Rozdział 2

1.8K 113 12
                                    

Budzi mnie czyjeś chrapanie centralnie nad moim uchem. Patrzę w tył. Kiedy widzę Charliego, to co stało się bodajże dwie godziny temu, uderza we mnie z podwójną siłą. Odruchowo wybiegam z miejsca zdarzenia, ale jak zwykle coś musi pójść nie po mojej myśli. Na pierwszym zakręcie moja noga ślizga się i tak właśnie ląduję na ziemi, przy okazji uderzając głową w ścianę. Czuję straszny ból w prawej części głowy. Mam wrażenie, że wszystko wokół mnie wiruje i obraz się ściemnia. Słyszę czyjeś szybkie kroki.

- Leo? Słyszysz mnie? - próbuję otworzyć szerzej oczy i mi się to udaje. Nade mną wisi Charlie. - Już myślałem, że muszę wzywać karetkę - blondyn wzdycha. Zaczynam masować się po głowie.

- Charlie, pomóż mi wstać - proszę. Charles łapie mnie za rękę i podciąga do góry. Kiedy stoję, znowu zaczynają się zawroty głowy. Błękitnooki, widząc to, szybko łapie mnie pod pachę i podnosi. Niesie mnie "na pannę młodą". Docieramy do salonu i kładzie mnie na kanapie.

- Już lepiej? - pyta troskliwie i siada obok mnie.

- Zdecydowanie - odpowiadam. - Charlie?

- Hm?

- Jeszcze raz przepraszam - peszę się i jednocześnie brzydzę się samego siebie, po całym zajściu.

- Skarbie, nie masz za co przepraszać...

- Ale nie rozumiesz tego! Brzydzę się samego siebie po tym wszystkim! - krzyczę, ale zaraz zdaję sobie sprawę, że rozzłościłem tym Charliego. No i kicha z normalnego wieczoru! - Charlie, ja... Przepraszam... Nie chciałem tego powiedzieć.

- Ale to powiedziałeś - mówi zapatrzony w nieokreślony punkt za oknem. To się źle skończy...

- Charles... - podnoszę się do pozycji siedzącej. - To wszystko nigdy nie powinno się wydarzyć, nie powinieneś się we mnie zakochiwać... Masz dziewczynę. Proszę, nie płacz - siadam na jego kolanach i mocno przytulam, kiedy zauważam łzy spływające po jego twarzy. Po chwili jednak Charlie zrzuca mnie z siebie na podłogę, przez co syczę, a mój obraz delikatnie się rozmazuje przez łzy. Zaczynam masować się w dolnej partii pleców. W tym czasie blondyn przybliża się do mnie i sprzedaje mi prawego sierpowego. Błyskawicznie podnoszę się z podłogi odpychając Lenehana i biegnę do drzwi wejściowych. Otwieram je i zaczynam biec na oślep, bo nadal nie widzę za dużo przez to, że płaczę. Już się ściemnia, więc to też wpływa na widoczność. Biegnę dalej, zaczyna brakować mi tchu. Potykam się o własną nogę i ląduję na jezdni. Bolą mnie kolana. Wtedy słyszę pisk opon niedaleko mnie.

- O boże! - drobna brunetka wybiega z pojazdu i zbliża się do mnie. - Nic ci nie jest?

Jeszcze przez chwilę normuję swój oddech, aby potem usiąść i otrzeć łzy. Masuję swoje kolana.

- Wszystko w porządku - odpowiadam i patrzę w stronę dziewczyny. Dopiero teraz widzę, że jest naprawdę ładna. Ale co z tego, jeśli wygląda na co najmniej 20 lat?

- Nie sądzę - krzywi się patrząc na mnie. - Wiesz co? Zejdziemy z drogi, bo inne samochody chcą przejechać, a my blokujemy ruch. Albo nie! Podwiozę cię do domu!

- Właśnie stamtąd wybiegłem - mruczę pod nosem.

- To może jakaś kawiarenka? Hm? Co powiesz na kawę i jakieś ciacho w centrum miasta? Opowiesz mi coś o sobie. Nie daj się prosić - namawia mnie.

- Nawet nie wiem jak masz na imię - spoglądam na nią.

- Ayla - przedstawia się i wyciąga dłoń, którą ściskam.

- Leondre.

><><><><><><

Hej! Rozdział krótki, bo pisany na szybko, żebyście na niego długo nie czekali. Zastanawiam się czy rozdziału 1 nie rozbić na 3 części, bo tutaj jest ponad 600 słów, a tam blisko 1500. Odpowiadajcie czy to dobry pomysł. Chociaż myślę, że i tak to zrobię. :) Do następnego!

~Werona 💋

Mam dość! || Chardre ||Where stories live. Discover now