stada. W jego ślady poszeł doktor i pielęgniarki, oraz wilkołaki z zewnątrz tego pomieszczenia.
Było głośno, a pomimo tego dziecko się uspokoiło. Zaczął wsłuchiwać się w wycie całego stada, ale wydawało mi się, że bardziej przysłuchuje się wyciu swojego ojca. Zaczął poruszać rączkami i wydawał takie... Dziecięce stęknięcia.
Mogłam zaliczyć koejny dzień, do najszczęśliwszych. Tak bardzo kochałam w tym momencie wszystkie stworzenia...
-Cieszę się, że jest bardziej podobny do ciebie.- szepnął Max, gdy zakończył swój wokal
Żeczywiście, mały, pomimo tego, iż był wilkołakiem, był podobny do mnie. Sądzę, że mógłby być spokojnie bliźniakiem Sary. Tylko... Jak mu damy na imię?
To jest sprawa wagi państwowej... A przynajmniej naszej watahy.

Mam 15 lat
😒
Krótki i w sumie taki... Do dupy, no ale czego się po mnie spodziewaliście, kiedy jest po 22:00??
Robiem głosowaniem nam imiem dlam dzieckam.

Zastanawiałyśmy się z Kasią, czy to ma być chłopczyk, czy dziewczynka, ale ze względu na moje plany wybrałam chłopczyka

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Zastanawiałyśmy się z Kasią, czy to ma być chłopczyk, czy dziewczynka, ale ze względu na moje plany wybrałam chłopczyka. Jeżeli ktoś uważa, że ma lepsze pomysły (jesteś Kasiu i tak zajebista) niech się podzieli.

Nie przestawaj mnie kochaćWhere stories live. Discover now