9."Chciałbym kiedyś przeżyć prawdziwą miłość."

647 52 20
                                    

Niall zatrzymał się na parkingu obok szpitala, po czym spojrzał na mnie.

- Loe?
- Dlaczego tak mnie nazywasz?
- Co?
- Loe — przewróciłam oczami.

Niall z uśmiechem pokręcił głową.

- Czy to ważne? Jesteś słodka, Loe jest słodkie więc?
- Awww powiedziałeś, że jestem słodka.
- Tak, a zwłaszcza podczas wczorajszej nocy, kiedy to ssałaś mojego kutasa — momentalnie palnęłam się dłonią w twarz.
- IDIOTA! - powiedziałam i wyszłam z samochodu, kierując się w stronę szpitala.

Wkrótce i blondyn do mnie dołączył. Poszliśmy w stronę recepcji, gdzie bardzo miła starsza pani skierowała nas pod odpowiednie drzwi. Byliśmy, a może raczej byłam trzecia w kolejce. Kiedy pani z recepcji wypowiadała nazwisko lekarza, który mnie przyjmie, przebiegło przez moją głowę coś w stylu De ja vu. Jakbym to już słyszała bądź jakby to miało miejsce... ale czy to możliwe?

- Niall pamiętasz nazwisko lekarza, który mnie przyjmie? - potrząsnęłam jego ramie, bo usypiał.
- Mhm — zamruczał, poprawił się na krześle i ponownie zamilkł.
- Neeeejl — przeciągnęłam.

Miałam nadzieje, że zareaguje od razu, jak źle wypowiem jego imię, bo z tego, co wiem od Lucasa, on tego wręcz nienawidzi. Nie myliłam się.

- Chloe, proszę cię, daj mi się zdrzemnąć.
- Jesteś niemożliwy — westchnęłam.

Kilka minut później pielęgniarka wyszła z gabinetu lekarskiego i zaczęła wywoływać moje nazwisko. Spojrzałam na blondyna, który spał w najlepsze. Postanowiłam, że nie będę go budzić. Wstałam i ruszyłam w stronę gabinetu.

- lewe drwi — poinstruowała mnie wcześniej wspomniana pielęgniarka.

Kiwnęłam tylko głową, po czym zapukałam do drwi i weszłam, nie czekając na "proszę".

- Dzień do... Kol? - mężczyzna wstał z miejsca i podszedł do mnie.
- Chloe?

Zilustrowałam go niegrzecznie wzrokiem od dołu do góry.

Zmienił się od ostatniego razu...

Wysoki, szczupły, umięśniony.

Zapamiętałam go jako otyłego niskiego chłopaka grającego w gry komputerowe.

A teraz... totalne przeciwieństwo.

- Jak ty się zmieniłeś o mój Boże — nie zastanawiając się, rzuciłam się na chłopaka, wtulając się w niego.
- Ile to lat, 5? 10?
- Zaledwie 3 - zachichotałam.
- Zdążyłem się stęsknić. - Kol objął mnie ciaśniej, unosząc przy tym lekko.

Chłopak był niegdyś moim najlepszym przyjacielem, a nawet przez krótki czas chłopakiem i może nadal by nim był, gdyby nie moja przeprowadzka. Utrzymywaliśmy ze sobą kontakt, lecz urwał się on, kiedy to dałam mu jasno do zrozumienia, że związek na odległość nie jest dla mnie.

- Opowiadaj, jak ci minęły te trzy lata?
- Może umówimy się... jak skończę prace? Wtedy wszystko ci opowiem?
- Pewnie — złapałam za karteczkę na jego biurku oraz długopis i wyskrobałam swój numer.
- Proszę — podałam mu kartkę, a on się po raz kolejny uśmiechnął.
- A teraz wracając, co cię do mnie sprowadza kochanie? - zapytał i wyszczerzył się, ukazując swoje białe równiutkie zęby.
- W sumie aż głupio, moi znajomi spanikowali z powodu zwykłej temperatury. - Kol dotknął mojego czoła, po czym chwile się zastanowił. Odszedł ode mnie, okrążając stół, otworzył szufladę w swoim biurku i zaczął w niej szperać. Wyjął, jak mniemam termometr elektryczny, podszedł do mnie i zmierzył mi temperaturę.

- 36,5 - powiedział, a ja zmarszczyłam brwi.
- Co?
- Nie masz gorączki, mimo ciepłego czoła.

Byłam wręcz zażenowana.

Him; horanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz