7 | Tracę grunt pod nogami.

3.8K 231 84
                                    

-Co się stało? - spytał i choć to pytanie miało być miłe wywołało u mnie złość.
-Nic się nie stało - odpowiedziałam i zamknęłam oczy w nadziei, że zaraz zasnę i nie będę musiała się tłumaczyć.
-Mad..
-Dobranoc - w odpowiedzi usłyszałam tylko westchnienie chłopaka.

***
Rano nie towarzyszył mi zbytnio dobry humor. Wiedziałam, że dzisiaj czeka mnie jeden wielki "cyrk". Będę musiała udawać, że wcale nie słyszałam rozmowy rodziców Shawna, co ciągnie za tobą to, że będę musiała być miła oraz uśmiechnięta. Bo przecież nic się nie stało. Norma.

Nie minęło nawet pięć minut od mojego wstania a już w pokoju pojawiła się mama chłopaka. Czy ona na prawdę musiała być pierwszą osobą którą zobaczyłam po przebudzeniu?

-Madison  słoneczko  jakbyś mogła się już ubrać, zaraz będziemy wyjeżdżać do centrum Toronto - powiedziała a wielki uśmiech nie znikał z jej twarzy. Jak ona to robiła? Ta kobieta mnie nienawidzi ale jednak jakimś cudem się do mnie uśmiecha, i nazywa mnie słoneczkiem.. Nie podoba mi się ta sytuacja ani trochę. Wolę żeby mi wszystko  wygarnęła, niż udała wielce kochającą.
-Tak, tak, jasne, za pięć minut powinnam być gotowa - odpowiedziałam i również się uśmiechnęłam choć wątpię że mój uśmiech był szczery.. Cóż ważne że się starałam. Okłamujemy się nawzajem, to się dopiero nazywa dobra relacja, pozazdrościć...

Moje wcześniej wspominanie pięć minut przeciągnęło się do dwudziestu, a to tylko dlatego, że musiałam umyć zęby i związać w kucyk moje niesforne włosy.

Zeszłam na dół i obdarowałam uśmiechem Shawna wraz z jego rodzicami. Przedstawienie czas zacząć.

-Jedziemy? - spytał pan Mendes przy okazji wkładając na swoje stopy czarne buty.
Pokiwałam głową na znak, że jestem gotowa. Sprawnymi ruchami ubrałam trampki i już byłam całkowicie gotowa.

***

Drogę przebyliśmy w całkowitej ciszy. Jedyne co można było usłyszeć w samochodzie to ciche głosy ludzi którzy śpiewali jakieś piosenki w radiu.
Shawn co jakiś czas posyłał uśmiech w moją stronę.

Na miejscu było pełno ludzi w przeróżnym wieku. Każdy był uśmiechnięty, rozweselony, ja natomiast czułam się dziwnie nie swojo. Uczucie strachu przed spotkaniem ciotki nie opuszczało mnie ani na sekundę. Widziałam ją w dosłownie co drugiej kobiecie z dajmy na to, jej odcieniem włosów. Chciałam się jakoś rozluźnić. I wtedy Shawn wpadł na pomysł eby przejechać się na jakiejś z dostępnych karuzel.


Krążyliśmy wokół atrakcji zastanawiając się jaka byłaby dla nas najlepsza.
W końcu wybraliśmy jakąś łagodna karuzele. Kolejka nie była zbyt długa i zanim się zorientowaliśmy już byliśmy przypinani zabezpieczeniami.

-Jak się czujesz? - spytał Shawn.
-A jak mam się czuć? Jest bardzo dobrze - odpowiedziałam i posłałam w jego stronę uśmiech który miał zamaskować moje zmieszanie.

-Mamy się dobrze bawić, więc narazie ci odpuszczę ten temat, ale musisz wiedzieć, że jeszcze do tego wrócimy - powiedział.

Zostawiłam jego odpowiedź bez komentarza. Muszę tylko spróbować się rozerwać i zapomnieć o ciotce oraz mamie Shawna. To nie jest trudne, prawda?

Chwilę po tym jak opuściliśmy karuzele stwierdziłam, że chcę żeby Shawn wygrał dla mnie maskotkę w jednej z budek z grami. Przecież wielki miś to najlepsza z najlepszych pamiątek jakie można wynieść z festynu.

-Madison to tandeta - powiedział brunet przy okazji zatrzymując się na środku drogi.

-Daj spokój Shawn te miśki są super, chcę jednego - odpowiedziałam głosem nieznoszącym sprzeciwu. Złapałam chłopaka za rękę i postanowiłam go tam zaciągnąć. Skoro nie chce po dobroci to muszę użyć troszkę siły.

Indifference | shawn mendesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz