Rozdział 28 (nowy)

369 33 3
                                    

Nadchodzi dzień, w którym muszę wrócić do szpitala psychiatrycznego. Jednak mam plan, a raczej my, czyli ja i Jack, mamy plan. Boję się, bo zawsze coś może pójść nie po mojej myśli. Od samego rana, dosłownie od szóstej rano, siedzę w pokoju gościnnym, wydzwaniając do chłopaka i nie mogę się dodzwonić. Wiem, że śpi, ale chyba zauważyłby, gdyby ktoś mu robił wibrator z telefonu. Chyba, że wibracje też ma wyłączone.
Po 56 nieodebranych przez niego połączeniach, postanawiam dać sobie na chwilę spokój. Chwilę potem Jack oddzwania.
Ja: No wreszcie! Czy ty widziałeś ile ja do ciebie dzwoniłem?!
Jack: Tak, nie wkurzaj się, po prostu spałem.
Ja: Dobrze, panie "po prostu spałem". Mam ważniejsze sprawy do omówienia z tobą niż to, dlaczego nie odbierałeś. Przyjedź do mnie jak najszybciej i od razu wejdź do piwnicy.
Jack: Dobra, postaram się być szybko.
Ja: Pa!
Jest już koło dziewiątej, więc wracam do Leo. Kładę się obok niego.
- Z kim rozmawiałeś? - pyta znienacka.
- Z Jack'iem - odpowiadam zgodnie z prawdą.
- Charlie, wydaje mi się, że ty coś kręcisz. Od ponad tygodnia wiecznie o nim mówisz. "Jack to, Jack tamto". Naprawdę, mam już tego dość - wyznaje.
- Kochanie, nie musisz się bać, nie zdradzam cię, nie mógłbym ci tego zrobić, nic do niego nie czuję. Jest po prostu moim kolegą, a wiecznie o nim mówię i wiecznie się z nim spotykam, bo mamy coś do załatwienia.
- Niby co? - młodszy prycha.
- Zobaczysz dzisiaj wieczorem. A tymczasem muszę cię zostawić samego, bo właśnie przyszedł Jack i musimy wszystko dopiąć na ostatni guzik - całuję Leondre, nie spiesząc się zbytnio.

Zbiegam po schodach, jak to mam w zwyczaju i wychodzę do piwnicy, w której witam się z chłopakiem.
- Mamy już wszystko ogarnięte? O której to dokładnie rusza? Ile ludzi załatwiłeś? - zasypuję go pytaniami.
- Myślę, że mamy już ogarnięty cały plan, rusza o 8 p.m., kiedy jest już trochę ciemniej. Załatwiłem 21 ludzi, być może uważasz, że to za mało, może kogoś jeszcze uda mi się ściągnąć - mówi.
- Chyba nie ma takiej potrzeby. Według mnie tyle wystarczy. Jak myślisz, uda nam się?
- Uda, Charlie, nie ma innej opcji. Tylko pogadaj z tym swoim kochasiem, żeby przypadkiem nie spierdolił całego planu - wywraca oczami.
- Spokojnie, nie spierdoli tego - uśmiecham się.
- Żebyś się nie zdziwił - dodaje po cichu.
- Idziesz już? - pytam, gdy Jack łapie za klamkę od drzwi do piwnicy.
- A masz mi coś jeszcze do powiedzenia?
- No... Nie. Ale bądźcie przygotowani. Wyjeżdżamy z Leo o 7 p.m., najwyżej dasz mi jakiś znak, żeby uciekać albo, że mam jeszcze chwilę poczekać. Narazie! - krzyczę do wychodzącego chłopaka. Sam idę kuchni, w której znajduję Leo szukającego czegoś na śniadanie.
- Posłuchaj Leo. Mam ci coś do powiedzenia - zaczynam.
- Mam się bać? - pyta z niepokojem.
- Ech... Cokolwiek, kiedykolwiek i gdziekolwiek by się działo, pamiętaj, że masz iść za mną. Słuchaj serca, nie mózgu. Nie możesz się ode mnie oddalać, nawet na metr. Wyjeżdżamy o 7 p.m. - oznajmiam. - Chodź tu do mnie  - brunet do mnie podchodzi. Ciągnę go za rękę tak, żeby wylądował na moich kolanach. Kładę dłoń na jego policzku i przybliżam jego twarz do siebie.
- Cokolwiek by się działo, mam iść za tobą?
- Tak - odpowiadam i całuję jego usta.

><><><><><
Będzie drama time, oj, będzie.
~W xx

Mam dość! || Chardre ||Onde as histórias ganham vida. Descobre agora