Rozdział X

1K 91 36
                                    

Przez kilka dobrych minut niemogliśmy się od siebie oderwać. Każdy z nas był pewni, że nie zobaczy tego drugiego. Śmialiśmy i płakaliśmy z nieopanowanej radości. Nadal nie mogę uwierzyć, że mój przyjaciel tutaj jest, obok mnie.

- Jay, co ci się stało!? - Oglądał mnie z przerażeniem w oczach. Westchnąłem cicho w odpowiedzi - Cela numer dwieście dwa? - jego troskliwe spojrzenie, oraz zbyt zbliżona twarz bruneta do mojej, wywołała pieczenie na twarzy.

Po moim ciele przeszedł dziwny dreszcz, patrząc w głębokie, czekoladowe tęczówki. Serce dziwnie przyśpieszyło, wręcz łomotało. Jay opanuj się, na pewno to z emocji.

- Jay!? Jay!!! - usłyszałem nagle pośród swoich myśli.

Potrząsnąłem energicznie głową, aby potem znów wpatrywać się w jego oczy.

- Tak to ta cela - wydukałem czerwony jak burak.

- Już ja im dam - zmarszczył brwi, zaciskając dłoń w pięść - nikomu nie pozwolę cię bić!

- Dzi-dziękuje - odwróciłem wzrok.

- Nie ma sprawy. - Mocno mnie do siebie przycisnął, a moje poobijane ciało zesztywniało.

Co się ze mną dzieje!? Skąd ta niezręczność? Czemu nie mogę niczym ruszyć!?

- Spokojnie, nikomu nie pozwole się do ciebie zbliżyć - szepnął, rozgrzewając moje ucho.

Pierwszy raz, od przybycia tutaj miałem okazję coś zjeść. Kierowałem się w strone stołówki z brązowookim, za ręke. Myślę, że zaraz spalę się ze wstydu. Nie chciałem robić mu przykrości, a szorstki dotyk mistrza ziemi był o dziwo przyjemny. Coraz bardziej się niepokoje, jest coś ze mną ewidentnie nie tak.

Po chwili mogłem zobaczyć całkiem sporą salę, wypełnioną wygłodniałymi ludźmi, miodowi stolikami, zniszczonymi ławkami, oraz zapachem jedzenia. Jestem aż tak głodny, że mało obchodzi mnie jego jakość. Na samą myśl o pożywieniu, skurczony żołądek, skręcał się w różne strony, wydając dźwięk dosyć głośnego burczenia.

- Człowieku ile tu nie jadłeś!? Wyglądasz jak patyk! - skarcił mnie wzrokiem.

- Nie chcieli mnie wypuścić z sali tortur - spuściłem głowę, aby nie niepokoić go strachem ukrytym pod moimi ciemnoniebieskimi tęczówkami.

- Nie martw się błękitku! Wszystko będzie okey! - potargał moje skołtunione włosy - a tak na marginesie, całkiem ładnie ci w długich włosach - zachichotałem nerwowo, skrzywiąc się z niekotrolowanego wstydu.

- Aj Jay! Ty skromnisiu! - Klepnął pociesznie moje plecy, z głupim uśmiechem.

Uśnisnął mocniej moją rękę, ciągnąc do środka. Czułem morderczy wzrok wszystkich opryszków na mnie. Cole, najwyraźniej się nimi nieprzejmował. Ciekawy sposób godny wykorzystania, ale on w przeciwieństwie do mnie, ma kilogramy mięśni i metr dziewięćdziesiąt-dwa. Taki pokurcz jak ja dawno by tu zgniął z taką postawą.

Dotarliśmy po chwili do naszego stołu. Był przeznaczony dla czterech osób, a przy nim siedział tylko wężon ubarwiony na biało-fioletowo.

- Pythor!? - spojrzałem zdzwiony na brunetan

- A co? Przeszkadza ci? Jest całkiem miły, gdy nie próbuje nas zniszczyć - usiadł na przeciwko gada razem ze mną.

- Witaj Cole. Znalazłeśśśśśś wresssszcie Jay'a? - kroił swoją porcje zielonego zielska, a potem spojrzał na mnie

- Nawet nie wiesz jak się ciesze! - objął mnie ramieniem, przysówając bliżej siebie.

Nigdy w życiu nie spodziewałbym się dobrego anakondowca. Zwłaszcza jedzącego warzywa.

- Poczekaj tu rudzielcu! Pójde ci po jedzenie! - wstał, puszczając mi oczko.

Po chwili zniknął wtapiając się w zebrzyste tło.

- Ty tak na serio!? Zero zemsty? Złośliwości?! Nie masz zamiaru nas oszukać? - oparłem się rękoma o drewnianą powierzchnię.

- A po co? Cole jest moim kumplem. Znamy się, a dwóm łatwiej przetrwać niż jednemu. Tutaj są same ekipy, więc walka solo jest niemożliwa do wygrania. - wrócił do porcjowania kalafiora

- Coś o tym niestety wiem - westchnąłem.

- Tej chłopaki! Patrzcie co znalazłem! - Usłyszałem zbyt dobrze znany mi rechot.

Odwróciłem głowę, aby wpatrywać się przerażony w moich oprawców. Bill, czyli ich przywódca chwycił mnie za kołnierz, podnosząc do góry.

- Myślałeś, że nam zwiejesz? Żałosne! Ja nigdy nie odpuszczam! - uśmiechnął się chytrze.

Już miał zadać cios, gdy coś złapało jego nadgarstek.

- Ładnie to tak znęcać się nad mniejszym? Ja chętnie też moge zrobić dla ciebie wyjątek. -  Brązowooki zdenerwował się.

- M-mistrz ziemi... jak miło cie widzieć. Ja go tylko przytulić chciałem - jąkał się widząc mojego przyjaciela wyższego o kilkanaście centymetrów.

- Ach tak... moja pięść też chętnie obejmie twoją twarz. - Powalił go na ziemie, a ja wylądowałem pod stołem, obijając sobie żebra.

Gdy sie pozbierałem, mogłem zobaczyć Cole'a siedzącego na więźniu okrakiem, okładając mocno po twarzy.

- Nigdy więcej nie podniesiesz na niego ręki! Zrozumiano!? - wkurzony chwycił go za szyje.

- T-tak - ledwo żywy wyspała.

Czarny ninja wstał z zadowolonym grymasem, a potem spojrzał groźnie na pozostałych.

- Was też to się tyczy! Bo inaczej zgniotę wam ryje jak ziemniaki!!!- warknął groźnie.

Na ich miejscu, też bym się bał. Wręcz skamieniał ze strachu. Mimowolnie kąciki moich ust się uniosły. Nie wypada komuś kto walczył o obronę niewinnych, cieszyć się z czyjegoś nieszczęścia, ale co ja poradzę!? Sam się prosili mnie zaczepiając.

Wracaliśmy po godzinie ze stołówki. Czułem się szczęśliwy, najedzony, oraz potrzebny. Nie przeszkadzało mi, że jestem zamknięty.

- Dzięki Cole, że się za mną wstawiłeś. - powiedziałem onieśmielony.

- Dla ciebie wszystko -

Jest już bardzo późno. Grające świerszcze za oknem miały mi pomóc zasnąć. Nie mogę. Znowu się obudziłem zalany łzami. Gdy tylko zamknę oczy od razu przypominają się tortury. Mam tylko jedną opcje, ale się boję. Zsunąłem się bezszelestnie z łóżka i bezgłośnie wylądowałem na ziemi. Odwróciłem się, a potem cicho podszedłem do bruneta. Tak słodko śpi. Żal go budzić. Przytulony do koca z uśmiechem. Delikatnie szturchałem mojego przyjaciela w ramie, aż nie pokazał swoich pięknych czekoladowych oczu.

- Jay? - mruknął zaspany - Co się stało?

- J-ja nie mogę zasnąć. M-mam koszmary. M-mogę... z tobą... s-spać? - pokryłem się roztrzęsiony głębokim rumieńcem.

Czekałem tylko na głośny rechot, ale zamiast tego brązowooki przesunął się i podniósł z cichym ziewnięciem koc. Nie czekajac na nic wczołgałem się pod materiał, kuląc jak malutka myszka; zamknąłem oczy. Poczułem po chwili coś ciepłego na plecach. Uchyliłem powiekę, aby zobaczyć przytulonego do mnie mistrza ziemi. Cała twarz zaczęła mnie piec. Umięśnione udo czarnego ninja wkradło się międzu moje chude, posiniaczone nogi. Zapach świeżo mielonego kakaa przesiąknął nawet jego pościel. Moje oczy same się zamknęły. Wiem, że jestem bezpieczny.

Macie na szybko. Mój chumor to katastrofa. W następnym będzie lepiej *lenny* Pa :*

Bruiseshipping-Pomóż MiTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang