Rozdział 3

4.4K 168 3
                                    

  — Co to? Cholera Iza! Czemu zrobiłaś sobie krzywdę? — Zobaczyłam w jego oczach ból i troskę, lecz ani trochę gniewu.

— To nie pana sprawa! — odpowiedziałam, udając obojętność.

— Właśnie, że moja, bo... — powiedział, nie kończąc.

— Bo co? Nic dla ciebie nie znaczę! — wykrzyczałam mu prosto w twarz.

Darek nie wytrzymał i ponownie się odezwał.

— Jesteś moją uczennicą. Pęka mi serce, gdy widzę, że się ranisz i nie masz prawa mówić, że nic dla mnie nie znaczysz, bo znaczysz. Tak jak każdy uczeń. - Słysząc jego ostatnie zdanie, moje serce pękło na dwa kawałki. Znaczę dla niego tyle, co wszyscy. Nie mogłam już wytrzymać, więc ostatni raz spojrzałam w jego niebieskie oczy i wychodząc, powiedziałam łagodnym, lecz pełnym bólu głosem:

— No właśnie. A ja chcę znaczyć dla ciebie wszystko. — Wybiegając z klasy, usłyszałam jeszcze swoje imię z jego ust, lecz było to coś w rodzaju jęku. Zignorowałam to. Chciałam wybiec ze szkoły, lecz na mojej drodze stanął Adrian. Bez wahania pobiegłam do niego i wtuliłam się w jego ramiona. Zaczęłam cicho szlochać.

— Mała, co jest? — zapytał z troską.

— Ja... Moje serce krwawi. On powiedział, że znaczę dla niego tyle, co każdy. Ja już nie mogę. Nie chcę żyć. — Nie widziałam, co mówię, a mój przyjaciel bardzo gwałtownie zareagował na moje słowa. Odezwał się stanowczym i nieznoszącym sprzeciwu głosem.

— Izabelo Walaszczyk nigdy więcej tak nie mów, rozumiesz? Zabraniam ci! Masz po co żyć. Z wieloma rzeczami dałaś sobie radę, więc z tym też. Twoje serce w końcu się pozbiera i pokocha kogoś innego. Musisz mu tylko na to pozwolić.

Wiedziałam, że to prawda, ale w żadnym wypadku nie nie chciałam tego robić. Nie zamierzałam wyprzeć się miłości do niego, bo to była największa rzecz, jaką w swoim życiu czułam. Nigdy nie darzyłam żadnego człowieka takim mocnym, bezwarunkowym i nieodwołalnym uczuciem, jak jego.

— Dobrze Adi — powiedziałam, po czym wyrwałam się z jego ramion, idąc do swojej szafki po kurtkę.

Gdy byłam już przy wyjściu ze szkoły, zobaczyłam pana Darka. Siedział przed klasą, w której mieliśmy lekcje i miał twarz schowaną w dłoniach. Dlaczego był smutny? Przecież powiedział mi, że nic między nami nie będzie. Czyżby przejmował się moimi ranami? Nie sądzę, przecież on traktował mnie tak, jak wszystkich, a w sumie to nie ja jedyna miałam problemy. To wszystko było chore. Postanowiłam przestać, choć na chwilę o tym myśleć. Założyłam słuchawki na uszy i puściłam jedną ze swoich ulubionych piosenek. Byłam już prawie na mojej ulicy. Szłam z głową spuszczoną w dół i nagle poczułam, że wpadłam na coś twardego. Na początku myślałam, że to jakiś słup, lecz okazało się, że był to jakiś chłopak. Niesamowicie przystojny chłopak. Był umięśniony, co potwierdzała jego dopasowana biała bluzka. Miał na sobie czarne rurki i tego samego koloru buty. Włosy były ułożone do góry. Wyglądał oszałamiająco.

— Yhm, przepraszam. Mam na imię Daniel — przedstawił się.

— A ja Iza. To ja przepraszam, wpadłam na ciebie — oznajmiłam, wpatrując się w jego przystojną twarz.

— Nic nie szkodzi. Czego słuchasz? — mówiąc, wskazał palcem na słuchawki.

I tak zaczęła się nasza rozmowa. Daniel zaproponował mi, że odprowadzi mnie do domu, na co ja się oczywiście zgodziłam.

— Do jakiej szkoły chodzisz? — zapytał ni stąd, ni zowąd.

— Do liceum numer dwadzieścia, a ty?

— Hah — zaczął się śmiać.

Patrzyłam na niego zdziwiona, nie wiedząc, o co mu chodzi.

— Coś nie tak ? — zapytałam zaniepokojona.

Dochodziliśmy już do mojego domu.

— Ja też od jutra mam tam chodzić, więc będziemy się widywać.

Uśmiechnęłam się do niego, ale nie był to szczery uśmiech. Nie potrafiłam zapomnieć o rozmowie z Darkiem.

— Masz rację to świetnie — odpowiedziałam z udawanym entuzjazmem.

Nie minęło wiele czasu, gdy stanęliśmy pod moim domem.

— Wiesz, już doszliśmy.

— Okej. No więc do jutra Iza — powiedział i pocałował mnie w policzek.

Ale dlaczego? To miłe, ale my się prawie nie znaliśmy. Uśmiechnęłam się do niego i weszłam do domu. Ściągając buty, zauważyłam, że w domu nikogo nie było, co w sumie było normalne. Rodzice pracowali do późna, więc czułam się tak, jakbym mieszkała sama. Nigdy mi to nie przeszkadzało, lecz teraz gdy weszłam do domu, ponownie do mojej pamięci wróciła rozmowa z Bednarczykiem, a w moich oczach pojawiły się łzy. To wszystko było do bani. On był moim nauczycielem, a ja byłam w nim zakochana. Ta miłość od początku skazana była na klęskę. Poszłam do swojego pokoju. Cały dzień nic nie jadłam. Nie byłam z siebie dumna, ale nie miałam też na nic ochoty, a tym bardziej na jedzenie.

Nie miałam ochoty jeść.

Nie miałam ochoty pić.

Nie miałam ochoty oddychać.

Nie miałam ochoty żyć.

Zamknęłam oczy. Widziałam jego twarz. Zasnęłam, ale nie snem wiecznym. Jutro znowu trzeba było wstać, a wszystko miało kiedyś powrócić do 'normy'.   

Nauczyciel D.SWhere stories live. Discover now