10. Prawdziwy Anioł Śmierci

1.9K 78 1
                                    

-Musimy mu pomóc.-powiedziała do mężczyzny w garniturze.
-Najpierw maleńka trzeba go stąd zabrać.-po jego słowach mężczyźni mnie chwycili i wyprowadzili do garażu. Tam wsadzili do czarnej furgonetki z zaciemnionymi oknami i ruszyli. Drogi jednak nie pamiętałem bo zemdlałem gdy drzwi się za mną zamknęły.
Obudziłem się w ogromnej sypialni leżałem na czarnym łóżku. Spojrzałem na swoje dłonie które niedawno były czarne. Teraz jednak pokrywała je skóra. Odetchnąłem z ulgą.
-Obudziłeś się.-Alexa podbiegła do mnie i ucałowała mnie- Boli cie jeszcze? Marou powiedział że nie będziesz już cierpiał gdy przejdziesz rytuał. Dziewczyna była szczęśliwa. Ja jednak nie dzieliłem jej zachwytu. Przecież byłem Aniołem Stróżem do cholery.
-Siema.-do pokoju wszedł Brian-Wkońcu się udało.
-Ale co się udało?-nie wiedziałem o co mu chodzi.
-Lucyfer się stęsknił. Dzięki tobie nie będzie potrzebował kolejnych ofiar. Samaelu wszyscy na ciebie czekaliśmy.-teraz dopiero dostrzegłem różnice między moją a ich skórą. Moja w porównaniu do nich mieniła się. Wyglądała jakby były w niej małe diamenty. Wyglądało to pięknie. Gdy się podnosiłem poczułem czarne skrzydła. Byłem szczęśliwy.
-Narazie nie jest to trwałe.- powiedział upadły Anioł-Musimy skontaktować się z Lucyferem co trzeba dalej zrobić.-wstałem i spostrzegłem że stoję w samych bokserkach.
-Gdzie są moje ubrania? Przecież nie będę tak chodził.-skarciłem ich.
-Tu jest twoja szafa.-Marou wskazał duże rozsuwane drzwi.
-Nie martw się demonie odprawimy rytuał i będzie dobrze.-powiedział uśmiechnięty Brian. Musiałem się z stąd wydostać. Narazie Udawałem że jestem tym za kogo mnie mają. Chociaż nie pamiętałem jak się zachowywałem w tamtym wcieleniu. Narazie.
-Dobrze więc ubiore się i zaplanujemy wszystko.-wszedłem do szafy i wybrałem koszulkę i jeansy. Wziąłem pierwsze lepsze rzeczy. Chciałem się stąd wydostać. Nie uratuje już tej dziewczyny. Ona nie chce być uratowana.
Wyszliśmy z wielkiej willi gdzieś na środku pola. Po drodze witałem się z upadłymi. Udawałem że ich znam i cieszę się że wróciłem ale tak naprawdę w środku krzyczałem i wołałem o pomoc. Jechaliśmy już dłuższy czas. To był ten moment w ktorym mogę uciec. Wykorzystałem swoją moc i zacząłem kontrolować auto którym jechaliśmy. Czarne BMW wjechało w ogromne drzewo. Kierował nim James. Niestety nie przeżył tego. Ja zdążyłem wyskoczyć z samochodu zanim uderzyło w drzewo. Uciekałem ile siły w nogach. Nie odwracałem się. Tylko uciekałem. Na szczęście miałem na nadgarstku swój zegarek.
-Panie pomóż gonią mnie. Pomóż mi.-wysłałem wiadomość do Nieba.
-Wiemy Samaelu.
-Przez to zabiłem człowieka.-płakałem- Na dodatek zakochałem się w podopiecznej. Nie chcem być dłużej człowiekiem. Ratuj...!
-Niestety Samaelu nie mogę. Dopóki nie minie rok nie możemy cofnąć daru. Musisz sobie jakoś radzić. Pamiętaj aby ćwiczyć swoje moce. Do usłyszenia Samaelu.-z tymi słowami nasza rozmowa została przerwana. Musiałem uciekać. Moje skrzydło było złamane dlatego schowałem je pod peleryną którą udało mi się zabrać z samochodu. Wkońcu nie mogę się pokazać ludziom ze skrzydłami i diamentową skórą. Musiałem utrzymać zdrowy rozsądek. No i uciekać. Natrafiłem na drogę. Zatrzymałem jakiś samochód. Oczywiście mogłem sobie wyczarować ale zajęło by mi to sporo czasu i sił.
Auto prowadziła starsza pani która zgodziła się mnie podwieźć do miasta.
-Dziękuję pani bardzo.-wręczyłem jej trzy banknoty. Nie zwracałem uwagi na ich wartość. Pobiegłem do apartamentu.
Był wysprzątany. Przebrałem się w swoje ciuchy i skupiłem się na tym aby schować skrzydła i zmienić skórę w ludzką. Spakowałem kilka potrzebnych rzeczy i zjechałem windą do garażu. Wsiadłem do swojej bryki. I ruszyłem. Wystukałem jeszcze trase. Postanowiłem pojechać do swojego niby domu. Ojciec pewnie się ucieszy.

Anioł StróżWhere stories live. Discover now