Rozdział 19

6 0 0
                                    

Historia Aarona brzmiała nieprawdopodobnie. Matthew poczuł swoistą ulgę dowiedziawszy się, że nie jest jedyny, że istnieją ludzie jemu podobni. Współczuł im oczywiście bo sam dobrze wiedział przez co niejednokrotnie musieli przejść. Cieszył się jednak, że istnieje miejsce gdzie nie jest wyrzutkiem, odmieńcem, gdzie mógłby zamieszkać. Nie mógł jednak dać wiary temu co usłyszał, było to zbyt nieprawdopodobne. Historia o wielu Wichrach Śmierci na przestrzeni lat o których nikt nigdy nie słyszał, jakimś tajemniczym Szarym człowieku, Mścicielu była czymś co umysł Matta odrzucał.

Aaron i Lara siedzieli w ciszy pozwalając zebrać myśli swemu gościowi. Było już późno, a oboje byli bardzo zmęczeni, ale wiedzieli, że nie mogą opuścić teraz Matta, że muszą odpowiedzieć na wszystkie jego ewentualne pytania. Był Mścicielem, tym na kogo czekali. Zaskoczyło ich jednak, że on o niczym nie wie, że nie jest świadom swego przeznaczenia. Myśleli, że będzie kimś mniej przyziemnym. Nie wiedzieli oczywiście kogo się spodziewać, jaką osobą będzie, ale w najśmielszych oczekiwaniach nie spodziewali się ujrzeć przed sobą zwykłego człowieka jeszcze bardziej niż oni zagubionego.

Może po prostu są szaleni – pomyślał Matt – a może szalony jest ten cały Szary człowiek. Mimo usilnych prób, mętlik w głowie Matta nie ustępował. Wicher Śmieci zawsze jawił się w jego umyśle jako jednorazowe zdarzenie, przypadek. Nigdy nie myślał o tym jako o czyimś świadomym działaniu. Ewidentnie ktoś kto zaplanował i był to pewnie ten Szary człowiek. Tylko po co to robił? Po co niszczył ludziom życie.

Spojrzał na swych gospodarzy, byli niej więcej w jego wieku, może nawet trochę młodsi. Musieli tutaj przybyć niedługo przed narodzinami ich syna. Trzy, może cztery lata. Oznaczało to, że Wicher Śmierci ponownie przetoczył się przez świat. Czemu tego nie wyczułem? – zastanawiał się Matt – Musiały być jakieś ślady.

-Kiedy tutaj przybyliście? – zapytał Larę.

Lara popatrzyła mu prosto w oczy i milczała krótką chwilę jakby próbując dostrzec w nich cel tego pytania. Pomyślała, że najprawdopodobniej nie wierzy w historię jej męża. Zapewne wciąż uważa, że Wicher nawiedził jego wioskę.

-Osiem lat temu, wiosną – odparła Lara dobrze wiedząc, że tak lakoniczna odpowiedź nie zadowoli Matta. Wiedziała co tak naprawdę chce wiedzieć, ale nie miała w zwyczaju odpowiadać na niezadane pytania. Była bardzo konkretną osobą.

Matt wpatrywał się w nią przez chwilę próbując sobie przypomnieć czy osiem lat temu coś wyczuł, czy spostrzegł gdziekolwiek, że śmierć nawiedziła świat żywych. Może to przez zmęczenie, a może prze ten potworny mętlik nie dotarło do niego od razu, że nie musieli pojawić się tutaj dokładnie w tym samym czasie gdy zaatakował Wicher. Było to wręcz dziecinne rozumowanie i Matt zrugał się za to w myślach.

-A kiedy staliście się.. – nie wiedział jak zareagują na słowo „Potępieni". Nazywali tak sami siebie, ale ilekroć je wypowiadali, robili to całkowicie bezbarwnym głosem i nie mógł ocenić jaki mają doń stosunek.

-Potępionymi? – Lara postanowiła troszkę mu pomóc.

-Tak – odparł Matt stwierdziwszy, że chyba najgorzej by zrobił, gdyby próbował być aż nazbyt taktowny. – Kiedy nawiedził was Wicher Śmierci?

-Mnie dziewięć, a Aarona dziesięć lat temu.

-To nie możliwe – powiedział Matt w ogólne nie przemyślawszy tej kwestii – Wicher Śmierci miał miejsce ponad siedemnaście lat temu.

Lara spojrzała na Matt wzrokiem typowym dla matki, która musi po raz kolejny tłumaczyć małemu dziecku czemu nie powinno dotykać gorących przedmiotów mimo iż wielokrotnie się poparzyło. Zaraz jednak przypomniała sobie jak sama zareagowała gdy pierwszy raz usłyszała słowa Szarego człowieka i zrobiło jej się głupio. Ciągle miała w głowie obraz Mściciela jako kogoś wyjątkowego, świadomego tego kim jest, ogółu sytuacji, kogoś kto jest ponad nich, kto może zakrawa o bóstwo. Tymczasem siedział z nią przy jednym stole człowiek który wydawał się być całkowicie zwyczajny.

-Nie tylko wtedy Matthew – powiedziała spokojnie Lara starając się by jej głos brzmiał całkowicie zwyczajnie. – Porozmawiaj jutro z ludźmi, a powiedzą ci to samo co my. Wicher nawiedzał południe wielokrotnie.

Matt miał w głowie coraz większy mętlik, rozumiał coraz mniej i nie wątpił, że nie zmieni się do dopóki nie spotka owego Szarego człowieka. Jeśli ktoś miał mu wszystko dokładnie wyjaśnić to właśnie on. Miał jednak przeczucie, że ten tajemniczy jegomość może okazać się bardzo niebezpieczny. Zaczynał mieć również obawy co do ludzi mieszkających w tej osadzie. Coraz bardziej przypominali mu wyznawców jakiegoś dziwnego kultu i nie mógł się pozbyć wrażenia, że stanie się ofiarą dla jakiegoś ich bóstwa. Nie było jednak sensu zaprzątać sobie głowy kolejnymi dziwnymi kwestiami skoro nie mógł pojąć informacji przekazanych przez Aarona i Larę. Był bezpieczny przynajmniej do czasu przybycia Szarego człowieka i zamierzał wykorzystać ten czas na porządny odpoczynek, którego nie doświadczył od bardzo dawna. Potem, albo wszystko się wyjaśni, albo okaże się, że ten odpoczynek bardzo się przyda podczas ucieczki z tej wioski.

-A dzieci? – zapytał starając się zmienić temat by odciągnąć myśli wszystkich od jego osoby – Czy dzieci również są Potępionymi?

Aaron odchylił się na krześle i zaczął powoli bujać na dwóch tylnich nogach. Popatrzył z miłością najpierw na żonę, a potem na drzwi sypialni Richarda. Lara odwzajemniła to spojrzenie i również spojrzała na drzwi pokoju syna. Oboje uśmiechnęli się nieznacznie.

-Nie – odparł Aaron. – Dzieci są całkowicie zwyczajne.

Ta informacja zaskoczyła Matta. Spodziewał się, że to piętno, klątwa jaką przynosi Wicher Śmierci jest czymś dziedzicznym.

-Czy one nic nie czują? – pociągnął temat widząc, że jego zmiana sprawiła niejaką ulgę Aaronowi i Larze.

-Oczywiście, że czują – odparł ojciec chłopca. – Tak jest z każdym człowiekiem, który nie jest potępionym. Sam o tym doskonale wiesz. Tolerują nas jednak. Czują, że jesteśmy inni, ale nie traktują nas jak odmieńców. Nauczyły się z nami żyć. Musisz wiedzieć, że umysł dziecka jest bardzo delikatny i gdybyśmy żyli w innym miejscu, gdzieś gdzie nie spotykają tylko Potępionych i innych dzieci zapewne Richard patrzyłby na nas teraz z odrazą, może bałby się nas.

Głos Aarona odmówił mu posłuszeństwa, załamał się. Matt nie chciał sobie nawet wyobrażać jak on by się czuł gdyby pewnego dnia jego własne dziecko popatrzyło na niego jak na potwora.

-Tutaj na szczęście nam to nie grozi – powiedziała Lara widząc, że jej mąż z trudem walczy o zapanowanie nad sobą. – Tutaj jesteśmy tylko my i oni. Tutaj nasze dzieci wyrosną na wspaniałych ludzi, którzy odrzucą irracjonalne uprzedzenia.

Aaron spojrzał z uczuciem na żonę i ujął delikatnie jej dłoń. Ten prosty gest, to jedno spojrzenie sprawiło, że Matt po raz kolejny, sam już nie wiedział który tego dnia, poczuł ukłucie zazdrości, że to nie jemu zostało dane założyć rodzinę i żyć jak ta dwójka.

-To dlatego zaufaliście Szaremu człowiekowi? – zapytał i zaraz zganił się w myślach, że wraca na ten bardzo niepewny grunt.

-Nie to było powodem, nie wiedzieliśmy przecież co nas tu czeka – odparła Lara. – Jesteśmy mu jednak wielce wdzięczni za to, że dał nam to miejsce i normalne życie naszym dzieciom.

Było już późno i cała trójka jednomyślnie stwierdziła, że nastała najwyższa pora by położyć się spać. Matt był zaskoczony – nie po raz pierwszy tego dnia – że czeka na niego pokój.

-Przecież wyczekiwaliśmy ciebie – powiedziała z uśmiechem Lara gdy o to zapytał.

Gdy już mieli się rozejść życząc sobie dobrej nocy uszu Matta dobiegł dziwny dźwięk. Dochodził z zewnątrz. Chwilę później usłyszał to również Aaron. Było to dudnienie przywodzące na myśl uderzenia wielu końskich kopyt o ziemię. Znajdowali się na rozległej otwartej przestrzeni i źródło tego dźwięku mogło znajdować się wiele kilometrów od nich. Jednak dźwięk się zbliżał. Obaj z Aaron dopadli drzwi i wybiegli z domu wyczuwając zagrożenie. Daleko przed nimi na trawiastej równinie dostrzegli mrowie małych, jasnych, migoczących punków. Punktów, które niebezpiecznie szybko się zbliżały.

Ścieżka potępionych - ZAWIESZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz