[16]

109 9 3
                                    

Kolacja z Jokerem. Oficjalna kolacja z Jokerem w garniturze i ze mną w podobno ładnej, czarnej sukience. Do tego w towarzystwie tego chłopaka z bliznami, który to wcześniej mnie pociął. Oddycham głęboko. Mimo że właściwie jak na razie jest zaskakująco spokojnie... Chociaż.

Klaun zupełnie nagle wstaje. Mruczy pod nosem coś o gościach, którzy jeszcze nie przybyli, a zdecydowanie powinni już być. W międzyczasie jedną dłonią wyciąga nóż z kieszeni, którym teraz drapie się po głowie, drugą natomiast kładzie na biodrze.

- Wybaczcie za ten bałagan - zwraca się do nas niezadowolony, kręcąc głową. - Wybierzcie coś sobie - macha wolną ręką w kierunku wyłożonych na kwadratowym stoliku menu - a ja zaraz wracam.

Obraca się na pięcie i rusza w kierunku wejścia na zaplecze. Po drodze podchodzi do jakiegoś (zgaduję, że przypadkowego) elegancko ubranego mężczyzny, bierze lekki zamach i... Oczywiście - wbija nóż w sam środek jego brzucha.

Kobieta siedząca na przeciwko niego momentalnie mdleje, spada z krzesła na podłogę, ktoś krótko krzyczy, reszta po prostu zamiera. Chłopak znajdujący się obok mnie tylko podnosi wzrok i gładzi włosy. Na pewno jest przyzwyczajony do tego rodzaju akcji.

Joker rzuca do nieżywego już, zakrwawionego mężczyzny "Potrzymaj!", a ja jeszcze na chwilę skupiam się na moim obecnym towarzyszu. Na jego twarzy - oczywiście oprócz blizn - zauważam również kilka świeżych ran. Skąd one wszystkie się biorą? I dlaczego chłopak po prostu nie użył tej swojej magicznie uzdrawiającej mikstury, żeby się ich od razu pozbyć?

Marszczę brwi, zastanawiając się nad tym wszystkim, znów myślę też o tym, skąd mógł się tutaj wziąć i kim tak właściwie jest. Zawieszam na nim odrobinę za długo, przez co i on kieruje się w moją stronę. Normalnie chyba powinno mnie to speszyć i wywołać odruch natychmiastowego odwrócenia wzroku, ale cała ta sytuacja jest zbyt męcząca, przerażająca i... Nienormalna, żeby na mnie to zadziałało.

- Jak masz na imię? - pyta niespodziewanie, za to jakby niższym, bardziej wyczerpanym głosem, niż gdy widzieliśmy się ostatnio. A ja tylko otwieram usta. - Jestem Vic, po kochanym ojcu - oznajmia, nie czekając na moją odpowiedź.

Kiwam powoli głową. Chłopak w tym samym czasie odsuwa się z krzesłem od stolika, po czym obraca się cały jeszcze bardziej do mnie. Z jakiegoś powodu ja również odrobinę się przesuwam.

- Słuchaj, jest plan - szepcze, jednocześnie rozglądając sie, jakby chciał być pewny, że nikt nie skupia teraz na nas uwagi.

- Hm? - Mrużę oczy zdziwiona. Czy to coś związanego z Jokerem...?

- WYdostajemy się stąd - mówi spokojnie.

- Wciąż nie do końca rozumiem...

Czy to... Czy on chce...?

- Uciekamy.

Tak.

- Słucham? - nie potrafię w to uwierzyć. Tak po prostu? Teraz? Ze mną? - Nie mamy szans tak sobie uciec! - Śmieję się. Może tylko żartuje? - I dlaczego, jak?

- Spokojnie, wszystko załatwiłem - zapewnia. - Zresztą i tak nie masz nic do stracenia. - Patrzy mi prosto w oczy.

- Em, życie? - mówię, mimo że w rzeczywistości nieszczególnie się o nie martwię. Obecnie wolałabym być martwa niż musieć żyć w ten sposób z martwym klaunem. Ale nawet mimo tego podaję to jako głupia wymówkę tylko dlatego, że jego słowa brzmią tak... Pięknie. Nierealistycznie pięknie.

- Naprawdę wszystko jest już gotowe.

Nie umiem tego do siebie przyjąć. W ogóle. Pomijając nawet sam fakt tego całego planu... Nie, stop. Ciężko to raczej pominąć, kiedy mowa o UCIECZCE Z OBRZYDLIWYCH ŁAP KLAUNA PSYCHOPATY.

- Ale dlaczego? - pytam po dłuższej chwili milczenia. - Myślałam, że jesteś po stronie Jokera.

- Nigdy nie byłem po jego stronie - wyjaśnia szybko, jakby zdenerwowany moim oskarżeniem.

- W takim razie inne pytanie. Dlaczego chce ci się mnie w to mieszać? Nie znamy się praktycznie, ani-

- Nikt na to nie zasługuje - przerywa mi. - A przy okazji chciałbym choćby częściowo powrócić do bycia człowiekiem.

Zaciskam oczy, przez głowę przebiega mi milion myśli na raz. A może to tylko kolejna dziwna pułapka? Och, choć... Co, jeśli Vic jest w takim samym położeniu, jak ja? Jeżeli mógł wydawać się szalony tylko przez wpływ Jokera... Tak jak ja. Prawda? Zresztą, co ja niby takiego mam do stracenia? A za to ile do ewentualnego zyskania... Dlatego postanawiam mu zaufać.

- Przysięgam, nie masz się o co martwić. - Kładzie rękę na moim ramieniu, przez co przechodzą mnie dreszcze. - Ktoś nam pomoże. Bardzo opiekuńczy, a przy okazji inteligentny człowiek - dodaje, by mnie przekonać.

Nie chce mi się myśleć, o kim może mówić chłopak. Kogo może mieć do pomocy i jakim cudem załatwił sobie kogoś silniejszego? od Jokera. Nadal więc nie mogę do końca tego wszystkiego zrozumieć. Ale kiwam głową po jeszcze raz. Podnoszę powieki. Jego oczy smutno się błyszczą.

- Dziękuję - szepczę, Vic unosi kącik ust w niewyraźnym półuśmiechu. Po tym spogląda na zegarek.

- Cztery sekundy - mówi na wydechu.

- To już?!

Gaśnie światło. Ludzie panikują. Joker krzyczy. Ktoś wita sie melodyjnym głosem. Tracę grunt pod nogami.

- Już.

*****
Przepraszam, nie sprawdzam już rozdziału drugi raz, więc może się pojawić jakiś bezsens, ale już nie mam siły. ;-;
Jestem, żeby to dokończyć. Po długiej przerwie, bo tak wyszło z wielu różnych powodów. :") Ech, i tyle, czytajcie, oceniajcie, hejtujcie za bycie pod poziomem, róbcie co chcecie. XD
Kolejny (ostatni) rozdział maksymalnie za tydzień, tak mi się przynajmnien wydaje. Potem epilog i heja, wszyscy jesteśmy wolni. XD
(Przepraszam za siebie i wszystko, zdycham. XD)

rip

Naabot mo na ang dulo ng mga na-publish na parte.

⏰ Huling update: Feb 20, 2017 ⏰

Idagdag ang kuwentong ito sa iyong Library para ma-notify tungkol sa mga bagong parte!

Become one of usTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon