Rozdział 11. A gdyby tak..

2.2K 136 4
                                    

-Saaaam szybciej!
-Chwila!
-Sam!
-No już!
-Sam masz 2 minuty inaczej na swoją imprezę urodzinową pójdziesz pieszo.
-Też Cię kocham Vicky.

Usiadłam na schodach w oczekiwaniu na gwiazdę wieczoru.

-Idę!
-Chciałabym w to wierzyć..- mruknęłam pod nosem.
Lecz po chwili usłyszałam stukanie butów.
-Jestem gotowa.
Sam stanęła przed schodami. Wyglądała nieziemsko, sukienka idealnie do niej pasowała.

-Miałaś dostać ją dopiero na imprezie ,ale widzę, że idealnie pasowałaby do Ciebie dziś.
Sam patrzyła na mnie i nie wiedziała o co chodzi.
Poszłam do samochodu i wróciłam z elegancko zapakowanym pudełkiem.
-Spełnienia marzeń skarbie!
-Vicky miałaś mi już przecież nic nie kupować!
Przewróciłam oczami i wręczyłam jej prezent.
Sam powoli rozpakowała go, gdy ujrzała zawartość pudełka zaniemówiła a po chwili po jej twarzy spłynęły łzy.

-Sam nie płacz!
-Ale Vicky.. To.. Too.. Ja nie mogę.
-Oczywiście, że możesz. Szybko przepakuj się i jedziemy.
Sam przytuliła mnie mocno, podziękowała i szybko poprawiła swój makijaż.

Impreza Sam była w klubie,który znajdował się w centrum miasta.
W środku było juz trochę ludzi.
Wszyscy witali się i składali życzenia dla jubilantki.

Impreza rozkręciła się ok.22:00.
Wszyscy się świetnie bawili, włącznie z Sam.
Ktoś z tłumu ludzi chwycił moją dłoń i ciągnął a ja bez żadnego oporu szłam za osobą, której nie widziałam.
Poczułam świeże powietrze, byliśmy na tarasie.
Kilka ludzi paliło papierosy a ja juz nie czułam uścisku mojej dłoni.
Osoba,która przyprowadziła mnie tutaj nagle zniknęła.
Rozejrzałam się i ruszyłam w stronę barierek.

-Obcym się nie ufa.
- Nie uratowałbyś mnie drugi raz?
- Co by było gdyby mnie tam nie była?
- Pewnie skończyłabym bez nerek.
- To nie jest zabawne.- odpowiedział poważnie
- Czemu się nie bawisz z innymi?
- Bo ktoś wyciągnął mnie z tłumu.
-Czemu stoisz przy mnie?
- Bo wiem,że to byłeś Ty.
- Skąd? Jak? Przecież puściłem cię za nim wyszłaś.- pytał zdziwiony moją odpowiedzią.
-Właśnie stąd. - zaśmiałam się
Matt pokręcił głową.
-Powinnam już iść.. Mam jutro kilka spraw do załatwienia.
-A tak, jasne.
Uśmiechnęłam się i pożegnałam.
Sam bawiła się, więc nie chciałam jej przeszkadzać i po cichu wyszłam.
Za sobą usłyszałam jeszcze jeden trzask drzwi,ale nie sprawdziłam kto to.
Jechałam w stronę domu, po chwili otrzymałam SMS'a od taty.
"Wyjeżdżamy w przyszłym tygodniu, szykuj się".
Gdy zwróciłam ponownie głowę na drogę oślepiły mnie światła innego samochodu,poczułam mocne uderzenie,ból..

Matt pov:
Wybiegłem za nią, ale ona pewnie była już w samochodzie, w drodze do domu.
Czemu jest taka tajemnicza?
Muszę ją bliżej poznać. Ona jest inna. Ona coś ukrywa.
Wsiadając do samochodu usłyszałem ogromny trzask.
Szybko ruszyłem w drogę.
-Victoria!
Jej samochód był rozbity. Zadzwoniłem po karetkę i policje.
Z bocznej ulicy nadojeżdżały dwa samochody. To dziwne,aby ktoś o tej porze jeździł tędy.
Pobiegłem do Victorii.
Leżała na kierownicy zakrwawiona i nieprzytomna.
Byłem przerażony jej widokiem.
Z dala widziałem jak nadjeżdża karetka, ale oprócz niej te dwa samochody stanęły niedaleko nas. Wysiadło z nich z 6 potężnych mężczyzn. Nie wyglądali jakby chcieli pomóc.
Szli w naszą stronę a ja nie wiedziałem co robić.
Jeden z mężczyzn wskazał coś dla dwóch pozostałych i się rozdzielili.

-Odsuń się od auta.
Odwróciłem się a za mną stali tamci faceci.
-Czego chcecie?
-Głuchy jesteś gówniarzu?! Wypad od auta!-powiedział jeden z nich
-Dziewczyna chyba żyje. To na pewno córka..
-Zamknij się.-przerwał drugiemu
-Zostawcie ją! Czego chcecie? Kim jesteście?!
W tym samym czasie przyjechała karetka i policja.
Jeden z mięśniaków odepchnął mnie od samochodu,po czym uderzyłem się głową.
-Nie damy rady jej wyciągnąć. Szef się wkurzy.
Ten,który zarządzał nimi przeklnął i rzucił oblegi na jakiegoś O'Neilla.

-Proszę odsunąć się od samochodu.-poprosił jeden z policjantów.
A tamci mężczyźni w jednej chwili zniknęli.

Gdy otworzyłem oczy siedziałem w karetce, wszędzie migały światła radiowozów.
-Dzień dobry! Starszy posterunkowy John Smith. Jest pan w stanie rozmawiać?
-Gdzie..gdzie jest Victoria? Co z nią?
-Pana dziewczyna jest w szpitalu.
-A tamci faceci?
-Jacy? Kto był tu jeszcze?
-Auuu.. Moja głowa.
-Spokojne. Może pan zeznawać?
-Tak..tak.

Powiedziałem wszystko co widziałem. Bałem się o Vicky. Miałem nadzieję,że nic poważnego jej nie jest.
Czemu co chwilę spotykają ją takie rzeczy?

Rebel GirlWhere stories live. Discover now