Rozdział 6 - W ministerstwie.

259 13 2
                                    

Kontynuacja poprzedniego rozdziału z narracją Dracona...

-*-*-*

Szedłem w kierunku gabinetu Snapa. Trochę zdziwiło mnie że tak oficjalnie mnie do siebie wezwał. Jeszcze wcześniej ustaliliśmy, że jak będzie jakaś ważna sprawa to umuwimy się gdzieś przez sowy, a jeśli już ma mnie wezwać to tylko w bardzo ważnych kwestiach. Naj wyraźniej to coś naprawdę ważnego, skoro posyła kogoś po mnie zamiast napisać.

Snape to mój ojciec chrzestny. Od początku mojego życia traktował mnie jak własnego syna. A ja go jak ojca. Lucjusz Malfoy to morderca i nie jest już moim tatą. Mam mnie i matkę w dupie, dla niego liczą się tylko pieniądze i sława. Bardzo współczuję matce, że musi z nim wytrzymać, aż tyle czasu. Gdy tylko wojna się skończy zabiorę ją i wyjedziemy razem gdzieś za granice. Dlatego patrząc na wszystkie urazy z przeszłości zmieniłem się i zaczęłem zwracać uwagę na innych. Status krwi już nie ma dla mnie żadnego znaczenia. Nawet zazdroszczę Weasley tak wspaniałej i kochającej się rodzinny, której ja nigdy nie poznałem i rączej nie poznam.

-*-*-*

- Proszę. - Odpowiadedział Snape na moje wcześniejsze pukanie do drzwi. Otworzyłem drzwi i weszłem do znajomego mi gabinetu. - Usiądź. - Kolejna proźba, lecz nie rozkaz. Tylko ja znam go tak naprawdę. Umiem odczytać jego emocje. W końcu znamy się nie od dziś. Pozory mylą, a ci co uważają Snapa za mordercę czy oddanego sługę Czarnego Panna nawet nie wiedzą jak bardzo są w błędzie.
- Wzywałeś mnie. - żadnego ciepłego przywitania, żadnego nie potrzebnego słowa - Od razu przejście do sedna sprawy - czyli rozmowa w cztery oczy tak jak zwykle. Do wszystkiego można się przyzwyczaić. Nawet do tego że twój ojciec chrzestny nawet przed tobą boi się pokazywać emocje. Zero czułości - zero strachu.
- Tak. Jest sprawa, która wymaga natychmiastowego działania...
- Coś dotyczącego Czarnego Panna? - Odrazu zgadłem, bo niby o co jak nie oto może chodzić?
- Zgadza się. Rozkazał byś  natychmiast zjawił się w ministerstwie w Departamecie Tajemnic. - Pytanie dlaczego? Wogule nie wchodziło w rachubę. Skoro Snape mi nie powiedził oznaczało to tylko jedno :po prostu tego nie wiedział lub nie mógł powiedzieć co jest praktycznie jednoznaczne z niewidzą, bo tak czy siak nie może mnie o powodzie wezwania poinformować.
- To wszystko? - Spytałem.
- Tak. - Możesz wyjdź. Tego nawet nie musiał mówić, bez słowa wstałem i weszłem pozostawiając w milczeniu gabinet oraz wszystko co się w nim znajdowało.

*-*-*-

Po co Voldemortowi moje towarzystwo? Próbowałem wymyślić przyczynę tego niespodziewanego wezwania. Czyżby jakaś akcja o której nie miałem pojęcia? Choć wątpię, przecież jestem generałem. Voldemort powinien poinformować mnie o jakiś posunięciach z naszej strony. Ale w sumie przecież "wielki" Pan Voldemort nic nie musi...

Wziołem tylko naj potrzebniejsze rzeczy i już po trzydziestu minutach stałem u progu ministerstwa Magi.
Tłok jak zawsze. Nic nadzwyczajnego.
Wsiadłem do windy i nacisnołem guzik z napisem "Departament Tajemnic piętro -275" wcisnołego go bez jakiegokolwiek zastanowienia.
"Co ma być to będzie" - pomyślałem.
Zjechałem na określone piętro. Wychodzę z windy i od razu ktoś celuje we mnie różdźką.
- Imię i nazwisko? - Pyta groźnie.
- Schowaj różdżkę dobrze Ci radzę, bo inaczej nie doświadczysz dobrych rzeczy. - Odpowiadam równie groźnie. W tej braży czeba być pewnym siebie i na swój sposób okrutny - jeśli chcesz przetrwać oczywiście.
- Przepraszan panie generalnie, nie poznałem Pana.
Prychnełem pod nosem. Taa jasne...
- Czarny Pan Pana oczekuję, proszę za mną.
Bez słowa poszłem za nim. Zaprowadził mnie do drzwi "Idź, a nie wrócisz - wejdź, a nie zaznasz jutra"
Bardzo zachęcające - pomyślałem.
Zapukał.
- Proszę. - Odpowiedział Voldemort. Nie tyle co powiedził, a raczej syknął wrogo.
- Przyszed Pan generał Draco Malfoy. - Przedstawił mnie. Aż trząsł się z strachu. Nie wiem jak można trzymać tu takich ludzi. W końcu starach to oznaka słabości. Ale tylko głupiec by się nie bał...
- Dobrze niech wejdzie. - To tylko Voldemort, nic strasznego. - Powtarzałem w myślach.
- Witaj Panie Mój. - Skłoniłem się nisko.
- Dobrze możesz wstać. Nie wezwał cię przecież tutaj żebyś się mi kłaniał.- Wiem że tak nie jest. Rozwiewanie strachu i mordowanie niewinnych ludzi to dla nie go naj lepsza rozrywka, zabawa. O to przykład prawdziwego egoisty.
- Panie... - Podniósł rękę dając mi znak żebym zamilkł, tak też zrobiłem.
- Jak dobrze wiesz mój drogi chłopcze... - Zaczął swój wywód nie zważając na moją wcześniejszą zaczętą wypowiedź. - Już od bardzo długiego czasu zależy nam na schwytaniu pewnego chłopca. Chłopca, który przeżył i wiele lat temu odebrał mi władze. Dał ludzią swego rodzaju nadzieję. Jest ich przywództwą. A jak dobrze wiemy nie ma armii bez diwodzącego. Tak jak nie mam królestwa bez króla...
Mój dawny zaufany szpieg dostarczył nam sposobność do złapania "sławnego" Harrego Pottera. I to jest właśnie powód dla którego tu jesteś mój drogi chłopcze... - Zamilkł.
- Jak chcesz tego dokonać panie mój?- wpadłem w lekką panikę. Bez Pottera świat czarodziejów przestanie istnieć. Ale oczywiście nic nie dałem po sobie poznać.
- Potter zjawi się tutaj 15.09 o godzinie 23.00.  Twoim zadaniem jest go śledzić do tego czasu i nie dopuścić do ucieczki. Czy zrozumiałeś swoje zadanie Draconie?

Hmmm nie rozumiem tylko jednej rzeczy, dlaczego Potter miał by tu przychodzić? Ale pozostawie to już bez komentarza.

- Nie wiem tylko jednej rzeczy Panie, jak ja go znajdę. Przecież może być wszędzie?
- To już nie mój problem... Znajdź Harrego Pottera i przyprowadź do mnie w określonym terminie, a czeka cię nagroda. Nie zawieźć mnie po raz kolejny Draconie, bo nie wiem czy po kolejnym rozczarowaniu będę mógł ci znowu zaufać. - Powiedział z chytry uśmieszkiem. [o ile wogule to coś można było nazwać uśmiechem]
- Dobrze Panie zrobię co zechcesz. - Odprawił mnie gestem dłoni dając mi jasno do zrozumienia, że nie życzy sobie dłużej mojej obecności. Skłoniłem się i posłusznie wyszedłem.
Opuściwszy mury ministerstwa udałem się do MalfoyManor, tam jedynie w swoim pokoju mogłem w spokoju pomyśleć.

-*-*-*

Voldemort chce żebym odnalazł Pottera. A to praktycznie niemożliwe, w końcu on może być praktycznie wszędzie.

Ale czy naprawdę tego chce?

Czy chcę żyć w świecie przepełnionym złem?

Czy chcę już na zawsze służyć Voldemortowi? 

Odpowiedź brzmi: NIE!

Nie chcę tak żyć, ani teraz, ani
nigdy...
Tylko co z tym zrobić? Trudno powiedzieć, jak nie wypełnię zadania to zginę. Tak czy siak czeka mnie śmierć. Nawet gdybym się zbuntował i ukrył. To i tak po po pewnym czasie by mnie znalazł...

Zostało tylko jedno wyjście...

A ja wiem jakie...

*-*-*

Wróciłam! 💙
Więc jestem do Waszej "dyspozycji". Jeśli macie jakieś pytania to nie wahajacie się ani chwili i pytajcie o co chcecie.

Nie zapomnijcie o gwiazdkach i komentarzach. Będę wdzięczna. To dla mnie bardzo duża mobilizacja i rozdziały będą się szybciej pojawiały.
💙💙💙

Pokochać Ginny to mało... Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz