Rozdział 25 || Pieprzyć to

2.4K 220 212
                                    

-Pandora-

Przez resztę tygodnia unikałam Ashtona jak ognia, okazjonalnie rozmawiając z nim w szkole, by za chwile szybko od niego odejść.

To nie tak, że było niezręcznie, po prostu Luke raz miał rację. Byłam w zupełnie innej klasie społecznej, aniżeli Ashton. Gdybym zaczęła się z nim umawiać cały system ległby w gruzach. 

Coś jak High School Musical, tylko gorzej.

Naprawdę widziałam, że go to rani, ale tak właściwie to chroniłam go w ten sposób. To zapewne dla każdego brzmiałoby jak głupota, ale dla mnie miało sens.

– Awokado, lody... Pandora! Czy ty w ogóle mnie słuchasz?

Wracając do rzeczywistości, lekko pokiwałam do Evie głową, po czym wyjęłam kluczyki ze stacyjki i schowałam je do kieszeni. Zaparkowałyśmy na zewnątrz Targetu, lista zakupów Evie spoczywała w mojej dłoni.

Kiedy powiedziała, że potrzebuje pójść na małe zakupy, myślałam o drobnych rzeczach. NIE O WSZYSTKIM, CO MAJĄ W SKLEPIE.

– Mogę tu zaczekać?

– Czemu?

Evie jedynie wzruszyła ramionami, skupiając wzrok na zatłoczonym sklepie przed nami.

– Po prostu nienawidzę tego zapachu.

Zmarszczyłam brwi, zastanawiając się jak, do jasnej cholery, zaprzyjaźniłam się z tą dziewczyną. Byłyśmy całkowicie przeciwne sobie – łączyło nas jedynie to, że  obie byłyśmy nieprzystosowanymi społecznie blondynkami.

– Jakiego zapachu?

– Nie wiem, – wymamrotała, trzęsąc się zupełnie tak, jakby na nowo przeżywała jakieś wspomnienie – po prostu tego nie lubię.

Delikatnie przytaknęłam, jakbym rozumiała jej idiotyczną wymówkę (a nie rozumiałam za cholerę), po czym otworzyłam drzwi i wyskoczyłam z samochodu. Australijska pogoda przywitała mnie z otwartymi ramionami, zalewając moją skórę palącymi promieniami słonecznymi.

Podziękowałam Bogu, że przed wyjściem założyłam szkolną koszulę z krótkim rękawem, po czym stanęłam przed automatycznymi drzwiami sklepu, które zaprosiły mnie do środka. Wewnątrz przywitał mnie podmuch chłodnego powietrza, sprawiając, że westchnęłam z ulgą. To nie tak, że nie lubiłam tego gorąca, jednak było coś niekomfortowego w gotowaniu się we własnej skórze.

Wpatrywałam się zaciekawiona w kasy, wchodząc w głąb sklepu, nieco rozczarowana, że nie ma tu gorących pracowników. Chciałam tylko Alexa, który zaspokoiłby moje Targetowe potrzeby, ale wszystko co miałam, to spocony chłopak o imieniu Hugo, który uwielbiał jeść i czytać komiksy. Nie zrozum mnie źle, był kochany, jednak nie był tym, czego szukałam.

– Może mogę pomóc?

Odwróciłam się, by zobaczyć jakąś dziewczynę, mniej-więcej w moim wieku, o brązowych oczach i kręconych włosach, które sięgały jej do pasa. Była nieco niższa niż ja, a jej policzki były lekko zaróżowione.

Na jej plakietce było napisane Isabella.

– Mhm, proszę – zaśmiałam się, zawstydzona wyciągając rękę z listą zakupów Evie w stronę delikatnie speszonej pracownicy.

– Och, okay.

Patrzyłam szczęśliwa, jak dziewczyna rozwija kartkę. Jej wzrok przebiegł przez zapisane słowa, a po chwili dziewczyna lekko skinęła głową. Szybko czytała, co jakby mi zaimponowało.

– Wybacz, jest strasznie długa, – przeprosiłam, mimochodem wkładając ręce do kieszeni moich dżinsów – moja przyjaciółka przeszła na dietę  i... sama widzisz.

Project Daddy || a.i [Tłumaczenie]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz