Rozdział 27

428 48 2
                                    

[Charlie's POV]
- Jack?
- Gadaj.
- Mam sprawę - zaczynam. - Ktoś pobił Leondre.
- No i?
W tym momencie wywracam oczami.
- To nie moment na takie odzywki, coś mu naprawdę grozi, a ja chcę tego czegoś uniknąć. Dzisiaj, po jego powrocie ze sklepu, przytuliłem go, ale zaczęło go coś boleć. Chwilę przed tym powiedział mi, że nic się nie działo. Jack, ktoś pobił mój skarb...
- Dobra, przestań, bo mi się jeszcze poryczysz. Masz już jakiś plan? - pyta.
- Plan na co?
- No na ucieczkę. Ty serio jesteś świeżakiem. A wyglądałeś na doświadczonego - wzdycha. W mojej głowie pojawia się szaleńczy i prawie niewykonalny pomysł.
- A co jeśli skonstruowałbym bombę? - pytam, uśmiechając się cwaniacko sam do siebie.
- Człowieku, ty nie masz rozsadzać połowy miasta tylko jeśli już to upozorować waszą śmierć - słyszę jakiś dziwny dźwięk, ale po chwili domyślam się, że chłopak uderzył się w czoło. Siedzimy w totalnych ciemnościach, ledwo widzę swój telefon, na którym przeglądam różne fora.
- Ale nie rozumiesz. Ta bomba ma wywołać zamieszanie. Będą płomienie, dym i tak dalej, a my się wyślizgniemy niezauważeni - tłumaczę. - Tylko powiedz mi, jak się robi bombę.
- A myślisz, że ja wiem?!
- No... Tak?
- Dobra, wiem, ale musimy to zrobić razem, bo jeszcze coś odpierniczysz i wysadzisz dom w powietrze.
- Jasne, kiedy to zrobimy? - pytam, po czym wstaję i otrzepuję tyłek z paprochów i tego typu rzeczy. Jack również wstaje.
- Może teraz? - zadaje to pytanie z lekką kpiną w głosie. Zasłaniam okna jakimiś deskami, żeby mieć pewność, że nikt nas nie widzi. Następnie zapalam światło.
- No dobra.

[Leo's POV]
Leżę w łożku. A raczej przewracam się z boku na bok, bo nie mogę zasnąć. Charlie wymknął się gdzieś wieczorem, kompletnie nie wiem gdzie jest i co robi. Martwię się o niego. Jest 1 am. Mam wrażenie, że zaraz zwymiotuję ze stresu.
Gdzie on jeszcze jest?!
Chyba nie zdaje sobie sprawy, że zaraz umrę ze strachu i tęsknoty za nim.
Nagle słyszę dźwięk przekręcania klucza w zamku. U nas w domu jest tak, że na górze słychać prawie wszystko, co się dzieje na dole i odwrotnie. Wracając. Słyszę tupot stóp na schodach. Od razu wiem, że to Charles.
Tylko on chodzi jak słoń.
Potem otwierają się drzwi od sypialni, w której, jakby nie patrzeć, przebywam. Udaję, że śpię, podczas gdy Charlie rozbiera się aż do bokserek i wskakuje do łóżka. Od razu mnie obejmuje, pamiętając o moich siniakach i innych obrażeniach.
- Wiem, że nie śpisz kotku. Zawsze czekałeś na mnie, gdy byłem gdzieś w nocy, nie mogłeś wtedy beze mnie zasnąć - w tym momencie odwracam się do niego twarzą.
- Dobrze wiesz, że nie lubię jak znikasz w niewyjaśnionych okolicznościach na kilka godzin. W nocy - podkreślam to ostatnie. Przybliżam się do twarzy blondyna i wącham.
- Nie piłem - chichocze. Wzdycham i już chcę się przewrócić z powrotem na lewy bok, ale ręka Lenehana mnie zatrzymuje. - Leo... Nie obrażaj się... No kochanie - mówi do mnie. Ja natomiast leżę ze skrzyżowanymi rękami i gapię się w sufit, który swoją drogą ledwo jestem w stanie dostrzec w tych egipskich ciemnościach. Charlie wspina się na mnie i zasłania to, na co patrzyłem.
- Odsuń się. Sufit jest ciekawszy do oglądania od twojej okropnej twarzy - burmuszę się.
- Po pierwsze - na pewno nie jest ciekawszy, a po drugie - od mojej idealnej twarzy - mówi, a ja staram się przewrócić oczami, jednak nie mogę tego zrobić. Wlepiam swój wzrok w zarys idealnej twarzy błękitnookiego. Ten natomiast przybliża się do mnie, powodując tym samym bardzo delikatne zetknięcie naszych warg. Po kilkunastu sekundach drażnienia mnie tym, że nie mogę go normalnie pocałować, łapię za jego kark i mocno łączę nasze usta.
- Nie rób mi tego więcej. Proszę - szepczę, gdy blondyn kładzie się obok mnie.

[Charlie's POV]
- Oczywiście, skarbie. Jesteś wszystkim tym, co mam i wszystkim tym, co kocham. Nie zrobię ci tego nigdy więcej - muskam ustami jego czoło.
Postaram się, żeby ci tego nie zrobić, kruszynko.
Z całego serca się o to postaram.
Ciemnooki po moich słowach mocno się we mnie wtula i zasypia, co po chwili robię też ja.
><><><><><
Troszku słodko wyszło.
W TL przewiduję dłuższą przerwę, za jej powód podaję brak weny, a nadmierną wenę na MD.
Dobranoc, słoneczka <3
~W xx

Mam dość! || Chardre ||Where stories live. Discover now