Rozdział 28

8K 396 11
                                    

Jessamine

- Nie wiem co mam robić - przyznałam w końcu. Długo nie potrafiłam przyznać się przed samą sobą, że jestem niezdecydowana, a co dopiero powiedzieć o tym komukolwiek innemu.

- Daj mu szansę - podsunęła matka, ale wcale mi nie pomagała mówiąc takie rzeczy. Gdy ktoś mnie naciskał, było mi jeszcze ciężej.

- Łatwo Ci mówić - rzuciłam, ale nie uzyskałam odpowiedzi na swój przytyk.

- Kochasz go? - spytała po dłuższej chwili rodzicielka.

- Nie - zaprzeczyłam, ale nie byłam tego w stu procentach pewna. Jeszcze niedawno byłam zgodna co do tego, że z całą pewnością go nie kochałam.

- Jess... - jęknęła ponaglająco kobieta.

- Nie wiem - schowałam twarz w dłoniach, a mój głos się załamał. Minął rok, a ja chyba nadal czułam do chłopaka to samo co kiedyś. Z tą różnicą, że teraz nie potrafiłam się do tego przyznać nawet przed samą sobą. Bałam się tych uczuć, bo bałam się, że znowu zostanę zraniona.

- Jess - powtórzyła nieco ostrzejszym tonem.

- No dobra! - wykrzyknęłam, dając za wygraną. - Kocham! I co z tego?! - rzuciłam, a z moich oczu wyciekło kilka samotnych łez.

- To dużo zmienia - stwierdziła ze znawstwem moja matka. - Jeśli go kochasz, a on na pewno kocha Ciebie, to powinniście zacząć od nowa - doradziła.

- Potwierdzam - włączyła się do rozmowy ciocia Stephanie, która właśnie do nas podeszła.

- Myślę, że w tej sprawie nie możesz się wypowiadać ciociu - westchnęłam. - To nie fair - dodałam.

- To, że Jon jest moim synem wcale nie oznacza, że trzymam jego stronę. Na twoim miejscu też byłabym zła za to co zrobił Dylanowi - spojrzała na mnie. - Tak miał na imię ten chłopak? - spytała po chwili, a ja pokiwałam głową na potwierdzenie. Nastała między nami chwila ciszy, a ja nie wiedziałam co powinnam uczynić, więc postanowiłam zapytać bardziej doświadczone kobiety o radę.

- Co wy byście zrobiły na moim miejscu? - rzuciłam cicho.

- Każda z nas pewnie postąpiłaby nieco inaczej - zaczęła niepewnie moja matka. - Ale ja bym to wpierw przemyślała na spokojnie - dodała po chwili i posłała w moim kierunku pokrzepiający uśmiech.

- Zawsze możesz też postawić jakieś warunki - rzuciła przebiegle ciocia Annie.

- Pogrążasz własnego syna - zaśmiała się moja matka i szturchnęła swoją przyjaciółkę w ramię.

- Pojadę do wujka Johna - oznajmiłam nagle.

-A College? - spytała matka. - Nie zapominaj, że wujek mieszka we Francji - dodała po chwili, tak jakby dało się o tym zapomnieć.

- Jak opuszczę kilka dni to nic się nie stanie - stwierdziłam z przekonaniem, a moja rodzicielka pokręciła głową z dezaprobatą. Niestety słabo wychodziło jej udawanie powagi, bo widać było, że tak naprawdę starała się ukryć uśmiech.
Pewnie w młodości sama również miała podobne podejście do życia.

***
Już następnego dnia rano rodzice odwieźli mnie na najbliższe lotnisko. Po wczorajszej imprezie charytatywnej mama porozmawiała z tatą, który zadzwonił do swojego młodszego brata, aby spytać go o zdanie odnośnie mojego przylotu. Wujek John od razu przystał na moje odwiedziny, więc rodzice kupili dla mnie bilet lotniczy w jedną stronę.

- Kiedy będziesz chciała wrócić daj znać, a my znajdziemy jakiś lot powrotny - powtórzyła po raz setny mama, a ja po raz setny jej przytaknełam. Byłam wdzięczna rodzicom za wsparcie, które mi okazywali, ale chciałam na jakiś czas się z nimi rozstać. Potrzebowałam spędzić trochę czasu w otoczeniu, które w żaden sposób nie przypominało mi o Jonie. Gdy tylko rodzice opuścili lotnisko udałam się do jednego ze stanowisk, aby nadać swój bagaż. Następnie ruszyłam w kierunku odprawy, bo chciałam jak najszybciej znaleźć się w samolocie. Na szczęście nie musiałam czekać w kolejce, bo odprawa na mój lot rozpoczęła się już jakiś czas temu. Gdy tylko weszłam na pokład zorientowałam się, że ktoś zajął moje miejsce. Nie siedziałam co prawda przy oknie lecz po środku, przez co tym bardziej się zdziwiłam.

Zagubione DuszeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz