4.

591 43 2
                                    


- Nie wiedziałam, że Oliver ma córkę. – głos Mandy naprawdę mnie irytuje.

- Jak widać, ma. – prycham i przyglądam się jej odbiciu w lustrze gdy nakłada tusz na rzęsy – Nałóż więcej, może ci się skleją i nie będę musiała cię słuchać. – mówię, gdy dziewczyna ładuje kilogram błyszczyku na nienaturalnie duże usta.

- Wyszczekana jesteś, złociutka. – obraca się w moją stronę – I tak dla jasności, też cię nie lubię.

- Niepowetowane straty.

- Oj, żebyś wiedziała jakie będziesz miała straty z tego powodu. – fuka, a ja pokazuję jej środkowy palec. Wychodzę z łazienki, a za sobą słyszę stukot jej obcasów. Obie siadamy powtórnie przy stoliku z wielkimi, fałszywymi uśmiechami.

- I jak dziewczyny? – pyta pani Dewards.

- Oh, Juliet jest cudowna! – piszczy Mandy, a ja odpowiadam jej udawanym chichotem. Mam ochotę ją udusić, ale postanawiam grać w tą grę. Nie chcę żeby tata się zorientował, a tym bardziej Samanta. Wtedy całkiem nie miałabym życia przez te dwa miesiące. Siedzimy jeszcze jakiś czas rozmawiając. To znaczy oni rozmawiają, a ja co pięć minut sprawdzam godzinę w telefonie, przez co tata rzuca mi złowrogie spojrzenia. W końcu ojciec prosi o rachunek, po czym płaci. Gdy wychodzimy zostaję pociągnięta za rękę w nieznaną mi stronę.

- Co jest? – pytam zdezorientowana, aż spotykam twarz tego sympatycznego kelnera.

- Jak masz na imię? – pyta. No szybki jesteś.

- Julia, a ty? Tylko się streszczaj. – chichoczę.

- Oh, Ben.

- Jak Big Ben. – zaczynam się śmiać, ale zaraz przerywam, zdając sobie sprawę, że to nie jest śmieszne.

- Mógłbym zadzwonić do ciebie?– pyta zakłopotany.

- No, okej. – posłucham się Doris. Te dwa miesiące to będzie jedna wielka zabawa. – Co? - pytam zdezorientowana, gdy przygląda mi się wyczekująco. Na co on kurde czeka?

- Um, a podałabyś mi numer? – marszczy brwi. A ja zaczynam chichotać jak idiotka. Zapisuję mu numer w komórce i żegnając się z nim całusem w policzek wychodzę na zewnątrz.

- Gdzie się podziewałaś córeczko? Wszyscy na ciebie czekamy. – obeszłoby się bez.

- Byłam jeszcze w toalecie, tato. – kłamię i wsiadam do samochodu nie żegnając się z Dewardsami.

- Siemka, Frank. – uśmiecham się do mężczyzny, a on odwzajemnia gest.

- I jak było? – pyta widząc, że reszta jeszcze ze sobą rozmawia.

- Na stypie jest większa zabawa. – wzdycham, a on tylko się śmieje.

Gdy tata i Samanta w końcu wsiadają do samochodu ruszamy do domu.

- Nie wiem co się z tobą dzieje. – warczy tata. Podejrzewam, że do mnie, bo do Franka by tak nie powiedział, a w szczególności do Samanty.

- Fajnie. – prycham i postanawiam się więcej nie odzywać i go ignorować, podczas gdy on dalej coś do mnie mówił.

***

- Jeju, Doris. Chcę do ciebie. – jęczę do kamerki.

- Wytrzymasz słońce. Co tam u ciebie? – mówi zniekształconym głosem Doris.

- Zajebiście.

- Hej. Bez sarkazmów mi tu. Co się dzieję?

- Czuję się jak jakaś marionetka. W dodatku dzisiaj kolacja z jakąś nadętą idiotką, jutro też ma być jakaś. Nie pasuję tu Dor. To nie mój świat. – wzdycham – Wolałabym teraz siedzieć z tobą w pokoju i jeść pizzę.

KEEP CALM - You're only next one  |h.s.|Where stories live. Discover now