Rozdział I

1.3K 112 13
                                    

Coraz szybciej biegłem, co chwila potykając się niezdarnie o własne nogi. Znalazłem się w pokoju dziennym. Cole'a na szczęście tutaj nie ma.

-A więc miernoto, postanowiłeś wrócić- uśmiechnął się złośliwie siwowłosy.

-Raczej ostrzec przed solidnym bólem. Radzę ci uciekać, póki możesz- rozejrzałem się w prawo, a potem w lewo.

Złotooki wybuchł głośnym śmiechem. Nie pomógł sobie w ten sposób. Cole zaraz go znajdzie. Czarnowłosy ma bardzo dobry słuch. Nie myliłem się.

Po chwili, przez drzwi wleciał rozwścieczony mistrz ziemi.

-Oj- przełknął nerwowo ślinę- Cole kumplu, co tam u ciebie?- wstał powoli z krzesła.

- Gadką to mnie nie czaruj- każde słowo czarnego ninja ociekało nienawiścią- kto ci pozwolił tłuc mojego przyjaciela?- przeniósł ciężar swojego i tak lekkiego ciała na prawą nogę.

-To dzidzia pobiegła do swojej mamusi? Jakie to urocze- spojrzał na mnie z dezaprobatą.

Brunet już nie wytrzymał. Rzucił się szybko na Ash'a, który zamienił się w dym.

-To ja będę leciał. Żegnam- chmura szarego pyłu wyleciała przez okno.

-Szlag! A już go prawie miałem!- wstał z ziemi poirytowany.

Było mi tak nie opisywanie głupio. Moja bezradność poniża moje i tak słabe męskie ego.

-Hej Jay. Nie przejmuj się nim- podszedł do mnie, mając na twarzy przyjazny uśmiech.

-Ale on ma rację. Przybiegam do ciebie jak małe dziecko- opuściłem głowę, wlepiając swój wzrok w brunatne kafelki.

Nagle poczułem dwa palce pod moim podbródkiem ciągnąc go stopniowo do góry, aż nie obejrzałem jego oczu. To ciepłe spojrzenie rozgrzewało mnie od środka.

-Nie martw się, miałeś ciężki dzień- poklepał mnie po ramieniu- a przecież od tego są przyjaciele. Nawet takie nasterydowanę chodzące mięśniaki potrzebują czasem psychicznej pomocy- potargał moje włosy, robiąc najgłupszą minę jaką kiedykolwiek widziałem. Mimo ogromnego bólu, uśmiechnąłem słabo, ale szczerze- to właśnie chciałem. Zapomnij o niej, tak samo jak ja zapomniałem. Wiem, wiem, że jeszcze nie teraz, ale potem, gdy się otrząśniesz, na pewno dasz radę. Choć Jay, pogramy w twoją ulubioną grę na konsoli- chwycił mój nadgarstek i zaciągnął do mojego pokoju.

Wciąż jego słowa wędrowały po mojej głowie, a zwłaszcza jedno zdanie. Zapomnij o niej, tak samo, jak ja zapomniałem. Czyli jednak.coś do niej czuł, ale dla mnie ją odpuścił. Dlaczego? Dlaczego ten idiota tak bardzo mi ułatwia życie? Czemu zawsze chce mi pomóc?

-Bo jesteś moim jedynym najlepszym przyjacielem- stał z kontrolerami przed telewizorem.

-Jak dużo słyszałeś?- zapytałem zawstydzony.

-Tylko jedno zdanie- mrugnął oczkiem, rzucając mi celnie kontroler.

Jedynym prawdziwym przyjacielem. Tak dużo dla niego znaczę? To głupie. Kto by chciał się przyjaźnić z takim roztrzęsionym dzieciakiem?

-Ja?- brunet odpalał grę i przygryzał wargę, najwyraźniej, próbując nie wybuchnąć głośnym śmiechem

Spojrzałem ponownie zaskoczony na niego.

-Wyprzedzam pytanie. Tylko jedne zdanie. Uważaj co myślisz, bo gadasz do siebie- pokazał swoje równe zęby.

-Czytasz mi w myślach?- uniosłem brwi.

-Ups, wydało się- uśmiech ponownie pojawił się na jego bladej twarzy.

Włożyłem kilka chips'ów do paszczy. Nie chciałem, aby słyszał moich przemyśleń. Nie jest to mu potrzebne. Zastanawia mnie jedno. Jak on to robi? Minął miesiąc, od kiedy stracił ciało. A on ma tak świetny humor. Co prawda, przesiedział te cztery tygodnie w kompletnej samotności, która od czasu do czasu została przerwana moją próbą rozwalenia tych drzwi. Nawet nie pękły.

Wpakowałem ponownie natchosy do ust. Tak dla bezpieczeństwa, co z tego, że będę miał potem problem.je pogryźć.

Stwierdziłam, że dzisiaj będzie rozdział.
A co se będę żałować :*
Do zobaczenia w środę :3
A ten obrazek to dla beki xD

Bruiseshipping-Pomóż MiWhere stories live. Discover now