†ROZDZIAŁ CZWARTY "Urodziny" [Cz.1]†

561 33 1
                                    

Deszcz lał jak pojebany. Każda część mojego ciała błagała o pierdoloną śmierć w ramach litości. Zostawiałem krwawe ślady na mokrym pseudo śniegu. Nagle usłyszałem cichy szloch...może jednak mam szansę się uratować?  Rozejrzałem się. Zobaczyłem kobietę, brunetkę. Siedziała skulona zasłaniając się włosami.-Boże, boże, niech mi ktoś pomoże...-Mamrotała...podszedłem...

     -Młoda! Wstawaj!-Usłyszałam głos Aish'a, otworzyłam oczy...-O cholera, ale dziwny sen...-Powiedziałam pod nosem...-O czym?-Zapytał.-Padał deszcz...ogólnie to chyba była odwilż...w każdym razie...widziałam jakąś kobietę...płakała...myślałam coś o ratunku...nie ogarniam...był dziwny...-Streściłam-A...aha...-Aish zdawał się lekko skołowany. Sięgnęłam po telefon sprawdzając godzinę...-6:02...-Zebrałam tyłek i postanowiłam wziąć prysznic. Jednak najpierw podeszłam do szafy i wybrałam ubrania na dziś...hmm...mam urodziny...może...może-To się nada...-Stwierdziłam wyciągając czarne, skórzane rurki, T-Shirt, full print z nadrukiem wilka...czarnego i na to luźną czarno-niebieską koszulę. No...i jest okay.

     Z tym strojem zamknęłam się w toalecie i zrzuciłam z siebie ubrania wchodząc pod prysznic...kiedy zaczynałam dojrzewać kazałam Aish'owi zamykać oczy...wstydziłam się, pomimo że duch towarzyszy mi od urodzenia. Zawsze mówił że zamkną...ale czy to prawda? Nie wiem. Umyłam się moim żelem i wyszłam z pod prysznica. Wytarłam się dokładnie i ubrałam przygotowany wcześniej strój. Ułożyłam włosy i wyszłam z łazienki.

     Spojrzałam na zegar, była już 7:15. Zbiegłam na dół po schodach i ubrałam glany i kurtkę. Było w miarę ciepło, trwała odwilż, jak zawsze w moje urodziny. Nagle zabolał mnie brzuch, ale na tyle mocno że upadłabym gdybym nie oparła się o ścianę. Mój oddech był płytki i miałam problem z jego łapaniem.-Lilith?-Usłyszałam zaniepokojony ton Aish'a. Udało mi się uspokoić.-Już...już dobrze...-Powiedziałam słabym głosem i wyszłam z domu kierując się do budynku szkoły.

     Szłam wolno, jeżeli się spóźnię, to trudno. Nie chciałam przemęczać mojego chorego organizmu.-Lil...chodź na wagary...-Powiedział duch.-Aish, nie przesadzaj! Mam urodziny, chcę iść do szkoły, będą mi składać życzenia, to moja osiemnastka! A osiemnaste urodziny ma się tylko raz!-Uśmiechnęłam się-Tak samo jak dziewiętnaste, dwudzieste, sto czternaste i tak dalej...-Powiedział.-Aish, nie rozumiesz? Osiemnastka jest...no...chcę iść do klubu!-Krzyknęłam zgodnie z prawdę, duch zaśmiał się pod nosem po czym zaczął...-W każdych innych okolicznościach puściłbym cię gdzie tylko chcesz, ale akurat dzisiaj, nie możesz.-Spoważniał.-Dalej nic nie kumasz? Z resztą nie masz nic do gadania! Jestem już umówiona z Sarach, John'em, Ray'em, i Alexy'm.-Wymieniłam skład mojej paczki najbliższych przyjaciół.-Alexy? Słuchaj...faktycznie nic na niego nie mam, ale po tygodniu znajomości uznajesz go za bliskiego? Aleś ty naiwna...-Westchnął z lekką pogardą w głosie.-Co? Przepraszam bardzo, ale co ty możesz o tym wiedzieć!?-Wkurzyłam się.-Na tym świecie jestem na tyle długo aby wiedzieć o was, ludziach wszystko.-Początkowo chciałam go olać, ale...-"O was, ludziach"? Sugerujesz że nie jesteś człowiekiem?-Zapytałam-Co!? Nie...n...no weź! Chodziło mi o to żeee....ja jestem martwy! Tak! O to mi chodziło!-Stwierdził-Taa...jasne...-Rzuciłam pod nosem wchodząc do budynku szkoły. 

      Ku mojemu pozytywnemu zaskoczeniu była jeszcze przerwa. Spokojnym krokiem ruszyłam w stronę sali gimnastycznej. Mój strój miałam w torbie więc nawet nie zatrzymywałam się przy szafce. Rzuciłam torbę obok "W-F'owiej" szatni i rozciągnęłam się

†I and Ghost† {ZAKOŃCZONE}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz