🔪Chapter XVI ,,The Why"

1.4K 121 15
                                    



Wtedy odsunął się ode mnie gwałtownie. Powoli zaczął obchodzić moje krzesło, niczym drapieżnik krążący wokół swojej ofiary. Próbowałam śledzić go wzrokiem ale zaraz zniknął mi za plecami, nie pozostało mi nic innego jak tylko słuchać uważnie co on zamierza zrobić.

W pewnej chwili poczułam na sobie jego ręce, gdzieś w okolicach krępujących mnie więzów. Od razu spięłam się gdy tylko mnie dotknął. Nie lubiłam gdy ktoś stał zbyt blisko za moimi plecami. Zwłaszcza gdy ten ktoś był seryjnym mordercą. Zdawało się, że przeklinał pod nosem, gdy mocował się z kajdankami i łańcuchami.

Co on robił? Chyba mnie nie uwalniał, prawda? Po co niby miałby to robić?

Wtem poczułam nagle jak krew znów swobodnie może przepływać mi przez nadgarstki. Więc jednak mnie uwolnił. Odetchnęłam, gdy usłyszałam jak metal z łańcuchów zabrzęczał spadając na ziemię. Mimo to nie ośmieliłam się nawet drgnąć, chociaż wszystko we mnie rwało się do ucieczki.

- Wstawaj - rozkazał krótko, przechodząc na przód i spoglądając na mnie z góry. Zaczęłam się bać. Gdzie on chce mnie zabrać? Lęk wciąż narastał. Może do jakiegoś wymyślnego pokoju tortur?

- Gdzie mnie zabierasz? - zapytałam z głosem podszytym paniką. Dalej patrzył na mnie groźnie i ostrzegawczo, ale teraz wyczułam też od niego niecierpliwość.

- Wstawaj - syknął jedynie dobitniej, atmosfera w pokoju znów zaczęła się zagęszczać. Nie chciałam wstawać, co z tego że siedzenie przykutą do tego krzesła nie było największym luksusem. Bałam się go, nawet bardziej niż tamtej dwójki.

Mimo wszystko powoli w końcu się podniosłam. Poczułam lekkie zawroty głowy, gdy już się wyprostowałam. Nie miałam pojęcia jak długo siedziałam przywiązana na tym krześle, ale zgadywałam że musiały minąć całe godziny patrząc na to jak mocno zdrętwiałam i jak dziwnie się czułam wstając. Przełknęłam ślinę, wciąż czując gulę w gardle i bardzo wolno do niego podeszłam.

On na to otworzył drzwi i wyciągnął rękę jakby mówił, że mam iść pierwsza. Nie miałam najmniejszej ochoty iść przodem! Kto wie co mogło być tuż za drzwiami? Może jakiś zakurzony, stary, zalatujący zgnilizną korytarz pełen ukrytych pułapek i broni? Albo lepiej, jedna wielka krwista masa wnętrzności i kawałków ciał rozwalonych po całej powierzchni? 

Nagle poczułam mocne pchnięcie gdzieś w dole pleców. Zachwiałam się i wypadłam na zewnątrz przez próg, lądując na rękach i kolanach. Już chciałam się wydrzeć i potrząsnąć rękami, strzepnąć z siebie jakiekolwiek paskudztwo tam było.

Ale nie było żadnego.

Upadłam na twardą i zimną, ale czystą solidną podłogę. Szybko zerknęłam na boki, ściany były umazane śladami krwi, ale nie było tak źle jak zakładałam. Chociaż może dlatego, że nie widziałam zbyt dobrze, w korytarzu panował lekki półmrok.

Odwróciłam głowę w stronę zabójcy. Właśnie wyszedł z pokoju i zamknął za sobą drzwi. Znów spojrzał na mnie groźnie z góry, rozkazując ponownie żebym się podniosła. Szybko go posłuchałam i niezdarnie stanęłam na nogi, rozglądając się w którą stronę iść.

Wtedy znów poczułam pchnięcie w dole pleców, tym razem o wiele łagodniejsze niż ostatnio. Powoli ruszyłam przodem przez mroczny korytarz. Jedynymi źródłami światła były tylko naprawdę maleńkie żarówki wiszące pod sufitem. 

Zauważyłam, że w korytarzu było więcej pokoi, ale nie odważyłam się zajrzeć do żadnego. Obawiałam się, że będzie tam coś tak obrzydliwego czego nie zdołałabym wyobrazić sobie nawet w najgorszym koszmarze. Wbiłam więc wzrok w koniec korytarza ukryty w mroku. Cały czas czułam na sobie szorstkie końcówki palców Jeffa, przy każdym pchnięciu prawie wbijały mi się w skórę, gdy mnie prowadził.

||  T A K E N || Jeff the Killer Dark Story || ⨂Where stories live. Discover now