Rozdział 4

15.8K 617 1
                                    

Rozdział poprawiony.

Gdy weszłam na górę zaraz do moich stóp podbiegł Beans.

- Cześć skarbie! - przywitałam się z pieskiem i zaczęłam drapać go po brzuszku. Beans położył się na plecach i zaczął przewracać się z prawego boku na lewy.

Cudowny widok!

- Idziemy na spacerek? - zapytałam słodko i wzięłam psiaka na ręce.

Zeszłam na dół do korytarza. Postawiłam Beans'a na ziemi i ubrałam buty. Z szafki wyjęłam szare szelki i smycz. Założyłam je maluszkowi i wyszliśmy na krótki spacer. Szliśmy sobie powoli chodnikiem i dopiero teraz dopadły mnie wyrzuty sumienia... Może nie powinnam postępować tak w stosunku do Thomas'a? Chociaż nie! Cofam to. On przez 10 lat miał mnie gdzieś! Niech ma, na co zasłużył. Nie to, że jestem mściwa, ale wszystko ma swoje granice. Najwidoczniej nie byłam na tyle ładna czy atrakcyjna, żeby taki chłopak jak on zwrócił na mnie uwagę...
Całe szczęście, że Beans ma krótkie nóżki, które szybko się męczą. Przez drogę powrotną wpakował mi się na ręce. Mały leniuch!

Weszłam do domu, trzaskając drzwiami. Z salonu słyszałam głośne śmiechy. Zdjęłam szelki Beans'owi i puściłam go, żeby poszedł napić się wody. Ściągnęłam buty i ruszyłam do znajomych. Widzę wszystkich prawowitych mieszkańców tego domu na najbliższe 2 tygodnie i nie mogę się już doczekać tego, co się zadzieje! Nie zdajecie sobie nawet sprawy, jak miło zrobiło mi się w sercu! Oni wszyscy razem ze mną! To w sumie najlepszy dzień, który trwa dosyć długo, jak na zwykły dzień. Schodzę na dół i wskakuję Nick'owi na plecy:

- Orientuj się grubasie! - tak naprawdę to N wcale nie jest gruby. Jego ciało jest obłędnie idealne, uwielbiam jego wyrzeźbiony tors. Tylko żebyście sobie za dużo nie wyobrażali. To tylko mój braciszek, nie mogłabym!

- Ktoś tu przytył księżniczko! - słyszę za sobą śmiechy mojego brata Philip'a i jego kumpla. Brakuje tylko Kevina i Claire, ale pewnie zmyli się na górę. Co się dziwić? W sumie pasują do siebie. W tym momencie wpadam na genialny pomysł!

- Panowie! Szykuje się impreza!

***

Porozsyłałam zaproszenia do ludzi z całej szkoły! W końcu mamy ogromny dom tylko dla siebie, a dzisiaj rozpoczynamy dwutygodniowe wolne od rodziców i kontroli! Trzeba to uczcić. Ale mam mały problem. W co ja się ubiorę?

Chłopcy byli w niebo wzięci. Pobiegłam szybko do łazienki, bo przecież, gdy dwoje lalusiów do niej dotrze, to do śmierci tam nie wejdę. Po szybkim prysznicu ubieram czarną, obcisłą sukienkę do połowy uda. W talii ma szeroki pasek koronki. Uwielbiam ją, jest taka jakby szczęśliwa, wyjątkowa. Włosy kręcę przy końcach i nakładam zwykły makijaż. Staram się jednak zrobić równe kreski i wykonturować twarz. W sumie udało mi się, nie wygląda to tak źle. Ubieram już tylko czarne szpilki i jestem gotowa.

Gdy schodzę na dół zaczynają przychodzić goście. Największe zbiorowisko jest w salonie. Domówka trwa od niecałych 15 minut, a ludzie nie oszczędzali na czasie. Mnóstwo z nich buja się do jakieś badziewnej muzyki (nie moje klimaty). Po chwili zauważam w tłumie Kev i Clarie. Wyglądają uroczo, serio. Uwielbiam na nich patrzeć. Nie będę psuła im chwili. Sama zaczynam tańczyć, w końcu po to ta impreza. Trzeba się wyluzować. Zaczynam poruszać biodrami w rytm muzyki totalnie się w niej zatracając. W zasadzie, to nie jest wcale taka badziewna. Po chwili ktoś się do mnie dołącza. Czuję, że próbuje dopasować nasze ciała w jedność. Jest ciemno i nie wiem kim jest ten ktoś, poznaję jednak perfumy.

- Thom odwal się. Poza tym nie jesteś już na mnie zły? - szepczę do jego ucha. On nic nie odpowiada. Po chwili łapie mnie za rękę i prowadzi po schodach na górę. Dziwne... Chyba jestem nienormalna. Nawet nie mam pewności, że to on. Idąc powoli przyglądam się tańczącym na dole. Moje spojrzenie krzyżuje się z jego. Ze spojrzeniem Thom'a. Więc zaraz...kto prowadzi mnie na górę?

______________

Krótki rozdział, ale zaraz next :)

Could you love me again?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz