EPILOG

559 37 3
                                    


MIMO, ŻE NIGDY TEGO NIE ROBIĘ, POLECAM WŁĄCZYĆ SOBIE: "IRON SKY" PAOLO NUTINI. NAPRAWDĘ, POKOCHACIE TEN GŁOS I PRZEKAZ.


Jestem młoda, przecież mam dopiero osiemnaście lat, całe życie przede mną. Życie pełne niespodzianek, pełne niesprawiedliwości, złości, bólu, cierpienia, ale również radości, śmiechu i miłości. Mówią, że trzeba się kilka razy sparzyć, aby w końcu dokładnie się ogrzać. Zastanawiam się, jaka liczba kryje się pod słowem „kilka". Dwa, trzy, dziesięć? Nie wiem. Wiem jednak, że za każdym razem boli tak samo.

Co czuję teraz? Właściwie sama nie wiem? Jestem zraniona, zła? Nie, jestem głupia. Naiwna idiotka, która myślała, że zmieni świat, ponieważ się zakochała. Mam z siebie niezły ubaw. Roztrząsałam, analizowałam, kombinowałam, wnioskowałam, przypuszczałam, sądziłam. Ale nie, po prostu się myliłam. Dałam zamydlić sobie oczy głupimi, kłamliwymi, słodkimi słówkami, pocałunkami i nic nie wartymi obietnicami i po części zapewnieniami o byciu kimś ważnym w jego życiu. Wierzyłam w człowieka, z którym nie powinnam nawet rozmawiać dla własnego dobra.

Jedyna osoba, na którą jestem zła, to ja sama. Nie Harry, a ja.

- Masz wszystko?

Kiwam głową i podaję walizkę Frankowi.

- Naprawdę chcesz jechać wcześniej, Julia?

Wzdycham cicho i całuję ojca w policzek, tym samym żegnając się z nim przed wyjazdem na lotnisko.

- Będę tęsknić, Beth. - przytulam się do kobiety, która przez te dwa miesiące była dla mnie właściwie jak babcia, której tak bardzo mi brakowało.

Słyszę jak cicho szlocha, co wcale mi nie pomaga. To dla mnie również trudna sytuacja, naprawdę się z nimi zżyłam.

- Żegnaj Julia. - wywracam oczami na płaczliwy ton Samanty, która właśnie miażdży mnie swoimi piersiami w uścisku.

Szczerze powiedziawszy, nie wiem, jak ona w ogóle zamierza karmić to dziecko, które właśnie rośnie w jej brzuchu, tymi sztucznymi cyckami. Naprawdę mu współczuję.

- Kocham cię, tato. - przytulam się jeszcze bardziej do ojca, tym razem nie dając rady utrzymać tej łezki, która kręciła się pod moją powieką od czasu gdy wyszliśmy na pojazd.

- Wiesz, że zawsze będziesz moją córeczką, prawda? - skinam, dalej nie wypuszczając go z uścisku – Tu jest twój dom, Julia. Kocham cię, skarbie.

Wszystkie te łzawe pożegnania, nie są dla mnie. Nie lubię pokazywać, że to na mnie działa, a najgorsze jest to, że naprawdę ciężko mi to ukrywać, muszę wkładać w to ogromne pokłady energii, żeby właśnie teraz nie rozpłakać się jak małe dziecko, usiąść na kolanach ojca i powiedzieć mu jak bardzo kocham Harry'ego i jak bardzo mnie zranił.

Nie mogę jednak tego zrobić, więc w ostatnim momencie mojego bliskiego załamania, odrywam się od taty i machając, z udawanym uśmiechem wchodzę do samochodu, za kierownicą którego siedzi Frank.

Nie potrafię patrzeć na łzy Beth, smutek ojca i udawaną miłość Samanty, więc od gdy wyjeżdżamy z podjazdu odwracam głowę w drugą stronę.

- Mógłbyś jeszcze tylko podjechać pod dom Stylesów? - pytam Franka wychylając się w szczelinie między przednimi fotelami.

Uwielbiam w tym starszym mężczyźnie, że o nic nie pyta. Po prostu robi to o co go proszę, bez zbędnych słów. Koperta, którą ściskam w dłoni robi się coraz bardziej pozgniatana. Zagryzam wargę i po raz kolejny wyciągam kartkę, na której napisałam kilka słów do chłopaka, którego nadal kocham. Biorę długopis między palce i w końcu się podpisuję, używając znienawidzonego przeze mnie, a uwielbianego, przez Harry'ego przezwiska, zginam kartkę i wsadzam do koperty, którą zaklejam.

KEEP CALM - You're only next one  |h.s.|Where stories live. Discover now