PI Ę T N A Ś C I E /じゅうご

Bắt đầu từ đầu
                                    

Kąciki ust Nanami również powędrowały ku górze. Tak naprawdę nie potrafiła się na niego złościć. Jej serce zdawało się odczuwać tylko przyjemne emocje w jego towarzystwie, dlatego bez niego by się rozpadła. Wstydziła się do tego przyznać, a musiałaby to zrobić, gdyby zamierzała wyznać mu swoje uczucia.

– Widziałem, jak rozmawiałaś z mamą. Nic się nie zmieniła przez te lata.

– I nigdy się nie zmieni. Babcia była taka sama jak nie gorsza. Potrafiła manipulować wszystkimi. Nie darowała żadnych błędów. To ona spoliczkowała mnie pierwsza – odparła Nanami. Po chwili westchnęła i spuściła głowę niżej ku ziemi. – Nienawidziłam jej, tak samo, jak nienawidzę teraz mamy. Nienawidzę ich wszystkich. Byłoby lepiej, gdyby po prostu umarli.

Shin uśmiechnął się krzywo i położył rękę na ramieniu Nanami.

– Nie mów tak. Życzenie komuś źle sprawia, że to zło przyjdzie do ciebie.

– Nie obchodzi mnie to. Zakazała mi grać na gitarze! – Zacisnęła dłonie w pięści. Jej serce łomotało gwałtownie z żalu i gniewu, lecz oczy pozostały suche. Od dawna nie potrafiła zdobyć się na płacz. – Początek czegoś nowego... To właśnie uczucie, które towarzyszy tworzeniu. Tak powiedziałeś, kiedy zachęcałeś mnie do spróbowania. Uwierzyłam w te słowa. Uwierzyłam w marzenia. A teraz nie mam już w co wierzyć...

– Ale to jeszcze nie koniec. – Shin obdarzył ją spojrzeniem pełnym zrozumienia i odrobinę mocniej ścisnął jej ramię. – Sięgamy po marzenia, żeby poczuć się szczęśliwymi. A szczęście... zawsze jest skomplikowane. Tak jak życie. Ale jeśli na czymś nam zależy, to nie możemy się poddawać.

Zaskoczona czułością w głosie Shina, poczuła, jak jej mięśnie się rozluźniają. Podniosła głowę i wreszcie odważyła się na niego spojrzeć.

Od zawsze uważała go za najprzystojniejszego chłopaka, jakiego kiedykolwiek spotkała. Jego delikatne, acz wyraźne rysy twarzy, wysoki wzrost i białe jak świeżo opadnięty śnieg włosy – wszystko jej się podobało, gdyż przypominał księcia z bajki. Musiał tylko jeszcze trochę podrosnąć, lecz to Nanami nie przeszkadzało. Gotowa była na niego czekać.

– Przepraszam – odezwała się, kiedy całkowicie się opanowała. – Temat mojej rodziny wytrąca mnie z równowagi.

– Nie musisz przepraszać.

W jego przenikliwych zielonych oczach nie kryła się ani pogarda, ani obrzydzenie, którymi często raczyła ją matka. Nanami widziała tylko szczerą troskę i cień życzliwego uśmiechu na ustach. Zanim zdążyła się zorientować, położyła głowę na jego szczupłym ramieniu, przez co kilka złocistych kosmyków opadło na jej twarz.

– Shin... Możesz obiecać, że już zawsze będziemy razem?

– Tak długo, jak będę mieć na to wpływ... Tak, mogę to obiecać.

– A więc obiecaj – poprosiła.

Wiedziała, że postępowała samolubnie, ale nie miała innego wyboru. Wyznanie mu uczuć nie przeszłoby jej przez gardło, a musiała się upewnić, że nigdy go nie straci. Tylko w taki sposób zdołałaby przetrwać kolejny dzień i wszystkie pozostałe, które nadeszłyby potem.

– Obiecuję.

Takiej odpowiedzi potrzebowała.

– Jak myślisz, czy sensei nam wybaczy wagary? – zapytała.

Shin zaśmiał się pod nosem, odgarniając jej kosmyk włosów za ucho.

– Jeśli w to uwierzymy, może tak się stanie.

【Oczy, które mówią】Nơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ