Rozdział 23

541 54 9
                                    

Leżę w tym łożku już od półtorej godziny, ale wciąż nie mogę zasnąć. Półtorej godziny temu byłem praktycznie bezsilny. Teraz siła dosłownie mnie rozpiera. To nie jest dobra energia, nie czuję jej. Czuję złą moc, przez którą mam ochotę zniszczyć wszystko, co znajduje się w naszej sypialni. Zaciskam pięści, próbując powstrzymać się od zrobienia tego. Liczę powoli do dziesięciu, ale to jeszcze bardziej mnie rozdrażnia. Wstaję z miejsca i chodzę nerwowo po pokoju, próbując choć odrobinę się uspokoić. W końcu jednak podchodzę do szafy i otwieram ją z hukiem.
Aż dziw, że drzwiczki nie odleciały.
Wszystkie rzeczy Charliego latają po całej sypialni, a ja nie mam najmniejszego zamiaru się zatrzymać. Otwieram po kolei szuflady, które również o mało co nie zmienią swojego miejsca zamieszkania.
Wyrzucam wszystkie rzeczy Charles'a z naszej sypialni.
Wyrzucam wszystko, co jego z mojego życia.
Wyrzucam jego z mojego życia.
Moje chaotyczne ruchy sprawiają, że w pewnym momencie przewracam się. Cały zapłakany z obolałą dupą siedzę na podłodze, czekając na zbawienie. Które jednak nie nadchodzi i raczej nie ma takiego zamiaru. Turlam się po podłodze, walę w nią pięściami. To wszystko rozrywa mnie od środka. Chcę to z siebie wyrzucić. Po moich policzkach nadal ciekną łzy, moje włosy są już od nich pozlepiane, muszę je sobie odgarniać z twarzy. Inaczej nic nie widzę. Ale w pewnym momencie zaczynam za nie ciągnąć. Nie sprawia mi to bólu, na ten moment wszystko jest mi zupełnie obojętne. Teraz siedzę z nogami podciągniętymi do klatki piersiowej, ciągnąc się z całej siły za włosy, płacząc, bujając się w przód i w tył. Po pewnym czasie kładę się na plecach i prostuję nogi. Dłonie spłatami ze sobą i kładę na brzuchu. Nie wiedząc nawet kiedy, zasypiam.

[...]
Rano, o dziwo, budzę się w łożku. Po pokoju nie walają się żadne rzeczy Charliego. Z wrażenia szerzej otwieram oczy. Zadaję sobie tylko jedno pytanie.
Czy to wszystko mi się śniło?
Wychodzę z łóżka i podchodzę do szafy, z której w nocy wszystko wyrzucałem. Otwieram ją i zamieram, widząc wszystkie rzeczy idealnie poskładane, wszystko na swoim miejscu.
Niedługo "cieszę się" tym stanem, ponieważ słyszę strzały na zewnątrz. Odruchowo chowam się pod łóżko i czekam na to, co będzie dalej. Mam wrażenie, że zaraz rozpłaczę się ze strachu i bezradności. Strzały powoli cichną, ale za to z piwnicy dobiegają jakieś straszne odgłosy niczym z filmu katastroficznego. Powoli wynurzam się spod łóżka i kieruję się na dół. W pewnym momencie ktoś zaczyna mocno walić w drzwi. Przyspieszam kroku i na koniec wręcz biegnę otworzyć. Otwieram drzwi i staram się udawać niewzruszonego widokiem policji.
- Słucham? - odzywam się jako pierwszy. Panowie przedstawiają się i mówią po co przyszli.
- Mamy nakaz przeszukania pańskiego domu, chociaż swoją drogą jest pan za młody na samotne mieszkanie. Pozwoli nam pan wejść? - pyta jeden z nich, a jest ich dwóch.
- Tak, oczywiście - mówiąc to odsuwam się z przejścia. Policjanci mogą wtedy bezproblemowo przejść obok mnie.
[...]
Po długich dwudziestu minutach wreszcie sobie idą.
- Przepraszamy za tak wczesne odwiedziny, jest pan czysty, miłego dnia życzymy - i wychodzą. Zamykam drzwi i szybko się o nie opieram plecami. Osuwam się po nich w dół, teatralnie ocierając czoło z potu. Myślałem, że serio coś znajdą. Szczerze to nawet nie znam powodu ich jakże miłych "odwiedzin". Dzięki Bogu nie mam już żadnego alkoholu w szafkach. Inaczej byłaby jazda.
Ciągle coś mnie kusi, żeby zajrzeć do piwnicy, więc koniec końców do niej idę. Najpierw powoli się rozglądam, aby następnie pójść głębiej i poszukać źródła hałasu. Podskakuję w miejscu i prawie dostaję zawału, gdy podłoga się "otwiera". Jednak to tylko nasz bunkier, a po ludzku schowek w podłodze na krytyczne sytuacje. Jest bardzo dobrze ukryty, nasi opiekunowie osobiście o to zadbali. W końcu jesteśmy, a raczej byliśmy, Bars And Melody. Wszystko mogło się zdarzyć. Ale teraz uważnie obserwuję, jak blond czupryna wyłania się ze schowka. Od razu ją poznaję.
- Ch... Charl... Charles? - pytam z niedowierzaniem, kiedy postać cała ubrana na czarno z zasłoniętą twarzą powoli obraca się w moim kierunku. Wtedy odsłania swoje lico, a ja już wiem, z kim mam do czynienia. Podbiegłam do tej osoby i rzucam się na nią.
- Też tęskniłem, kochanie - śmieje się błękitnooki. Wtulam się w niego. - Zrobiłeś niezły bałagan w naszej sypialni i spałeś na podłodze. Musiałem cię zanieść do łóżka i posprzątać wszystkie, o dziwo, moje ubrania. Wszystko u ciebie w porządku?
- Jak mogło być wszystko w porządku bez ciebie?! - krzyczę. Kiedy ujrzałem twarz Charliego, zacząłem płakać, co robię do teraz. Blondyn nie odpowiada tylko przytula mnie mocniej i podnosi tak, że jestem do niego przyczepiony niczym taka małpka. - Tak bardzo tęskniłem, po prostu nie wyobrażasz sobie tego. Przez ten cały czas uświadomiłem sobie, jak bardzo cię kocham... - patrzę prosto w jego oczy. Następnie wpijam się w jego usta.
Nareszcie.
Po tylu dniach rozłąki.
Po tylu dniach cierpienia.
Mogę go mieć przy sobie,
Choć nie wiem na jak długo.
Mogę poczuć jego dotyk,
Jego usta na swoich,
Jego miłość, którą odwzajemniam.
Przytulając się, tworzymy jedność.
Całując się, wyrażamy nasze uczucia.
Mówiąc sobie czułe słówka i ciągle uświadamiając tego drugiego jak bardzo go brakowało w codziennym życiu, wiemy, że ta miłość jest prawdziwa, a wszelkie wątpliwości odchodzą w zapomnienie.
Kochamy się.
I tak ma być już zawsze...
><><><><><><
Jestem zadowolona z tego rozdziału. "Wtedy odsłania swoje lico" - tak działa na mnie poezja, że aż przenoszę ją do ffs ;__;
Swoją drogą, zaskakująco szybciutko rozdział. Na dodatek ok. 850 słów.
Jak Wam się podoba? Co u Was słychać?
~W xx

Mam dość! || Chardre ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz