Rozdział 22

484 60 1
                                    


Wybiegłam z budynku, otwierając drzwi usłyszałam dzwonek mojego telefonu, gdy wyjęłam go i zobaczyłam na wyświetlaczu imię Michaela odrzuciłam połączenie. Byłam roztrzęsiona, więc przesunięcie palcem po ekranie sprawiało mi nie małą trudność. Kiedy wkładałam komórkę z powrotem na poprzednie miejsce wpadłam na coś, a dokładniej na kogoś. Spojrzałam do góry żeby zobaczyć twarz wysokiego mężczyzny, który zaklną pod nosem. Rozpoznając ten głos modliłam się, o to żebym się myliła.

- Co ty tu do cholery robisz? – ton Caluma był niski i surowy.

- Ja.... – zaczęłam jednak słowa nie chciały mi przejść przez gardło.

- Susan! Co ty sobie myślisz?! – krzyczał z wyrzutem. – Wiesz, że to niebezpieczne?

- Nie masz prawa mi mówić co jest dla mnie bezpieczne. Wiem co robię. – prychnęłam krzyżując ręce na piersiach.

- Kiedyś obiecałaś mi, że będziesz się stosować do moich wskazówek!

- Do wskazówek – owszem. Do rozkazów? Nie przypominam sobie.

- Po co tu przyszłaś? – zapytał starając się uspokoić oddech.

- Nie twoja sprawa. – stwierdziłam przyciszając ton.

- Susan. – powiedział ostro łapiąc moją rękę i mocno ją ściskając. – Spójrz mi w oczy i powiedz po co tu byłaś!

Podniosłam wzrok i spojrzałam w ciemne tęczówki chłopaka. Jego policzki były zaczerwienione, mam wrażenie, że miało to coś wspólnego z ciśnieniem, które najwyraźniej przez tą rozmowę mocno mu podskoczyło. Szczerze... bałam się. Nie znosiłam Caluma „w tej wersji": zaborczy, agresywny i bezczelny. Wiedział co zrobić, aby wzbudzić we mnie strach i wymusić odpowiedź.

- Stwierdziłam, że skoro ty nie chcesz mi powiedzieć prawdy to sama muszę do niej dojść.

- Ashton ci powiedział? – był zaskoczony. Powoli puszczał moją rękę następnie chowając twarz w dłoniach. – Idiota. – powiedział pod nosem.

Chwilę patrzył w chodnik pustym wzrokiem, żeby za moment szybkim krokiem udać się za ogrodzenie więzienia.

- Wracamy do domu. Lepiej się pospiesz. – powiedział spoglądając na mnie przez ramię.

- Nigdzie nie jadę. – stwierdziłam.

- Właśnie, że jedziesz. Wystarczająco namieszałaś. – zatrzymał się i czekał aż dorównam mu kroku, a ja uległam podchodząc do niego jak dziecko, które boi się kary.


****


- Przepraszam stary. – powiedział Clifford kiedy wchodziliśmy do domu. – Myślałeś, że to przewidzę?

- Zamknij się. – Calum mijając kumpla mocno uderzył go ramieniem.

- Hood! – krzyknęłam, a on zdziwiony odwrócił się na pięcie czekając aż powiem to co mam powiedzieć. – Jesteś nic nie wartym tyranem! Nie szanujesz nikogo.... ani przyjaciół, ani mnie, ani nawet samego siebie!

- Ty.... – zaczął lecz nie pozwoliłam mu dokończyć.

- Nie masz prawa tak traktować nikogo! – krzyczałam ocierając łzy spływające po policzkach.

- Wiem do czego mam prawo. – prychnął.

- Gówno prawda. – stwierdziłam patrząc na zaskoczonego Michaela przyglądającemu się całej tej sytuacji. – Dobrze wiesz, że to nie jego wina, ale nie możesz pojąć, że mam więcej rozumu od ciebie.

- Nie pozwalaj sobie. – zaśmiał się.

- Bo co? Myślisz, że się ciebie boję? Ups... to cię zaskoczę! Nie boję się. Jesteś żałosny. – kłamałam, bałam się go.

Patrzyłam uważnie jak wszystkie obelgi uderzają go, a jego szczęka staje się wyraźniej zaznaczona przez zaciskanie zębów przez ciemnowłosego. Zamknął oczy, miałam wrażenie, że zaraz wybuchnie.

- Zamknij ją. – powiedział spokojnie.

- Calum.... – skarcił go Clifford.

- Zamknij ją do cholery!

Michael pokręcił głową i po tym jak zdjęłam buty zaprowadził mnie do „mojego pokoju". Usiadł na moje łóżko, czekając aż ja zajmę miejsce obok.

- Przepraszam. – powiedziałam przytulając się do ramienia chłopaka.

- Nie jestem zły. – wyznał. – Nie na ciebie.

- Dlaczego on się tak zachowuje? – zapytałam. – Co go ugryzło? I dlaczego wykonujesz wszystkie jego rozkazy?

- Ma sporo na głowie. Chce wyciągnąć Ashtona z więzienia, poza tym ta bomba....

- Jaka bomba? – czułam jak moje serce przyspiesza.

- Była w jego samochodzie. W porę się zorientował bo... byłoby już po nim.

- O Boże.– zakryłam usta dłonią. – Ale jak? Kto by mógł...

- Ja uważam, że to Natalie. – przerwał.

- Ale ona nie żyje! – zaprotestowałam.

- Tak? To jak mi wytłumaczysz tą pustą trumnę?

- Ja. Sama nie wiem..

- Tak właśnie myślałem. – powiedział triumfującym tonem. – Muszę już iść, coś ci trzeba?

- Nie. Dzięki. – kiedy wstał ja położyłam się na łóżku i zwinęłam się w kulkę słuchając jak chłopak zamyka drzwi na klucz.


Hard //c.hOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz