✨ Epilog ✨

1.5K 55 6
                                    


  Jestem wdzięczna chłopakom i Clary za to, że jadą ze mną i chcą spędzić ze mną jeszcze trochę czasu przed wylotem. Przynajmniej nie jestem teraz sama, jednak nie jestem zbyt rozmowna, chociaż już próbowali wciągnąć mnie w swoje rozmowy, ale rozumieją.


Po około godzinie jesteśmy już na miejscu. Gdy wysiadłam, chciałam iść wyciągnąć walizki, ale Zayn mi nie pozwolił i mnie wyręczył. Brunet nawet nie wie, jak mi pomógł, te walizki są cholernie ciężkie. Jak wyląduję w Nowym Yorku, może pomogą mi z nimi Luke i Calum, którzy już tam są, bo wylecieli kilka godzin temu - z tego samego powodu co ja, w sumie pracujemy w tym samym miejscu. Z zamyślenia wyrwał mnie Dylan, który trzymał wyciągniętą dłoń z kluczykami od Jeepa w moją stronę.


- Zatrzymaj je jeszcze. Wrócicie nim pod szpital albo coś i stamtąd odbierze go Derek. To bez różnicy, bo i tak miał przyjechać tutaj. - Posłałam mu nikły uśmiech, co natychmiast odwzajemnił.


- Dziękuję, chodźmy już, bo reszta chyba o nas zapomniała. - Szybko się odwróciłam i spojrzałam przed siebie, zauważając, że trójka moich przyjaciół w najlepsze sobie idzie z moimi walizkami w stronę lotniska, luźno przy tym rozmawiając. Razem z Dylan'em zaczęliśmy biec za nimi, a gdy już byłam na tyle blisko Fray, wskoczyłam jej na plecy, przez co lekko straciła równowagę, ale w ostatnim momencie wyprostowała się i szła ze mną dalej, a ja zaczęłam się śmiać, troszkę za głośno, bo niektórzy ludzie dziwnie na nas spoglądali, ale mnie to nie obchodziło. Liczy się tylko tu i teraz gdy jeszcze jestem z tymi przygłupami, których będzie mi ogromnie brakować.


Kiedy weszliśmy na teren lotniska, rozejrzałam się dookoła, nie mogąc uwierzyć, że to dzieje się naprawdę. Już niedługo rozpocznie się moje nowe życie, chociaż nie sądzę, bym zapomniała o tym, które wiodłam tutaj. Nie ma nawet takiej opcji. Przeszliśmy razem kawałek, zaczęłam szukać swojego lotu na sporej, elektronicznej tablicy, po czym ruszyliśmy w kierunku mojej odprawy.


Gdy w kolejce zostały już tylko dwie osoby przede mną, odwróciłam się w stronę moich przyjaciół, a z moich oczu zaczęły ponownie płynąć łzy, nie chcę się z nimi żegnać. To moja rodzina, nie chcę ich zostawiać, chociaż wiem, że muszę. Zayn podszedł do mnie pierwszy i przyciągnął do siebie, mówiąc przy tym:


- Mała, uważaj na siebie, dobrze? I pamiętaj, że jakby co, my zawsze będziemy przy tobie i jeśli będziesz miała jakieś problemy, masz dzwonić, pisać, zawsze dla Ciebie będziemy. - Przez jego słowa jeszcze bardziej się rozpłakałam, tak cholernie będzie mi ich brakować. Przez ten rok sporo z nimi przeżyłam i wiem, że zawsze będą dla mnie bliscy, nawet jeśli nie będziemy obok siebie. Kiedy chłopak się ode mnie oderwał, podeszła do mnie Clary, która również była cała zapłakana.


- To co, nie zapomnij o mnie.. ok? I masz dzwonić, a jak nie, to się inaczej policzymy. - Po tych słowach mrugnęła do mnie, a ja rzuciłam jej się na szyje, kiedy zauważyłam, że została jeszcze jedna osoba, oderwałam się od rudowłosej, pocałowałam ją w policzek, mówiąc:


- Nigdy o tobie nie zapomnę, nigdy nie zapomnę o całej naszej paczce. O rodzinie się nie zapomina. - Po tych słowach przygarnęli mnie do grupowego uścisku, a Zayn dodał jeszcze:


- Tylko nie znokautuj tam nikogo, co? - Zaczął się śmiać przez łzy, widoczne w jego oczach. Nie odpowiedziałam już, tylko pokiwałam głową na tak. Gdy rozejrzałam się po moich bliskich, zauważyłam, że każdy przeżywał to na swój sposób, ale także każdy miał zaszklone oczy, jednak Dylan nie ukrywał swych łez. Podeszłam do niego, wtuliłam się w jego ramie, a on przyciągnął mnie bliżej.


- Co ja bez Was zrobię? - Kolejne łzy wydostały się spod moich przymkniętych powiek.


- Poradzisz sobie, mała, jesteś najdzielniejszą osobą, jaką znam. Nie ma mowy o porażce. - Po tych słowach Dylan lekko pogłaskał mnie po plecach, puścił, po czym usłyszałam głos, oznaczający, że pora na mnie. Tak, więc ruszyłam w kierunku pracownika, którego celem, było sprawdzenie moich dokumentów, oraz oznakowanie, zarejestrowanie i nadanie mojego bagażu do luku w samolocie. Gdy wydrukowali mi już kartę pokładową, ruszyłam w kierunku kontroli bezpieczeństwa, jednak pokusiło mnie jeszcze, by chociaż na chwilę się odwrócić i sprawdzić, czy nadal tam są. Byli. Stali trochę dalej, ale wciąż czekali, aż zniknę im z pola widzenia. I wtedy sobie uświadomiłam bardzo ważną rzecz, nieważne ile razy będziemy się kłócić, ile razy będziemy mieć ciche dni i ile razy będziemy się rozstawać, oni zawsze będą dla mnie ważni i nigdy o nich nie zapomnę.


Pomachałam im jeszcze raz na pożegnanie, po czym ruszyłam przed siebie. Jedyne co jeszcze usłyszałam to głos Louisa:


- Widzimy się za dwa miesiące mała! - Uśmiechnęłam się lekko i szłam dalej już z podniesioną głową.

***


Wszystko już później poszło szybko i sprawnie, a ja w tej chwili znajduję się już na swoim miejscu w samolocie i lekko się denerwuję. Nienawidzę latać, ale nie mam już w tej chwili innego wyjścia. Za chwilę startujemy, więc może po tym uda mi się przespać. Nie chcę przez te 6 godzin zadręczać się sprawą z blondynem. Tak naprawdę dopiero teraz to do mnie dotarło, wcześniej- przy chłopakach i Fray nie miałam na to czasu, ani nie było sposobu, bo cały czas mnie zagadywali, ale teraz? W głowie mam setki pytań, chociaż na każde z nich znam odpowiedź. Po prostu mnie nie kochał i zabawiał się moim kosztem przez cały ten czas. Tak bardzo marzę o tym, by wrócić do pierwszych lat naszej znajomości. Wtedy wszystko było łatwiejsze, a może teraz tylko się takie wydaje? Nie wiem, ale chciałabym mieć przy sobie tego samego chłopaka, którym był kiedyś Niall. Tego samego chłopczyka, z którym biegałam po podwórku, z którym spędzałam każdą wolną chwilę. Chłopaka, któremu już wtedy oddałam część samej siebie. Już wtedy był dla mnie ogromnie ważny, jednak wszystko się zmienia. Ludzie, miejsca, relacje.. Niestety. Wielu się zastanawia, czy miłość jest tak silna, by dla kogoś poświęcić życie, by oddać komuś część własnej duszy, pomimopomimo że ta osoba, nic do nas nie czuje, że nas zostawia na pastwę losu, że w zamian nie dostajemy nic, oprócz cierpienia.. Czy można? Oczywiście, że tak.


Nie wierzę w to, że kiedyś ponownie się zakocham. Nawet nie chodzi o to, że brak mi tej wiary, nadziei, ale ja.. nie chcę tego. Jestem mu wdzięczna za to, że mnie zranił. Zapamiętam to do końca swojego życia i kolejnym razem będę już ostrożna. Nie pozwolę, by ktoś znowu się mną zabawił i zostawił.. samą, pokruszoną.


Nie jestem jednak głupia i wiem, na czym polega życie. Nie tylko na szczęściu, ale również na odnoszeniu porażek, dzięki którym wiemy, co mamy w sobie poprawić. Polega na stracie, dzięki której wiemy, że musimy doceniać każdą chwilę spędzoną w gronie najbliższych.


Dlatego jak tylko wyląduję w NYC, to już nie będę tą samą dziewczyną, którą byłam tutaj. Będę silniejsza i nie będę już się rozczulać nad sobą, nie na tym to wszystko polega. Podniosę się, otrzepię kolana z kurzu i pójdę przed siebie, po to, co mi się należy - po moje marzenia, które spełnię i nie będę oglądać się wstecz na tych, którzy nie są tego warci. Uczucia to przeszłość, są słabością, a ja nie zamierzam taka być.


***

KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ. 

 



Please, stay with me • horan  ✔ ━ 𝗋𝖾𝗆𝗈𝗇𝗍Where stories live. Discover now