Rozdział 6

15.3K 552 18
                                    

Rozdział poprawiony.

Nie wiem co się ze mną ostatnio dzieje. Jestem roztargniona i wiecznie zdenerwowana. Chwilę temu wróciłam do domu, a teraz siedzę zamknięta w pokoju i ani mi się śni gdziekolwiek z niego wychodzić. Mam także nadzieję, że nikomu nie przyjdzie na myśl sprawdzanie, co się u mnie dzieje. Jest po 11, a z Adamem spotykam się dopiero o 16. W sumie, to nawet nie wiem jak się ubrać. Ciekawe, gdzie mnie zabierze.

***

Jestem już prawie gotowa. Schowam moją skromność do kieszeni, bo w sumie, to wyglądam nienagannie, zwyczajnie i nienagannie. Dzisiaj pogoda zupełnie się zmieniła. Zmusiło mnie to, do ubrania jeansów z wysokim stanem i krótkiego, szarego swetra. Dobierany warkocz komponował się świetnie, tak jak wszystkie utwory Johna Newmana. Świetne porównanie, prawda?

Powoli schodziłam ze schodów. W salonie siedzieli wszyscy domownicy. Trochę szkoda, że muszę ich tak zostawiać, bo mieszkamy razem, żeby spędzić ze sobą więcej czasu - tak przynajmniej myślę. Nie mogę jednak siedzieć w towarzystwie Thomas'a. Zaprząta moją głowę tak bardzo, że w zasadzie nie mam ochoty na nic innego. Widzę, że dobrze się bawią. Jednak kupienie tego xbox'a było dobrym pomysłem.

- Hah panowie, wiadomo kto się tutaj najlepiej rusza - słyszę aksamitny głos Clarie.

- Wiadomo, że ja kochanie - wchodzę do salonu z uśmiechem na ustach. Nie mogę pokazać, że coś jest nie tak.

- Nie wydaje mi się! Zapraszam na parkiet - ruchem ręki wskazała na dywan przed kanapą.

- Uuu chyba szykuje się starcie mistrzów! - jak zwykle Nick próbuje rozładować sytuację.

- Rzucasz mi wyzwanie młoda?

- Jasne - widzę pewność Clarie. Losujemy piosenkę, do której będziemy tańczyć i gra się zaczyna. Na moje szczęście to chyba najlepsza piosenka do pokazania swoich wdzięków. Zatracamy się w tym, co robimy. Czuję na sobie palące spojrzenia. Niech się napatrzą, co mi tam? Thom wręcz pożera mnie wzrokiem. Nasze oczy krzyżują się. Widzę w nich ból. W tym samym momencie przestaję tańczyć. Jest mi bardzo smutno, gdy widzę go takiego, jednak nic nie mogę z tym zrobić. Zabieram torebkę z fotela i udaję się do wyjścia.

- Hey A.! To jeszcze nie koniec - woła za mną Clarie.

- Sory, może później. Umówiłam się - zamknęłam drzwi i udałam się na miejsce spotkania, a w głowie cały czas miałam ból goszczący w jego pięknych oczach...

***

Jestem już na miejscu. Widzę, że Adam stoi dokładnie w tym miejscu, gdzie wczoraj uratował moją twarz. Wygląda zniewalająco, serio. Widziałam wielu zniewalających, ale on? Marzenie. Chyba coraz bardziej go lubię.

- Cześć Man - uśmiecha się chłopak.

- Hej...Skąd to Man? - pytam z nutką zdziwienia w głosie.

- Takie słodkie zdrobnienie. Nie podoba ci się? - w sumie to nie wiem czy mi się podoba. Za dużo tych zdrobnień; A., Man., Mandy...

- Ok - kurde, na tyle mnie tylko stać? - Dobra chodźmy już, bo się rozmyślę - czuć nutę irytacji w moim głosie. Nie robię tego specjalnie, jakoś samo tak wychodzi.

- Oczywiście księżniczko - wskazał ręką czarne BMW i skinieniem głowy zaprosił do środka.

- To...gdzie jedziemy? - zapytałam.

- Chcę ci pokazać wyjątkowe miejsce.

Droga cały czas się dłużyła. Wierciłam się na fotelu i oglądałam widoki. Zatrzymaliśmy się pod najwyższym budynkiem w Philadelphii. Adam wyskoczył z samochodu i szybko znalazł się przy mnie, by otworzyć mi drzwi. Złapał mnie za rękę i pociągnął do środka. Weszliśmy do windy, a on zasłonił mi oczy swoimi dłońmi. Są takie delikatne i miękkie, a jednak mogę poczuć jego stanowczość. Zabrał dłonie dopiero, gdy byliśmy na samej górze. Z głośników zaczęła lecieć jakaś muzyka. Nie zwracałam na nią uwagi, bo widok zapierał dech w piersi. Serio, nigdy nie widziałam czegoś piękniejszego. Dopiero teraz zaczynam doceniać to miasto, a mieszkam tu od urodzenia.

- Podoba się? - zapytał.

- Jest obłędnie, świetne miejsce.

- Chodźmy dalej, pokażę ci coś - pociągnął mnie za rękę w głąb dachu wieżowca.

Kawałek dalej zobaczyłam koc i wiklinowy kosz. Obok stało czerwone wino i kieliszki. Przez cały czas rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Bardzo dobrze czułam się w jego towarzystwie. Mamy wiele wspólnego, chociażby to, że uwielbia biegać i również gra na pianinie. Szczerze? Nie wygląda na takiego.

***

Był już wieczór. Siedziałam wtulona w Adama, wino dawało o sobie znać. Otulał nas miękki koc, a my nie przestawaliśmy rozmawiać. To moja bratnia dusza. Może nie mogę porównać go do Nicka, ale jest bardzo podobnie. Adam zbliżał twarz do mojej. Wiedziałam, co teraz się stanie. Nie mogłam na to pozwolić, no błagam. Są jakieś zasady moralności. W ostatnim momencie odwróciłam głowę, a Adam złożył miękki pocałunek na moim policzku.

- Coś nie tak? - pyta.

- Wszystko okej, tylko wiesz...nie znam cię. Spotkaliśmy się wczoraj, ty zapraszasz mnie tutaj. Nie wiem co mam o tym myśleć. Wczoraj zachowywałeś się jak zwykły idiota, a teraz chcesz mnie pocałować? - widzę, że wstydzi się tego, co zrobił.

- Faktycznie za bardzo się pospieszyłem, tylko myślałem, że też tego chcesz. Tak dobrze nam się rozmawia.

- Późno już, odwieziesz mnie do domu? - ignoruję jego wyznanie.

- Jasne, chodź - podaje mi rękę i zjeżdżamy na dół.

Pędzimy przez puste ulice miasta. Jest dopiero północ, a już jest prawie pusto. Przecież o tej godzinie wszystko powinno tętnić życiem. Podjeżdżamy pod mój dom. Wszędzie świeci się światło, co oznacza, że będę mogła spędzić z przyjaciółmi jeszcze trochę czasu. Przez całą drogę byłam nieobecna, a on niewątpliwie to zauważył. Chciałam wysiąść z auta, jednak Adam mnie zatrzymał:

- Dlaczego jesteś taka nieobecna? Na prawdę nie chciałem - powiedział skruszony.

- Ymm, wszystko okej, tylko muszę już iść - mruknęłam i wyszłam na zewnątrz.

- Nie pożegnasz się? - zapytał zawiedziony.

- Aaa tak, jasne.

Stanęłam na palcach i złożyłam całusa na policzku chłopaka, z którym spędziłam większość dzisiejszego dnia.

- Było super, dziękuję - uśmiechnęłam się lekko.

- Nie ma sprawy. Świetnie się bawiłem - powiedział, a potem mnie przytulił. - Mam nadzieję, że dasz mi kolejną szansę na spotkanie.

- Na pewno! Było fajnie - odpowiadam. Stoimy tak dłuższą chwilę. Mam czas, żeby zaciągnąć się jego zapachem i zapamiętać go do kolejnego spotkania. W końcu odrywamy się od siebie, a ja idę do drzwi. Macham na pożegnanie, a gdy odjeżdża wchodzę do domu.

- Cześć wszystkim, jestem! - krzyczę z korytarza.

- Siemka - odpowiadają równo. Cóż za synchron! Wchodzę do kuchni i nalewam sobie wody. Przechodzę teraz do salonu, ale kogoś mi brakuję. Słyszę głośne kroki na schodach, a potem trzaśnięcie drzwi od pokoju gościnnego. No tak... Thomas.


______________

Gwiazdkujcie, komentujcie i czekajcie na next'a! :)


* Zdjęcie - Philadelphia nocą

Could you love me again?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz