Rozdział VII

832 86 34
                                    

Obudziły mnie mocne szturchanie mojego ramienia. Otworzyłem oczy, aby zobaczyć trzech umięśnionych mężczyzny. Każdy z nich miał odraze i złość, oraz tatuaże wymalowane na twarzy. Ten najwyższy chwycił mnie za kołnież i przyparł do ściany.

- Coś za jeden!? - powiedział wściekły, grobowym głosem przyprawiającym o ciarki na plecach.

- J-j-ja J-j-jay... - bezskutecznie próbowałem pokazać swoją nic nie wartą odwage.

- Już cie nie lubie... rudzielcu - uśmiechnął się chytrze, a jego kumple wybuchli głośnym śmiechem.

Było mi tak strasznie przykro.

- P-postaw m-mnie... - dalej się jąkałem.

- Postawić to ja ci mogę bilet do krainy bólu. - Brunet mocniej zacisnął palce na mojej szyi.

- D-dusisz ... - Z trudem łapałem oddech.

- Bo co mi zrobisz... dziewczynko? Utopisz w swoich łzach czy poskarżysz się mamusi? - Śmiał się z mojej żałosnej osoby.

Do oczu zebrały się słone krople zbyt znanej mi cieczy. Znowu śmiano się z mojego wyglądu. Jak rysami twarzy i wiotkim ciałem przypominam kobietę. Jedynie jabłko Adama mogło udowodnić, że mam inną płeć.

- Rozpłakała się nam dzidzia... mamusia ulula do snu - puścił mi nienawiste spojrzenie, zanim uformował swoją dłoń w pięść i mnie uderzył.

Wylądowałem z hukiem na ziemi, czując potok krwi płynący z nosa. Ból kości policzkowej skłonił moje oczy do wypuszczenia kilku łez. Skuliłem się na podłodze, czekając na kolejny cios. Ich głośny rechot pogardy odbijał się echem w mojej głowie.

Dlaczego ja? Czym zawiniłem? Tym, że się urodziłem?!

Od samego początku nikt mnie nie chciał. Urodziłem się pijany w szpitalu. Moja biologiczna matka miała głęboko gdzieś, że jest w ciąży. Przez kilka minut nie oddychałem... stwierdzono tyle wad, chorób... cudem mówię, oraz widze. Mój starszy brat Clauds, również lekko nie miał. Mały pięciolatek musiał zajmować się sobą, oraz mną. Mama włóczyła się po barach. On ma innego ojca, niż ja. Jest bratem Seliel. Tyle lat go nie widziałem.

Wracając do tematu. Byłem chory, wygłodzony... kuzynka Elizy, gdy mnie pierwszy raz zobaczyła, zakochała się we mnie. Takim kompletnie bezbronnym maluchu. Zajmowała się mną jak własnym dzieckiem, dopiero po pewnym czasie dowiedziałem się, że ma na imie Edna. Według jej opowiadań zawsze cieszyłem się gdy ją widziałem. Tak strasznie zazdrościła mojej rodzicielce mnie, bo ona sama była bezpłodna. Pewnego dnia... mama okropnie się spiła. Nie mogła znieść mojego płaczu. Z nożem w dłoni podeszła do mojego kojca. Gdy miała zadać cios, Edna jej wytrąciła broń z ręki. Rozcięła mi aż, lub tylko brew. Płakałem z bólu, oraz strachu. A co zrobiła moja "ciocia"? Szybko mnie ubrała, zawinęła rane, chwyciła wygłodzonego Clauds'a i zabrała nas na złomowisko. Odebrała prawa do mnie, a po mojego brata zgłosił się pan BlackSmith.

- Wstawaj kmiocie! Jeszcze nie skończyłem!!! - Brutalnie wyrwał mnie z moich przemyśleń.

Nie wiedziałem co sie dzieje.Zniecierpliwiony kopnął mnie w brzuch. Kaszlnąłem słabo kilka razy. Odsówając dłoń od twarzy... zobaczyłem spływającą powoli,gęstobrunatną ciecz.

- Już krwawimy? - Podniósł mnie szybkim ruchem. - A ja jeszcze nie zacząłem zabawy, i to niby ty jesteś ninja?! Jakim prawem chuderlaku nim zostałeś? Każdy z tych kolorowych idiotów ma określoną funkcje. Ten cały Lloyd to przywódca tej waszej bandy, czerwony robi za gwazdeczke, oraz próźniaka, ten robot za mózg, ta lasia ma przyciągać swoim tłuszczem i brakiem cycków, wzrok facetów, a ten czarny jest uzupełnieniem mięśniowym. Ty natomiast jesteś bezużyteczny, bez tego Herkulesa. Boisz się, przyznaj to! - Potrząsał mną przez chwile, aby potem miotnąć mną o ściane.

To dopiero początek mojego cierpienia... Cole... pomocy... błagam...

Otworzyłem oczy... znaczy tylko jedno. Wszędzie panował mrok. Każda komórka mojego ciała wołała ratunku. Bałem się wydobyć jakikolwiek dzwięk, ruszyć czym kolwiek. Zmasakrowane ciało i tak odmawiało posłuszeństwa. Bezgłośnie płakałem z bólu. Wszędzie moja krew, a skóra w każdym miejscu oznaczona była siniakami. Leże na podłodzę z kafelek. Jest mi zimno, nawet bardzo. Otwarte okno, wcale nie ma zamiaru mi pomóc. Malutki ruch palcem, wywoływał nie przyjemne porażenie. Każdy odgłos moich współlokatorów, wywoływał dreszcze.

Bez mocy, przyjaciół, brata, jestem nikim. Rudego z piegami nikt nigdy nie lubi. Bo fałszywy, albo tak dla zasady. Przyjaźń z takim to wstyd i hańba, wśród społeczeństwa. Dlaczego ludzie patrzą na wygląd? To bzdura!!!

Ostatkiem sił podkuliłem krwawiące i sine nogi. Mam nadzieję, że nie zamarzne...

Jasne promienie słońca oświetlały moją zadrapną twarz. Otworzyłem oko, pokazując przestraszoną błękitną tęczówkę. Na szczęście, ich tu nie ma. Powoli, oraz ostrożnie wstałem, pomagając sobie ścianą. W pozycji stojącej wolnym krokiem obolały chciałem otworzyć drzwi. O dziwo były otwarte. Idąc korytarzem usłyszałem mnóstwo głosów. Ruszyłem za nimi.

Po kilku minutach byłem na miejscu... wszyscy stali w kółku. Jako niski krasnal z 163 centymetrów wzrostu, przeczołgałem się bez problemu pod tymi wielkoludami. Moje serce zamarło, widząc tą scene. Na ziemi leżał Cole... na wielkiej kałuży krwi, martwy...

;_; biedny Jay... tak mi było przykro gdy to pisałam. Clauds to mój i Alluum OC's. Dzięki niej powstał, jak cała historia Jay'a.

Bruiseshipping-Pomóż MiOù les histoires vivent. Découvrez maintenant