7.

557 38 1
                                    



Doris: Jesteśmy razem! Stara, nawet nie wiesz jak się cieszę! Josh jest taki kochany...

Ja: OMG! To zajebiście!

Niekoniecznie, ale jej tego nie napiszę.

Doris: No, on jest dla mnie stworzony!

Ja: Tylko uważaj, okej?

Doris: Julia... nie każdy facet to Mark.

Ja: Uważaj po prostu. Kocham cię.

Doris: Kocham i tęsknię! Pa!

Wiem, że nie każdy facet to Mark, nie musi mi o tym przypominać. Jednak każdy facet to... facet. Mało który ma równo pod sufitem.

Całe szczęście po tym gdy wrzuciłam Harry'ego do wody już do mnie nie przyszedł, więc mogę się rozkoszować przyjemnym słoneczkiem. Postanowiłam nie słuchać już muzyki, aby w razie czego gdy usłyszę czyjeś kroki zbliżające się do mojego leżaka mogłabym uciec. Bawię się telefonem, gdy z zabawy wyrywa mnie czyjeś głośne śmiechy. Serio? To miejsce publiczne i mogliby mieć trochę kultury i zachowywać się trochę ciszej. I to niby Amerykanie nie są kulturalni, a brytyjska szlachta najlepsza. Pf, jasne.

Od niechcenia obracam głowę w stronę śmiechów i oczywiście nie kto inny jak grupka Harry'ego zachowuje się jak banda bezmózgów.

- A kogo ja widzę?- odwracam głowę w drugą stronę, a przede mną stoi pusta lala, potocznie zwaną Mandy. Może lepiej by pasowało Menda? Społeczna? Zakała? Plastik? Mam nadzieję, że po śmierci nie chce być skremowana bo palący się plastik naprawdę śmierdzi i w dodatku cholernie zatruwa środowisko.

- Znowu palą mnie oczy. - mówię przesłodzonym głosem. - Dajcie mi wody święconej, halo! - ironizuję.

- Jakaś ty zabawna. - prycha.

- Dzięki. - puszczam jej oczko i uśmiecham się głupio.

- Ugh, jesteś żałosna. Ofiara losu.

- Lepiej ofiara losu niż niedoświadczonego chirurga plastycznego. - odgryzam się.

- Mandy! - przekręcam głowę w stronę dochodzącego krzyku i nie kto inny jak Harry idzie w naszą stronę. No jasne, kurwa. Od razu mogłam się domyśleć, że się znają. Trafił swój na swego.

- Harry! - zapiszczała. Przysięgam, jeśli gdzieś w pobliżu stała jakaś szklanka... pękła.

- Harry! - zaczęłam ironizować -Harry, Harry, Harry... - przerwałam dopiero gdy zaczęli się na mnie oboje głupio patrzeć.

- Wiem, że lubisz wymawiać moje imię ale zachowaj to na...

- Nie kończ! - przerywam mu.

Gdy obydwoje patrzą na mnie z głupim wyrazem twarzy ja wstaję i zaczynam się pakować. Na już suche bikini zakładam ubranie, a ręcznik chowam do torebki. Zakładam ją na ramię trzymając w drugiej ręce komórkę.

- Już idziesz? Jaka szkoda...

- No widzisz... - udaję smutek patrząc wprost na dziewczynę - miło było, ale się skończyło. - przechodzę obok niej w stronę wyjścia - Chociaż wiesz... - nagle się odwracam w ich stronę - Nie. Nie było miło. - uśmiecham się najfałszywiej jak tylko potrafię i wychodzę z terenu basenu.

***

- Słuchaj, przemyślałam sobie wszystko i - przełykam głośno ślinę - chciałabym cię przeprosić. - mówię na jednym wydechu w stronę mojego taty. Przez ostatnie cztery dni w ogóle nie wychodziłam z domu z powodu okropnej pogody. Przez ten czas zdążyłam obejrzeć wszystkie filmy, na które nie miałam czasu przez rok szkolny, a nawet zacząć jakąś książkę, która leżała w biblioteczce w moim tymczasowym pokoju. Po wielu rozmowach z Beth uświadomiłam sobie również, że tata na serio nie jest taki zły i chce tylko dla mnie dobrze.

KEEP CALM - You're only next one  |h.s.|Where stories live. Discover now