14 Gdybyś to ty dochodziła, wtedy bym wstał.

3.2K 211 13
                                    


Obudziłam się dalej w jego ramionach. Odwróciłam się przodem do niego i przyjrzałam się jego spokojnej teraz twarzy.

Jezu, jaki on jest przystojny.

To powinno być karane. Jego malinowe usta. Brązowe włosy opadnięte na czoło. Czekoladowe oczy, które teraz ukryte są pod powiekami.

Zerknęłam na zegarek- 11:47. Bosko. Cmoknęłam go w usta.

-Wstawaj.

-Nie. –Burknął sennie.

-Dochodzi 12.

-Gdybyś to ty dochodziła, wtedy bym wstał.

Przewróciłam oczami.

-Ale wczoraj byłaś blisko. –Kontynuował dalej z zamkniętymi oczami, tyle, że teraz się uśmiechał.

-Nie prawda. Zresztą nie ważne. Idziemy jeść.

-Byłaś, byłaś.

-Nie byłam. Wiem lepiej.

Momentalnie otworzył oczy.

-Skąd niby lepiej wiesz? Rachel!? Czy ty może...?

-Idziemy jeść!

-Czy ty sama czegoś próbowałaś?

-Nie, nie próbowałam! Idziemy jeść!

-To skąd wiesz? –Przejechał ręką wzdłuż mojego ciała, na którym w dalszym ciągu znajdowała się sama bielizna.

-Nie powinno cię to..

-Ha! Wiedziałem!

-Nie robiłam tego!

-To musiało tak kurewsko gorąco wyglądać.

-Nie wyglądało.

-Czyli to robiłaś!

-Nie!

-To żaden wstyd kochanie. –Położył rękę na moim pośladku.

-Przestań! Idę. –Wstałam szybko i zaczęłam szukać czegoś do ubrania a on się zaśmiał.

-Nie rozumiem twojego oburzenia.

-Nie odzywaj się do mnie.

No i to zrobił. Przez cały czas. Nawet przy śniadaniu nie odezwał się do mnie nawet słowem. Wróciłam do swojego pokoju a on usiadł koło mnie na łóżku, uśmiechając się lekko.

-Czego się tak głupio uśmiechasz? –Burknęłam.

-Bo to sobie wyobraziłem. To musiało być takie...

-Przestań, proszę. Absolutny koniec tematu.

Wywrócił oczami.

-Dobra.. Ale.. Boże, ale chciałbym to zobaczyć.

-Nawet nie marz. –warknęłam a on uniósł ręce do góry.

-Okay, okay..

Siedział u mnie do południa.

-Ja się będę zbierał.- Przeciągnął się.

-Będę po ciebie o 18, ok?

-Okay. –Usiadłam. Podszedł do mnie i pochylił się z uśmiechem.

-Do zobaczenia nie taka grzeczna Rachel. –Cmoknął mnie i wyszedł, za to ja opadłam na łóżko. Boże. Zamknę się w sobie i będę udawać, że nie istnieję.

Zjadłam obiad w swoim pokoju a potem zaczęłam się szykować.

10 minut przez przyjazdem Shawna byłam już ubrana w białą sukienkę i czarne, zamszowe szpilki oraz ramoneskę. Umalowała mnie Cassie.

Shawn: Czekam na podjeździe.

Wzięłam torebkę i krzyknęłam, że wychodzę i zrobiłam to, idąc od razu w kierunku auta bruneta.

-Wow. –Wyrwało mu się. Uśmiechnęłam się- taki był zamysł, wiec udało mi się. Ha!

Włączył silnik i ruszył z podjazdu. Za to ja w tym samym czasie otworzyłam lusterko i zerknęłam na makijaż. Dobrze. Bordowa szminka dalej się trzymała a oczy się nie rozmazały.

-Gdzie jedziemy?

-Do mojego kolegi.. dilera.

Coooooo!?!??!?

-Żartuję.

-Kiepski żart.

-Jak twoje.

-Aua.-Powiedziałam ironicznie, na co zachichotał.

Zajechaliśmy na miejsce pół godziny później.

Sinner |S.Mendes  ✔️حيث تعيش القصص. اكتشف الآن