Rozdział 1.

6.4K 304 21
                                    

Dźwięk rytmicznego uderzania podeszwy butów o marmurową posadzkę niósł się nagląco po całym korytarzu gdy starałem się dotrzeć do komnaty Blaisa, tak szybko jak to tylko było możliwe. To co się dzisiaj wydarzyło sprawiło, że przestałem wierzyć nawet w najczarniejsze z najczarniejszych scenariuszy. Gdy myślisz, że przewidziałeś upadek do piekieł, nie spodziewasz się, że przyjdzie cię tam powitać sam Szatan, prawda? Gdy znalazłem się w skrzydle dla gości (jeńców) niemalże biegiem dostałem się do komnaty zamkniętej za ogromnymi pozłacanymi wrotami. Nie zdziwiło mnie, że przed nimi stała obstawa w postaci dwóch postawnych wampirów.

- Nie można wchodzić do środka. - uśmiechnąłem się do nich szeroko.

- I to wy macie mnie powstrzymać przed wejściem, jeśli się nie mylę? - spojrzeli po sobie i w ułamku sekundy ich sylwetki ze zrelaksowanych zmieniły się w napięte i agresywne. Poczułem na plecach przyjemny dreszcz, który tak bardzo kochałem. Nic tak dobrze nie rozjaśnia wampirowi w głowie jak walka. Już miałem się na nich rzucić, gdy nagle drzwi za nimi otworzyły się i z komnaty pośpiesznym krokiem wyszła cała umazana krwią kobieta. Zadrżałem i mimowolnie podążyłem wzrokiem za raną na jej pięknej smukłej szyi, po której spływała krew. Poczułem na wardze wysuwające się kły. Zanim reszta zebranych wyrwała się z transu rzuciłem się w stronę otwartych wrót i wskoczyłem do środka. Gdy tylko je zatrzasnąłem na drewnianą zasuwę, po drugiej stronie usłyszeć można było rzucane steki przekleństw i gróźb.

- Doskonale wiecie chłopcy gdzie mam wasze groźby... - zaśmiałem się szyderczo. Pragnąłem nawet coś dodać ale nagły ruch powietrza przede mną mnie powstrzymał. W ułamku sekundy zmaterializował się przede mną Blaise cały umazany i obryzgany krwią. Cała podłoga była nią pokryta. W kącie dostrzegłem kilka zmasakrowanych ciał. Przełknąłem głośno gorycz zbierającą się w moich ustach i spojrzałem na stojącą przede mną istotę. Jego oczy były czarne niczym noc. Nie mogłem w nich dostrzec niczego poza głodem, furią i jak mogłem się tylko domyślać, rozpaczą. Westchnąłem jedynie zmęczony. Na pewnym etapie naszego istnienia każdego z nas to spotykało. Co do jednego. 

- Czego ode mnie chcesz? - warknięcie, które z siebie wydał mocno mnie rozdrażniło. Splotłem dłonie na piersi zirytowany.

- Przyszedłem sprawdzić jak się miewasz po tym jak dowiedziałeś się, że twój ostatni facet okazał się być twoim cholernym stwórcą, ale widzę, że masz się wyśmienicie. Albo może adekwatniejszym słowem byłoby smakowicie. - spojrzał na mnie znad przymrużonych oczu i zmarszczonych brwi. - Myślę, że powinieneś powiedzieć tym czarującym mężczyznom przy drzwiach, że masz tu kilka ciał do spalenia. - dodałem patrząc na zwłoki z obrzydzeniem. Wampiry wystrzegały się śmierci. I choć wydawać się może, że z oczywistych powodów powinniśmy być wobec niej obojętni, było wręcz na odwrót. Jej zapach przyprawiał mnie o mdłości. Blaise najwidoczniej nawet nie zwrócił na to uwagi. Już sam ten fakt był alarmujący.

- Jak widzisz, mam się wspaniale. - odwrócił się do mnie plecami i podszedł powoli w stronę okna, delikatnie oświetlanego przez blask księżyca.

- Czyli na co dzień masz zwyczaj sypiania ze stosem trupów w rogu pokoju?

- Nie. Zwykle trzymam je w szafie.

- Przezabawne.

- Widzisz? Nie tracę poczucia humoru nawet w chwili największej rozpaczy. - nadal patrzył tępo przed siebie.

Westchnąłem i w wampirzym tempie przeniosłem się obok niego. Musiałem przyznać, że widok z jego okna zapierał dech w piersi. W oddali widzieliśmy pięknie podświetloną kopułę Santa Maria della Salute i powoli płynące po morzu statki i motorówki.

Bella Clairiere and City of Lost Souls (III)Where stories live. Discover now