Rozdział 20

660 63 9
                                    

- Właź - rzuca w moją stronę, odwraca się i idzie wgłąb domu. - Czego ode mnie chcesz?
- Porozmawiać - odpowiadam. Wiem, że zaraz wybuchnę.
- Niby o czym? - prycha.
- Kto ci do cholery jasnej pozwolił wstawiać te filmiki do internetu?! Nie możesz nas nawet nagrywać! Przecież to jest karalne, człowieku, wsadzą cię za kraty tak jak Charliego - w moich oczach pojawiają się łzy na wspomnienie blondaska.
- Ale on jest w psychiatryku - krzyżuje ręce i zakłada nogę na nogę po tym, jak siada na kanapie.
- Jedno i to samo! Ważne, że go przy mnie nie ma, a powinien być, bo się kochamy! To cholernie niesprawiedliwe, gdzie się podziało dobro i szczęście na tym świecie?!
- Ej, młody, spokojnie, bo mi tutaj zejdziesz - Chloe podchodzi do mnie z wystraszoną miną.
- Ale to straszne... Odebrali mi go, ale i tak to wszystko przeze mnie, a teraz jeszcze ty mnie dobijasz - czuję się bezsilny. Płaczę jak małe dziecko.
- Ja... Naprawdę przepraszam - mówi ze wzrokiem wbitym w podłogę.
- Co mi teraz po twoich przeprosinach? Już wszyscy to widzieli, zapisali sobie i koniec. To, co dostało się do sieci, już z niej nie wyjdzie... Straszny koniec spotkał mnie i Charliego, prawda? - mówię, spoglądając w oczy blondynki. Zmieszana nie wie, co ma powiedzieć, dlatego po prostu mnie przytula. Dziwi mnie ten gest, ponieważ nigdy się nie lubiliśmy, a teraz na dodatek na nią nawrzeszczałem.
- Nie dotykaj mnie, nie masz prawa tego robić, nigdy nie miałaś. Prawda jest taka, że jeszcze bardziej zniszczyłaś mi życie, dlatego teraz zajmij się sobą - odpycham ją i wychodzę w pośpiechu. Łzy jeszcze lecą po moich policzkach. Idę w stronę centrum, może tam coś sobie kupię, odstresuję się w jakiś sposób albo po prostu złapię taksówkę i pojadę do Ayli. Jednak los tego nie chce. Podbiega do mnie kilka dziewczyn. Jedna z nich; niska, rudowłosa i piegowata, zaczyna mówić.
- Hej Leo. Widziałyśmy ten filmik z internetu, poza tym Charlie wstawił kiedyś posta o niektórych sprawach, ty chyba z resztą też... Wszystko będzie dobrze, just be hopeful - próbuje mnie pocieszyć. Delikatnie się uśmiecham, najpierw patrząc w chodnik, aby później spojrzeć w jej oczy.
- Jak masz na imię? - pytam.
- Jestem Amber - odwzajemnia mój uśmiech. Amber robi krok w przód i mnie przytula, co oczywiście odwzajemniam. Kocham się przytulać do moich fanów i nie tylko.
- A gdzie jest Charlie? - pyta szatynka średniego wzrostu stojąca po lewej stronie Amber.
- Lexie, proszę, nie zadawaj takich pytań - patrzy w jej stronę dziewczyna stojąca centralnie przed nią.
- Charlie jest w... - waham się. - W psychiatryku. Ale to nieistotne.
- Nie tęsknisz za nim? - pyta blondynka stojąca na tyłach.
- Oczywiście, że tęsknię.
I to jak.
- Ale jakoś żyję...
- Wiesz, musimy już lecieć, bo idziemy do mnie, moja mama potrzebuje naszej pomocy w czymś tam - chichocze Amber. - Masz tutaj mój numer, jeśli chcesz kiedyś porozmawiać to śmiało dzwoń albo pisz. Do zobaczenia - dziewczyna wręcza mi karteczkę z numerem swojego telefonu, a następnie wszystkie po kolei mnie przytulają.
- Zawsze nosisz karteczki ze swoim numerem w kieszeni? - pytam na odchodne.
- Nie wiadomo kiedy się przydadzą - krzyczy, bo już są daleko.
Uśmiecham się pod nosem. Zakładam kaptur, wkładam ręce w kieszenie i idę dalej. Te dziewczyny poprawiły mi humor, naprawdę. Wiem, że mam na kogo liczyć, Bambinos zawsze będą. Zawsze.

Łapię taksówkę, wsiadam i podaję ulicę, na której mieszka Ayla. Przez cały czas patrzę za okno na tych wszystkich szczęśliwych ludzi.
Dlaczego ja nie mogę być szczęśliwy?
Kiedy w końcu zakochałem się w Charlie'm, odwzajemniłem jego uczucie.
Właśnie teraz, kiedy możemy być ze sobą szczęśliwi...
Płacę i wysiadam. Dla upewnienia się, że nie przerwę w niczym Ayli, dzwonię do niej. Odbiera prawie natychmiast, co oznacza, że robi coś na telefonie.
Ayla: Halo?
Ja: Hej Ayla. Co robisz?
Ayla: A nic, nudzę się.
Ja: Sama jesteś?
Ayla: Tak, a co?
Ja: Stoję pod twoim blokiem.
Ayla: Boże, a ja mam taki syf!
Znów śmieję się pod nosem.
Ja: Nic nie szkodzi, po prostu mnie wpuść.
Ayla: Jasne, już do ciebie schodzę.
Właśnie w tym momencie następuje koniec naszej rozmowy. Chwilę potem widzę uśmiechniętą brunetkę zmierzającą w moją stronę. Jej uśmiech jednak mizernieje, gdy zauważa w jakim jestem stanie.
- Nadal się tym wszystkim przejmujesz? - pyta.
- A myślisz, że tak szybko zapomnę? Oczywiście, że nie - przytulam ją na powitanie.
- Oj dobra - chichocze. - Chodź, zrobię ci coś na poprawę humoru!
- Co to będzie? - dwuznacznie poruszam brwiami.
- Napewno nie to, o czym myślisz - prowadzi mnie na górę. - Jesteś gejem - zauważa.
- Wiem, wiem, poza tym nigdy nie zrobiłbym tego Charliemu, nie byłbym do tego zdolny.
- Wchodź - otwiera przede mną drzwi.
- Ty powinnaś wejść pierwsza - zauważam.
- Gentleman - przewraca oczami i wchodzi pierwsza. Wchodzę zaraz za nią i zamykam za nami drzwi.
Jesteśmy już w kuchni, Ayla buszuje w szafkach, poszukując tajemniczej dla mnie rzeczy. Po pięciu minutach w końcu wstaje. Chowa coś za plecami.
- Co tam masz?
- Coś na poprawę humoru - przeskakuje z nogi na nogę i szeroko się uśmiecha, pokazując mi wielki słoik. - Nutelli?
- Zawsze i wszędzie.
><><><><><><><
Ale dawno nie było rozdziału :(
W sumie zawiesiłam książkę... Nieistotne.
Nie skończę MD do nowego roku, niestety. A może stety... Pracuję nad nową książką (o Chardre oczywiście), którą opublikuję, gdy skończę tą książkę. Pracuję nad jeszcze jedną książką (tym razem heteros, buu) o Charlie'm. Wtedy jeszcze napisze coś o Leo i tak dalej.
A teraz:
Życzę Wam wszystkim, moje skarby, wesołych świąt!
Zdrowia, szczęścia, pomyślności, spełnienia wszystkich najskrytszych marzeń i żebyście byli tacy, jacy jesteście, bez względu na opinię innych.
Mam nadzieję, że podoba Wam się rozdzialik, chociaż ciut za krótki jak na taką wielką przerwę w pisaniu.
Przytulasy i buziaczki,
~Werona xx

Mam dość! || Chardre ||Where stories live. Discover now