Rozdział 22

8.4K 414 20
                                    

Rosalie

W tłumie dostrzegłam Jessamine, ale bałam się do niej podejść. Widziałam jak dziewczyna tuliła się do Williama i przez chwilę wyglądali w moich oczach na szczęśliwe rodzeństwo. Niestety wiedziałam, że prawda była zgoła inna i z przykrością musiałam przyznać, że Jess sama sobie na to zapracowała. Jednak tego wolałam głośno nie mówić. Żałowałam jedynie, że ja także nie mogłam przytulić się w ten sposób do swojego brata. Jonathan stał się oschły i zamknięty w sobie, przez co bałam się nawet do niego odezwać. Wiedziałam, że za jego zachowaniem krył się ogromny smutek i poczucie straty, z którymi musiał uporać się samodzielnie. Nawet nie wiedziałam, gdzie Jon w tej chwili przebywał. Rzecz jasna odmówił przyjścia na przyjęcie urodzinowe Willa, czemu w sumie się nie dziwiłam. Wyrzucałam sobie, że byłam kiepską siostrą, bo nie potrafiłam podnieść na duchu własnego brata ani nawet należycie go wesprzeć. Oprócz bliskości Jona, brakowało mi także Jessamine. Im więcej o tym myślałam, tym bardziej nie potrafiłam zrozumieć dlaczego nasz kontakt się urwał. Zawsze zachowywałyśmy się wobec siebie jak rodzone siostry i mówiłyśmy sobie o wszystkim. Ponadto znałyśmy się od urodzenia, a nasze matki były najlepszymi przyjaciółkami. Czasami obwiniałam o wszystko pijanego Dylana i mojego porywczego brata. Westchnęłam tęsknie i odwróciłam się, aby odejść, ale zderzyłam się z klatką piersiową mojego chłopaka.

- Czego się boisz? - spytał Paul, czytając w moich myślach. Chłopak zdążył już poznać mnie na wylot.

- Boję się, że ona z jakiś powodów nie ma ochoty mnie widzieć, ani tym bardziej ze mną rozmawiać - wzruszyłam ramionami, udając obojętność. Tymczasem Paul spojrzał w przestrzeń za moimi plecami, a jego oczy wyrażały ogromne zdziwienie. - Chodźmy stąd - dodałam i pociągnęłam chłopaka za ramię. Niestety on ani drgnął.

- Rose - usłyszałam tak dobrze znany mi głos i zadrżałam. Przez pierwsze kilka sekund zastanawiałam się co powinnam zrobić. Pierwszą moją myślą była ucieczka, a drugą konfrontacja. - Wiem, że źle zrobiłam, ale wiedz, że żałuję - powiedziała dziewczyna, a ja odwróciłam się twarzą w jej kierunku. Spojrzałam w dwukolorowe oczy Jessamine, szukając w nich drwiny lub choćby cienia nieszczerości. Ku mojemu zdziwieniu znalazłam w nich jedynie żal i skruchę. W przypływie emocji przyciągnęłam dziewczynę do siebie i mocno ją przytuliłam. Kątem oka spostrzegłam jak Paul odszedł nieco dalej, aby dać nam odrobinę prywatności. On zawsze wiedział, kiedy należało zejść ze sceny. - Wybacz mi Rosie - poprosiła Jessamine, w międzyczasie pociągając nosem. Z pewnością płakała.

- Wybaczam ci - zapewniłam z ulgą. Najwyraźniej dziś był dzień przebaczania, co zdążyłam już wcześniej zauważyć. Słowa, które Jessamine skierowała do swojego brata stojąc na scenie dały mi wiele do myślenia.

- Jesteście naprawdę wspaniali – powiedziała po chwili, odrywając się ode mnie. Przez chwilę nie chciałam wypuścić dziewczyny z objęć, bo bałam się, że znów zniknie z mojego życia. - Ty, Will i wszyscy inni, których przez ostatni rok traktowałam jak śmieci - wymamrotała, a ja straciłam nagle ochotę na słuchanie jej wywodów. Oczywiście było mi przykro, gdy Jess przestała się ze mną kontaktować, ale nie poczułam się przez to jak śmieć. Czułam jedynie samotność i tęsknotę.

- Pięknie dziś zaśpiewałaś - pochwaliłam ją, aby zmienić temat i naprowadzić naszą konwersację na inne tory. - Ostatnim razem śpiewałaś na mojej dziewiętnastce - przypomniałam z uśmiechem.

- Tak - powiedziała Jess, a reflektory migające na scenie rozświetliły jej twarz, dzięki czemu dostrzegłam błyszczące w kącikach oczu łzy. - Wybacz, że przespałam twoje dwudzieste pierwsze urodziny - powiedziała. - To było najgorszy i zarazem najdłuższy koszmar w moim życiu - dodała nieco przyciszonym głosem.

Zagubione DuszeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz