*33*

539 68 7
                                    

P.O.V. Shadown

Szłam za brunetką to jej domu. Po drodze dowiedziałam się, że ma na imię Amy i ma 16 lat. Za nic nie mogłam wyciągnąć z niej dlaczego potrzebuje pomocy z rodziną.

- Już nie daleko!- była szczęśliwa. Nie wiedziałam czy przez to, że mnie poznała czy dlatego bo jej pomogę.

- No dobra - co chwilę się rozglądałam. Miałam dziwną potrzebę zobaczenia kogoś z moich znajomych, by zobaczyć, że się jednak o mnie martwią i szukają mnie.

Doszłyśmy do starego blokowiska. Dziwiło mnie to, że nie zwracała uwagi na moją bluzę, brudną od starej krwi.
W kilku oknach świeciły się światła.

Amy ucichła gdy szłyśmy do klatki. Wystukała kod i wpuściła mnie jako pierwszą do bloku.

Już na holu było słychać kłótnie i Ryki.
- wiem, trochę strasznie tu... Ale dziękuję - dziewczyna zatrzymała się pod drzwiami z numerem 6.
- nie ma za co...

Amy otwarła drzwi a z mieszkania uwolnił się odór alkoholu. Zrobiło mi się nieprzyjemnie.

-  Przepraszam za to - powiedziała cicho dziewczyna. 

- spoko - przez drzwi widziałam puste butelki porozwalane po pokoju. Weszłam przez próg. 

Wydawało się jakby nikogo nie było ale jak spojrzałam do jednego pokoju, na kanapie leżał facet gdzieś w średnim wieku, był gruby, brudny i przy nim było dużo butelek piwa. W popielniczce był świeżo zgaszony papieros. Przed nim był włączony telewizor w którym leciały jakieś mydlane opery. Pod ścianą był rozwalony stół i rozbite szkło. 

- Chodź do mojego pokoju...  - za rękę chwyciła mnie Amy. Poszłam za nią do małego pokoju, w którym chyba tylko nie było butelek. Usiadłam na starym łóżku. Ściany były pomalowane na lekki róż, który zaczynał szarzeć. Okno było brudne ale rozciągał się z niego prześliczny widok.

Dziewczyna usiadła obok mnie i chwyciła za zdjęcie ,które leżało a biurku. Była na niej wesoła rodzina, mama, tata,syn i córka. Za nimi była choinka, pięknie udekorowana.

- Kiedyś tak było... - dziewczyna wytarła łzę z policzka.

Chwyciłam zdjęcie przyglądając cię. W głowie miałam widok rodziny, która się śmieje. 

- Mamo! Czas już na prezenty? - Mówiła dziewczynka do kobiety o blond włosach.

- Najpierw wigilia - Odpowiedziała kobieta z uśmiechem...

Odłożyłam zdjęcie na półkę. Dziewczyna patrzyła przez okno. 

- Co zamierzasz? - spytałam ją opierając głowę o ścianę.

- Nie wiem... - jej głos był załamany  i pełen smutku. 

- Ucieczka? Morderstwo ich? Czy zostanie tak jak jest? - zza drzwi było słychać jak ktoś wszedł do domu.    

Nastała  cisza a ktoś zaczął otwierać drzwi od pokoju. W progu pokoju stanął wysoki blondyn, dobrze zbudowany w podkoszulku. Patrzył na mnie i na Amy. Jego oczy były podkrążone i czerwone.  Oddech miał szybki, jakby był wściekły. Brunetka popatrzyła na niego, w jej oczach był strach. 

- kto to?! - wydarł się chłopak.

- Ktoś, kogo powinieneś się bać - syknęłam. Dziewczyna chwyciła mnie za ramię. 

- Ja? Ciebie? - zaśmiał się - a co mi ty kurwa możesz zrobić? - na jego twarzy był chamski uśmiech.

- Wiele mogę zrobić, tak jak innym. - Zaśmiałam się wyciągając z kieszeni nóż, bawiąc się nim. Amy zesztywniała gdy go zobaczyła ale chłopak dostał napadu śmiechu.

- Pewnie nawet nie umiesz się posługiwać tym narzędziem.

- Mogę ci nawet to udowodnić, idealnie na tobie - zaśmiałam się.

- Sophia... - dziewczyna chciała mnie chyba uspokoić. 

- Nie Sophia, powiedz wszystko co ci robił, a karma go dopadnie - Zaśmiałam się psychicznie.    

Dziewczyna milczała a chłopak się śmiał.

- Albo się nim pobawię jak ofiarą - po moich policzkach spłynęły łzy, nie wiem czemu ale to zrobiły. Chłopak widząc to, cofnął się. Nie wiem czemu... Może moje kreski wróciły? Zaśmiałam się i powoli zaczęłam do niego podchodzić. Blondyn zaczął wychodzić z pokoju zamykając drzwi. W głowie miałam, żę wszystkie drzwi oprócz tych, którymi wyszedł będą zamknięte. 

Wyszłam do niego, drzwi były zamknięte. Działa to...

- Zostaw m-mnie  - stał przy ścianie.  

- Już nie jesteś taki odważny - zaśmiałam się. W progu stała Amy, nie przeszkadzała mi w ranieniu jej brata. Wbiłam chłopakowi nóż w brzuch, chciałam się z nim pobawić ale zaczął się bronić. Zaczęłam podnosić narzędzie do góry. Blondyn załkał i zaczął płakać. Nie na długo, bo w końcu nóż był na wysokości barku. Opadł na mnie, wykrwawiając się. Co mu z tego? Jest martwy. Wyjęłam nóż i narysowałam mu łzy na policzkach. Odcięłam głowę i z uśmiechem odwróciłam się w stronę dziewczyny. Amy łkała i zakrywała ręką usta. Bała się mnie. Oh, smuteg. 

Przestałam myśleć o zamkniętych drzwiach i od razu na hol wbiegł pijany staruszek. Widząc głowę swojego syna w mojej ręce jakby wytrzeźwiał. Zaczął obmacywać swoje kieszenie szukając pewnie swojego telefonu. Nie znalazł go a ja patrzyłam na to z śmiechem. Podeszłam do niego i już miałam odcinać mu głowę gdy brunetka chwyciła mnie za rękę.

- Zostaw go... Policja jedzie... Jego obarczą tym... - dziewczyna się uśmiechała i zaczęła mnie ciągnąć w stronę klatki. Poszłam za nią. Chyba naprawdę chciała by dłużej on cierpiał. A więzieniu go dadzą do sali śmierci. Będą myśleć, że on to jest Shadown. Jeżeli jeszcze o mnie pamiętają... 

Wyszłyśmy na dwór. Dziewczyna miała na plecach plecak i była ciepło ubrana.  Ciągnęła mnie w stronę parku, który pewnie łączył się z lasem. W oddali było słychać syreny policyjne. Zaczęła biec a za mną brunetka. Wytarłam ręce i nóż w bluzę, biegnąc dalej.

Po jakimś czasie zatrzymaliśmy się. Byłyśmy w głębi jakiegoś lasu... znowu. 

- Dokąd teraz? - spytała. - przerwa?

- Możemy zrobić... - rozglądałam się po okolicy, kiedy ona otwarła plecak i wyjęła batona.

- Chcesz? 

- Nie dzięki. 

Coś mi nie pasowało w tej okolicy. Usiadłam obok brunetki. Zebrałam kilka gałęzi przy mnie i zapalniczką zapaliłam ogień. Nadchodziła noc. Co chwilę donosiłam nowe gałęzie. 

- Wystarczy... Chyba, że chcemy tutaj zostać na dłużej. - upomniała mnie brunetka.

- Jeżeli chcesz możemy zrobić szałas - chciałam go zrobić, by jakby coś nie być aż tak widocznym.

- Pomóc? - spojrzałam na nią.

- Znajdziesz kilka długich i grubych gałęzi?

- Jasne.

Dziewczyna pobiegła w las a ja szukałam czegoś by wzmocnić szkielet. Po chwili Amy wróciła z sześcioma gałęziami. Ustawiłam z nich konstrukcję i zaczęłam ocieplać do gałęziami i mchem. Gdy była bardzo duża powłoka ich zaczęłam znowu układać gałęzie. Na ziemię, leżysko,  dałam paprotki. Gdy skończyłam było już ciemno. Wytarłam pot z czoła i usiadłam przy dziewczynie. Wyjęła z torby wodę. Chwyciłam ją i upiłam duży łyk. 

- Jak się naprawdę nazywasz? - spytała, patrząc z ogień.

- Sophia.

- Ale... To jak się nazywasz dla policji? Dla morderców?

- Shadown. 

Do You Miss Me? // Shadown [2] Where stories live. Discover now