[11]

405 53 8
                                    

Z kieszeni wygrzebuję całkiem porządne urządzenie. Odblokowuję je bez żadnego problemu i czytam wiadomość.
Joker: Jestem pod galerią szybko chodź
Przez pierwsze kilka sekund oburzam się brakiem jakiejkolwiek interpunkcji w tym zdaniu, jednak po tym czasie wreszcie uświadamiam sobie, w jakiej jestem sytuacji i z kim mam do czynienia, dzięki czemu od razu wyruszam w kierunku jego auta. Zauważam, że jest w środku, w dodatku trochę zniecierpliwiony, więc tylko szybko podbiegam do drzwi pasażera i wskakuję na swoje miejsce.

Nagle słyszę jakby przez coś przyciszone krzyki. Czy ktoś za nami biegnie?

Nie - właśnie zdaję sobie sprawę, że to bardziej dochodzi ze środka naszego pojazdu... Zaraz, czyżby ktoś był w bagażniku?!

Na moment na mojej twarzy pojawia się przerażony wyraz, jednak już po chwili tylko wzruszam ramionami. Bo chyba nie powinno mnie to zbytnio dziwić, prawda?

Odwracam twarz w stronę kierowcy, próbując nawiązać z nim kontakt wzrokowy.

- Wracamy do tego... - zacinam się, nie wiedząc, jak nazwać miejsce, w którym ostatnio byliśmy. Rudera? - Budynku?

- Nope - odpowiada, uruchamiając silnik. Oczywiście znów na mnie nie patrzy. - Miałem Ci przecież coś pokazać - mówi bez emocji.

Joker ostatnio jakoś dziwnie się zachowuje. O co może chodzić? Dlaczego siedzi teraz przy mnie cicho i odzywa się bez najmniejszego uśmiechu zamiast ganiać po mieście z bronią, zabijając przypadkowych przechodniów? Chociaż, cóż, może to i lepiej...? Dla mieszkańców Gotham, oczywiście. Ale... Jednak nie do końca mi to pasuje. Wydaje mi się nawet, że w takim stanie boję się go o wiele bardziej niż jako tego wesołego psychopaty.

Kręcę głową, rezygnując z dalszych przemyśleń. Od tego wszystkiego zdążyła mnie już rozboleć głowa. Może naprawdę za dużo analizuję...?

Po jakimś czasie uwagę przykuwam do drogi, po której jedziemy. Nie mam pojęcia, w jakie okolice ona prowadzi, w końcu Gotham jest duże, a ja nie znam go całego. Mogę powiedzieć tylko tyle, że jeździ po niej całkiem sporo samochodów. Zatrzymujemy się na jakimś skrzyżowaniu. Z naszej lewej strony wyjeżdża białe auto, które również hamuje. Jego kierowca trąbi bez przerwy, a pasażerowie wesoło nam machają, chyba nawet nie zauważając, do kogo kierują tak przyjazne gesty. Widzę, że są ubrani w ładne stroje, pani chyba nawet ma białą sukienkę... I welon. Para pewnie jedzie na wesele, niesamowicie irytując tym wszystkich przejeżdżających obok. Kiedy pani młoda zatrzymuje na mnie wzrok i nieznośnie wymachuje łapą, ubraną w białą rękawiczkę, pięknie się do niej uśmiecham i bezceremonialnie wystawiam w jej stronę środkowy palec. Kobieta robi oburzoną minę, dopiero wtedy odmachuję jej, wyszczerzając zęby w ogromnym uśmiechu. Wreszcie ruszają, a ten ich chory, podekscytowany kierowca nie przestaje dusić klaksonu.

Wtedy właśnie do akcji wkracza Joker.

- Oj zamknijcie się wreszcie! - wrzeszczy, otwierając okno.

Później wyciąga przez nie rękę z... Pistoletem. Przestrzela im wszystkie opony po kolei, przez co ich auto wpada w okropny poślizg i ląduje w samym środku ściany jakiegoś budynku mieszkalnego. Wszyscy zaczynają wrzeszczeć, a my wybuchamy bardzo głośnym śmiechem. Odjeżdżamy, zanim ktokolwiek zdąży jakoś zareagować.

Wreszcie opieram się wygodnie o oparcie mojego fotela i układam głowę na własnym ramieniu. Powieki same mi opadają, potem zasypiam.

*****

Budzę się dokładnie w momencie, w którym auto staje. Przecieram zaspane oczy, przeciągam się, a na końcu rozglądam. Jest już ciemno, przez chwilę myślę, która może być godzina. Przypominam sobie jednak, że przecież w kieszeni mam telefon, więc po prostu to sprawdzam. Dwudziesta pierwsza dwadzieścia osiem. Dziwie się, że to naprawdę wciąż ten sam dzień - tyle się dzisiaj działo, czuję się, jakby od mojej porannej pobudki minął jakiś tydzień.

Become one of usOù les histoires vivent. Découvrez maintenant