Rozdział 10

3.1K 140 7
                                    

  — To znaczy tylko jedno. Że jestem najszczęśliwszym facetem na świecie i ja ciebie chyba też kocham, ale przepraszam. Nie wiem do końca, co do ciebie czuję. Czy możesz dać mi czas, żebym to przemyślał? Gdy cię zobaczyłem, to moje serce najpierw stanęło, a później zaczęło szaleć i prawie wyrwało mi się z piersi. Czy to można nazwać miłością? Czy miłością można nazwać, że za każdym razem, gdy cię widzę, ręce mi się pocą i mam w brzuchu motylki? Czy miłością można nazwać to, że gdy cię nie ma przy mnie, to straszliwie się boję, że coś ci się stało? Czy miłością można nazwać, że chciałbym, abyś zawsze była przy mnie? Gdy mnie opuszczasz, moje serce rozpada się na kawałki, by przy twoim powrocie znów połączyć się w jedno? Czy twoim zdaniem to jest miłość?

— Darek...

— Czy twoim zdaniem to jest miłość?

— Tak.

— A więc Izo Walaszczyk, kocham cię i moje serce, ciało i dusza należą do ciebie. Zrób z nimi, co chcesz, bo jestem twój. — Z moich oczu popłynęły łzy.

Otarł on je kciukiem i położył swoją dłoń na moim policzku. Powoli zbliżyłam swoją twarz do jego twarzy i pocałowałam go, a on odwzajemnił pocałunek. Nie całowaliśmy się szybko i namiętnie. Wręcz przeciwnie, powoli, czule i ten pocałunek był przesiąknięty miłością. Był to zdecydowanie najlepszy pocałunek w moim życiu.

— Nie chcę już iść na lekcje — powiedziałam.

— W takim razie zwolnię nas. Powiem, że źle się poczułaś i odwiozę cię do domu — powiedział.

Jechaliśmy właśnie jego samochodem. Przez całą drogę trzymaliśmy się za ręce.

— Nie chcę jechać do domu. Może pojedziemy na jakiś obiad?

— Mam lepszy pomysł.

— Jaki?

— Niespodzianka.

— Ej, no powiedz — poprosiłam.

— Ufasz mi? — zapytał.

— No oczywiście, że tak. Powiedz chociaż jak daleko? — nalegałam.

— Jakieś dwadzieścia kilometrów. Spokojnie nie wywiozę cię do lasu, żeby cię zgwałcić i zostawić. — Na jego słowa wybuchłam śmiechem, a on ze mną.

Przez całą drogę rozmawialiśmy. Po trzydziestu minutach usłyszałam:

— Jesteśmy na miejscu. To jest mój dom, który dostałem w prezencie na osiemnaste urodziny. Nie mieszkam tu, bo jest za daleko do pracy i centrum. — Fakt dom był w obrzeżach Warszawy. Wyglądał cudownie jak z filmu. Był ogromny, trawnik wokół domu był idealnie zielony i przystrzyżony.

— Mam tu sprzątaczkę i ogrodnika, oni o wszystko dbają, a ja wpadam tu, gdy tylko mogę.

Darek chwycił mnie za rękę i weszliśmy do środka. Dom był urządzony w stylu lat sześćdziesiątych, a może nawet jeszcze starszych. Widziałam, że wszystko, co tam było to antyki. Darek zaprowadził mnie do ogromnej, ale to naprawdę ogromnej kuchni. Posadził mnie jak małe dziecko na wysokim krzesełku i podszedł do blatu.

— To księżniczko co jemy ? — zapytał.

— Yhm, nie wiem, a co możesz zrobić?

— Ja mogę wszystko. Nie chwaląc się, jestem wspaniałym kucharzem. — Znów wybuchłam śmiechem.

— Dobrze mój ty kucharzu, a więc zrób swoje popisowe danie.

— Obawiam się, że nie mam owoców morza w lodówce, ale zrobię pieczeń w sosie czosnkowym, pure z ziemniaków i sałatkę. Co ty na to?

— Dobrze. A więc ty rób, a ja rozejrzę się po twoich posiadłościach — mówiąc to, wyszłam z kuchni.

Obejrzałam cały ogromny parter. Weszłam na górę. Otworzyłam pierwsze drzwi i ukazała mi się ogromna sypialnia. Jeszcze nigdy w życiu nie widziałam tak ogromnego łóżka, więc pierwsze co zrobiłam po wejściu tam, to po prostu się na nie rzuciłam. Było takie miękkie. Naprzeciwko wisiał ogromny telewizor. Zauważyłam też drzwi. Otworzyłam je i zobaczyłam łazienkę, która była urządzona nowocześnie w czerni i bieli. Wybiegłam stamtąd i skierowałam swe kroki do kuchni, gdzie roznosiły się cudne zapachy.

— Już tu nie mieszkasz — krzyknęłam, wbiegając do pomieszczenia.

— Co, ale dlaczego? A kto tu mieszka? — zapytał zdziwiony.

— Jak to kto? No ja! Zabieram ci ten dom. On jest cudowny.

— Hahah. Proszę bardzo, jest twój. Kiedy się wprowadzasz?

— Zaraz. Już. Teraz. — Darek uśmiechnął się promienie i pokazał, abym usiadła do stołu. On naprawdę potrafił gotować.

— Może teraz coś obejrzymy?

— Dobrze — Darek poprowadził mnie do salonu.

— Ale w twojej sypialni — powiedziałam, ciągnąc go za rękę w stronę schodów.

— Czy to ma jakiś cel? — zapytał z chytrym uśmieszkiem. Zaśmiał się tylko. Darek włączył telewizor i wybieraliśmy film.

— To, co oglądamy? Romans czy horror?

— Horror. Wybierz jakiś.

— Dobrze — powiedział, a ja rozłożyłam się na jego łóżku.

Po chwili położył się obok mnie i objął mnie ramieniem, tak że leżałam głową na jego klatce, a nogi mieliśmy splątane. Film naprawdę był straszny. Co chwila mocniej przytulałam się do Darka, a on mocniej przyciskał mnie do siebie. W pokoju rolety były spuszczone, a drzwi zamknięte. Panował mrok. Światło dawał tylko telewizor. Darek przytulił mnie jeszcze mocniej i pocałował we włosy. Był taki czuły, troskliwy i opiekuńczy. Chciałam, aby ta chwila trwała wiecznie, ale niestety trzeba było wracać. Po prawie czterdziestu minutach staliśmy pod moim domem.

— Wejdziesz? — zapytałam.

— No nie wiem. Chyba lepiej nie — odpowiedział.

— Proszę cię. No chodź — nalegałam.

— No dobrze, ale tylko na chwilę, niedługo wrócą twoi rodzice — zgodził się. — Nie chciałbym, żeby nas zobaczyli. Jestem twoim nauczycielem — kontynuował w korytarzu, gdy ściągał buty.

— Hm, chyba za późno. — W salonie stał mój tata i patrzył na nas surowym wzrokiem. To koniec.

Nauczyciel D.SWhere stories live. Discover now