[1]

764 81 10
                                    

Siedzę na czymś miękkim. Mój wzrok powoli próbuje przyzwyczaić się do ciemności. Z zewnątrz słyszę masę różnych dźwięków - to szaleńcze śmiechy, to kolejne wystrzały z karbainu, zachrypnięty głos Bane'a, czy też Harley, krzyczącą "suprise" do najprawdopodobniej niewinnych ludzi. Ale co z tego, że są niewinni? Moi rodzice też byli. I jakoś nic to nie zmieniło. Także śmierć innych już jakoś niezbyt mnie przejmuje. Słyszę wrzaski mordowanych, ale po prostu mnie to nie rusza.

Nagle słyszę skrzypienie otwieranych, a następnie trzask zamykanych drzwi. Normalnie sama zaczęłabym krzyczeć, ale jaki to ma teraz sens?

- Naprawdę musimy już jechać? - słyszę wysoki i smutny głos Harley.

- Przecież wiesz, że nie możemy zabić wszystkich na raz - Bane zwracał się do niej, jak do upośledzonego dziecka. Chyba właśnie tak wygląda jej umysł. - Poza tym, mamy dziewczynę. Trzeba ją przygotować.

Przygotować do czego?! Nie zdążam nad tym pomyśleć, bo ciężarówka zaczyna drżeć. Musieli już włączyć silnik. Zostało mi tylko przekonać się, jakim kierowcą jest ten superzłoczyńca.

Czuję, że gaz wciśnięto "do dechy" od samego początku. Najpierw jedziemy prosto z wielką prędkością. Jednak już po chwili auto bardzo ostro skręca w prawo. Wydaje mi się, że Bane nie jest wyśmienitym kierowcą (choć może po prostu nie zależy mu na ostrożnej jeździe, co w sumie byłoby bardziej prawdopodobne), a ja lecę na drugi koniec paki i uderzam o coś głową. Tym razem nie krwawię. Tylko wszystko staje się jeszcze ciemniejsze niż było i zupełnie tracę świadomość.

********************

Głośny szczęk, który niemalże rozsadza moją głowę, bolącą nawet bez niego. Powoli podnoszę się, łapiąc za nią. Do moich oczu dostaje się mocne światło, które wywołuje jeszcze gorszy ból. Próbuję zasłonić ręką oczy, ale niewiele mi to pomaga.

Drzwi otwierają się coraz szerzej i coraz więcej wpada tutaj światła. Przypominam sobie, gdzie się znajduję i co stało się ostatniej nocy. Właśnie, nocy. Ile tutaj jechaliśmy? Jak daleko jesteśmy od centrum Gotham? Albo w ogóle... Od Gotham...?
- Wyskakuj - warczy postać, stojąca przed wyjściem.
Posłusznie wstaję, lekko się przy tym zataczając, i opuszczam auto. Rozglądam się dookoła, kątem oka zerkając na Harley, mocno pomalowaną kobietę w krótkiej, czarno-czerwonej sukience i blond włosach z również czerwonymi końcówkami. Uśmiecha się złośliwie, nie wygląda na zadowoloną.
Po naszej lewej stornie znajduje się duży zbiornik wodny. Może to jakieś jezioro? Natomiast po drugiej rozciąga się zielona łąka, a dalej las. Naprzeciwko nas stoi duży hanar, a przed nim jest parking, na którym porozrzucanych jest kilka osobówek oraz ciężarówek takich, jak nasza. Nie rozpoznaję okolicy, w której się znajdujemy, więc, niewiele myśląc o konsekwencjach, postanawiam się odezwać.
- Gdzie jesteśmy? - zaczynam, masując obolały od spania w niewygodnej pozycji kark.
Harley obdarowuje mnie wrogim spojrzeniem. Krzyżuje przed sobą ręce i robi skrzywioną minę.
- Jeśli chcesz żyć - mówi z naciskiem - to się lepiej do mnie nie odzywaj!
Kręcę tylko głwą, zastanawiając się chwilę, dlaczego dziewczyna zachowuje się wobec mnie w taki właśnie sposób. Czy ja jej coś zrobiłam?
- To może przynajmniej dowiem się, po co tu jesteśmy i co chcecie ze mną zrobić? - rzucam, jakby nie miało to dla mnie większego znaczenia. Właściwie, chyba naprawdę nie ma, po prostu jestem ciekawa, zawsze taka byłam.
- Dowiesz się w swoim czasie - mówi z przesłodzonym uśmiechem, całkowicie przesłodzonym głosem. - A teraz siedź cicho! - dodaje, prostując ręce i tupiąc lekko nogą.
- A powiesz przynajmniej, na co czekamy? - nie daję jej za wygraną.
- A ty przypadkiem nie straciłaś ostatnio rodziców? - znów posyła mi ten sam uśmiech, a ja, nie do końca świadomie, zaciskam pięści. - To może sobie za nimi popłaczesz?
Dopada mnie niesamowicie silna ochota uderzenia Queen prosto w jej wymalowaną twarz, jednak wiem, że na nic się to nie zda. Nie dość, że jest na tyle zwinna, żeby z łatwością zrobić unik, a potem soczyście mnie wyśmiać, to jeszcze najprawdopodobniej w każdej chwili może wezwać swoich tak zwanych "kolegów", z którymi to lepiej nie zadzierać. Dlatego tylko przechodzę kawałek, bacznie obserwowana przez dzewczynę, i siadam na wilgotnej trawie, zupełnie nie przejmując się ewentualnym pomoczeniem czy pobrudzeniem jasnych jeansów, które na sobie mam. Dosłownie kilkanaście sekund po tym podchodzi do nas jakiś wysoki facet. Zapewne jeden ze sługusów Bane'a lub innego złoczyńcy z wyższej półki. W milczeniu zbliża się do mnie i w jednej chwili mocno chwyta mnie za ramię. Staram się mu wyrwać, ale przy takiej sile to wprost niemożliwe.
- Spokojnie, ślicznotko! - zwraca się do mnie z lekką złością i szarpie mnie w górę, powodując przywrócenie mnie do pozycji stojącej.
Wykrzywiam usta w zniesmaczonym grymasie na widok jego brudnych rąk oraz wybrakowanych zębów i licznych blizn na całej twarzy. Za to mężczyzna specjalnie popycha mnie, przez co o mało się nie wywracam, a długie włosy spadają mi na twarz i niemalże całkowicie zasłaniają widok. Próbuję odrzucić je na bok, kiwając głową we wszystkie strony, jednak przy wykonywaniu tej czynności ból przypomina mi o ranie na głowie, przez którą byłam w szpitalu. Odruchowo marszczę brwi, co jeszcze bardziej boli. Bandyta łapie mnie za kark.
- Spokojnie, pomogę ci - mówi zachrypniętym głosem, a ja kręcę głową.
- Nie trze... - zaczynam, ale mężczyzna już odgarnia zabłąkane kosmyki swoją okropną łapą, na co znów wykrzywiam twarz.
- Choć - burczy na koniec i ciąnie mnie za sobą w kierunku sporego budynku. Nie stawiam już oporu.
Harley radośnie za nami skacze, śmiejąc się głośo z mojego zachowania. Ochota na przywalenie jej powraca...
Już po chwili przechodzimy przez potężne wrota, by znaleźć się w gigantycznej hali podzielonej kratami na kilkanaście (a może kilkadziesiąt?) sektorów. W tych najbliższych widzę pistolety, ubrania, dalej jakąś "cięższą" broń. Na środku stoi wspomniany wcześniej Bane i kilku jego podwładnych. Mój "przewodnik" puszcza moje ramię, wypychając mnie przy okazji przez siebie. Niezdarnie robię kilka kroków w przód, by się nie wywrócić, jednak przez to prawie ląduję na klatce piersiowej... Nie - na nogach (bo w końcu nie jestem za wysoka, zwłaszcza w porównaniu do niego) superzłoczyńcy. Ten w ostatniej chwili wystawia przed siebie rękę i powstrzymuje mnie przed dalszym lotem. Doprowadzam się do pionu, lekko się trzęsąc, gdy mężczyzna wciąż trzyma dłoń na moim ramieniu. Powoli ją zabiera, kierując głowę w moją stronę i lekko przechylając ją na bok. Chyba właśnie mu przerwałam...
- O, proszę, jest i nasza dziewczynka! - drżę słysząc jego głos, ale nie odwracam wzroku, który wciąż mam skierowany prosto w jego ciemne tęczówki. - Przesiadamy się - informuje, jakby nieobecny.
Odsuwam się trochę do tyłu, wreszcie kieruję oczy w inną stronę. Bane podnosi z ziemi dwie czarne torby i rozkazuje reszcie, by wzięła jakieś rzeczy z konkretnych sektorów. Po tym podchodzi do jednego z przedziałów i coś z tamtąd zabiera. W tym czasie Harley zdążyła się już znudzić, co oczywiście musi od razu ogłosić wszystkim obecnym.
- Możemy już iść? - pyta głośno podirytowana.
Bane na chwilę podnosi głowę, jednak nie odpowiada na pytanie zniecierpliwionej towarzyszki. Mężczyzna, gdy jest już wystarczająco nas, rzuca w moim kierunku czarne rzeczy, które bez większego trudu łapię. Patrzę na niego pytającym wzrokiem, ale ten gest także ignoruje.
Idę za nim do pojazdu, znajdującego się tuż przed hangarem.
- Przebierz się - mówi, otwierając drzwi do tylnej częśi ciężarówki, po czym, nie czekając na ruch z mojej strony, łapie mnie za kawałek ubrania. Bardzo niedelikatnie umieszcza mnie w środku i znowu zatrzaskuje drzwi. Miło.
Po chwili samochód rusza. Wzdycham głośno i opieram głowę o ścianę paki. Mam nadzieję, że niedługo zdecydują się jednak na pozbycie niewygodnej "dziewczynki", bo jakoś niezbyt chcę mi się latać za nimi wszystkimi, wciąż przysłuchując się, jak to Harley Quinn popisuje się swoją głupotą...

❤❤❤❤❤❤❤❤❤
Wiem, rozdział jeszcze taki trochę o niczym, ale trzeba jakoś dojść do tych ciekawszuch momentów :P Dziekuję za wszystkie komentarze i gwiadzki! ^-^ Nie spodziewałam się, że ktoś to w ogóle będzie czytał... ♥

Become one of usWhere stories live. Discover now