S Z E S N A Ś C I E / じゅうろく

Start from the beginning
                                    

Nie mogła w to uwierzyć. Nie mogła uwierzyć w to, że kochana przez całą szkołę Nanami mówiła tak okrutne rzeczy i uśmiechała się upiornie.

– To nie brzmi, jak coś, co powiedziałaby przewodnicząca, którą wszyscy znają. Gdyby ktokolwiek cię teraz usłyszał, pomyślałby, że zrobiłam ci coś złego!

 – I jakie to ma niby znaczenie? Nie obchodzi mnie, co ludzie o mnie myślą ani czy mnie nienawidzą. Tylko on się dla mnie liczy.

W dłoni Nanami zalśnił nóż.

– To... – Nogi Saki zmiękły, ledwie utrzymując jej ciężar. – Proszę, przemyśl to, co chcesz teraz zrobić – naciskała. Zdziwiła się, że głos jej nie zadrżał, mimo iż cała trzęsła się ze strachu.

Nie spuszczała z oczu noża, nawet gdy do jej nozdrzy dotarł zapach słodkich perfum Nanami. Była coraz bliżej, odgłosu jej kroków nie zakłócał żaden inny dźwięk. Ta upiorna cisza wystawiała nerwy Saki na ciężką próbę, mrożąc ciało i umysł. Jak zahipnotyzowana stała w miejscu, zamiast próbować umknąć w poszukiwaniu pomocy.

Gdy nóż miał brutalnie wniknąć w klatkę piersiową Saki, ta nagle została mocno pociągnięta za ramię. Szybkość i siła ruchu sprawiła, że zatoczyła się do tyłu, wpadając na kogoś. Wyrwana z transu przeniosła wzrok z ostrza Nanami na twarz Aia, który z nieodgadnionym wyrazem patrzył na nią. Cios padł na niego, kalecząc rękę, którą objął Saki.

 Nagle niebo przybrało barwę krwi. Chmury stały się pomarańczowe, a wyzierające jeszcze chwilę temu spomiędzy nich słońce znikło całkowicie. Świat zdawał się płonąć w tym nowym, nienaturalnym świetle, zwiastującym apokalipsę.

Uwaga całej trójki skupiła się na krwawiącym niebu, toteż nie zauważyli rosnącej wokół nich smugi czarnego dymu.

Czas, który na moment stanął w miejscu, gwałtownie ruszył naprzód, kiedy ciszę rozdarł krzyk bólu. Nanami upadła na kolana, mocno przyciskając dłonie do klatki piersiowej. Upuszczony przez nią nóż upadł z brzękiem na ziemię, a ona sama zaczęła płakać.

Łkała nieprzerwanie, jak gdyby popadła w szaleńczą manię. Azami tymczasem podeszła bliżej i bezceremonialnie podniosła niedoszłe narzędzie zbrodni.

– Czasem jedyne, co nam przeznaczenie serwuje, to destrukcję – oznajmiła z nieprzeniknioną miną. – Ale tacy też są ludzie, destrukcyjni.

Saki zamarła, z mocno łomoczącym sercem w jej piersi. Wystarczyło, żeby zobaczyła Azami w tym dziwnym i mrocznym wydaniu, żeby uzmysłowiła sobie, że była usposobieniem śmierci. Widziała to teraz bardzo wyraźnie; w oczach, z których wyzierała otchłań tak ciemna, że nawet przelotne zetknięcie się z nią mogło spowodować tragedię; w dwóch skrajnych typach jej osobowości; w spojrzeniu bez chociażby cienia litości.

Otaczał ją mrok, a mimo to wyglądała przy tym, jak upadła anielica. Saki widziała wiele osobliwych i ekstrawaganckich osób, jednak nikogo nie mogłaby przyrównać do Azami, jakby dziewczyna nie należała do świata śmiertelników. Jakby bliżej jej było do potwora, bestii albo demona.

Przez chwilę Azami przyglądała się Nanami niemalże wygłodniałym wzrokiem. Do przesady przypominała kota bawiącego się pochwyconą myszą.

– Bądź tak miły, Ai, i zabierz Saki w bezpieczne miejsce – poleciła, mierząc ich twardym wzrokiem i szczerząc zęby w przerażającym uśmiechu uwydatniającym ledwie widoczne kły.

Ai bez słowa szarpnął za ramię Saki i pociągnął ją ku wyjściu z dachu. Saki bezwiednie za nim podążyła, nie odrywała oczu od jego twarzy. Odnosiła wrażenie, jakby on także nie wiedział, czego powinien się po Azami spodziewać. Posłał jej krótkie spojrzenie, które wyraźnie sugerowało, że kilka nieprzyjemnych słów cisnęło mu się na język, ale żadnego nie wypowiedział na głos.

【Oczy, które mówią】Where stories live. Discover now