25

803 143 16
                                    

Nie chcę zawieszać tego ff, bo jak widać, jeden rozdział na dwa tygodnie jakoś mi się udaje naskrobać... Mam dużo nauki, dużo nowych znajomych, dużo uczuciowych rozterek i naprawdę mało weny.

Mam nadzieję, że nie jesteście na mnie źli za to, że wrzucam rozdziały tak rzadko. :(

~~~

Odchrząknąłem, wchodząc do pokoju muzycznego Chanyeola. W tle rozbrzmiewała jakaś piosenka, prawdopodobnie jedna z tych, które sam stworzył, bo doskonale słyszałem jego głos. Chłopak siedział na jednym z tych swoich mega wygodnych krzeseł i jadł banana, gapiąc się we flagę z One piece. Minę miał idealnie bezmyślną, co czasem oznaczało, że właśnie intensywnie się nad czymś zastanawiał. Kiedy mnie jednak usłyszał, od razu odwrócił się do drzwi.

- O, hej, Kyungsoo. Coś się stało? - spytał, zerkając na mnie. Nie mogłem pozbyć się wrażenia, że w jego oczach ujrzałem iskierkę rozczarowania, jakby oczekiwał kogoś innego.

- Um... Chciałem tylko spytać, czy będziesz jadł kolację. Zamawiamy coś na wynos.

- Nie wiem - mruknął, po czym rzucił skórką z owocu do kosza, bez problemu trafiając prosto do środka. - Nie jestem jakoś szczególnie głodny.

- Zamknąłeś się tu zaraz jak wróciliśmy z koncertu - powiedziałem niepewnie. - Wszystko w porządku? Dobrze się czujesz?

- Po prostu jestem zmęczony - wyjaśnił, przeciągając się. - Jak my wszyscy.

Skinąłem głową, wcale nie przekonany. Chan na występie jak zwykle dał z siebie wszystko, ale po zejściu ze sceny nie odzywał się praktycznie do nikogo oprócz Sehuna, który ciągle stał obok niego. Baekhyun wyglądał przez jakiś czas, jakby chciał go zagadać, ale w końcu stchórzył. Potem niestety jechaliśmy osobnymi samochodami i nie wiedziałem, co się stało po przyjeździe Yeola do dormu, ale Hun przekazał mi, że ten po prostu schował się w swoim pokoju i tyle.

Westchnąłem głęboko. Po odpowiedzi Chana miałem zamiar po prostu odwrócić się i odejść, ale jego mina wręcz błagała o to, żeby jakoś go pocieszyć. To nie było zwykłe zmęczenie. Coś go zdecydowanie trapiło.

- Umm, zaraz zejdę na kolację, serio. Może coś zmieszczę - powiedział Park, patrząc na mnie w zakłopotaniu i marszcząc brwi.

- Nie, nie, nie o to mi chodzi. Nie musisz się zmuszać.

- Więc o co chodzi, Kyungie?

- Ja... Jesteś smutny, prawda? Widzę to po tobie. I martwię się. Zresztą, chyba nie tylko ja.

- To nic takiego. Fani nie zauważą, obiecuję.

Wywróciłem oczami i podszedłem, żeby położyć mu rękę na ramieniu. Nie mogłem nie zauważyć, że spiął mięśnie pod wpływem mojego dotyku, ale postanowiłem to zignorować.

- Chan, nie chodzi o fanów. Ba, chrzanić fanów! Jesteś smutny i chciałbym wiedzieć dlaczego. Albo chociaż co mógłbym zrobić, żebyś znów był tym wesołym Chanyeolem, którego wszyscy kochamy.

Mężczyzna zawahał się, patrząc mi w oczy, po czym spuścił wzrok i wbił go we własne dłonie.

- Czy mógłbyś... Mógłbyś mnie przytulić? - odezwał się stłumionym głosem. Zamarłem. Czy on zdawał sobie sprawę z tego, o co mnie prosi? - To znaczy... Wiem, że to z mojej strony samolubne, prosić akurat ciebie, ale... Potrzebuję tego. Proszę.

Westchnąłem drżąco, ale rozłożyłem ramiona, pozwalając Parkowi wtulić się we mnie jak w swoją prywatną, zdecydowanie zbyt umięśnioną jak na potrzebę bycia miękką przytulankę.

D.O. you love me? // ChansooWhere stories live. Discover now